W minionym roku ukazało się kilka ważnych albumów: młodych zespołów (Kamp!, Bruno Schulz), weteranów krajowej sceny muzycznej (Proletaryat, O.S.T.R.), a także co najmniej dwa mocne debiuty: Girl & Nervous Guy, a zwłaszcza Ted Nemeth.
W minionym roku ukazało się kilka ważnych
albumów: młodych zespołów (Kamp!, Bruno Schulz), weteranów krajowej
sceny muzycznej (Proletaryat, O.S.T.R.), a także co najmniej dwa
mocne debiuty: Girl & Nervous Guy, a zwłaszcza Ted Nemeth. Dwie
pierwsze grupy to laureaci poprzednich edycji plebiscytu Łódzka
Płyta Roku organizowanego przez łódzką „Wyborczą”. Przez
ostatnie cztery lata mniej więcej o tej porze znane już były wyniki
tego konkursu. Nie tym razem.
A szkoda. Nawet trudno jednoznacznie
określić, jakim rodzajem śmierci umarła ta inicjatywa. Aktywność
facebookowego profilu Łódzkiej Płyty Roku proroczo zatrzymała się
na informacji o zbliżającej się premierze albumu Ted Nemeth
„Ostatni krzyk mody” (S.P. Records). Wszak muzyka tego zespołu
broni się na kilku poziomach. Po pierwsze: kompozycje zostały
porządnie zaaranżowane, zróżnicowane, również stylistycznie: od
popu, poprzez coś na kształt indie folku, po cięższe brzmienia. Po
drugie: płyta brzmi selektywnie, słychać głębię zarówno brzmień
podstawowych instrumentów, jak i wyraźnie obecnego elektronicznego
tła, za które odpowiedzialny jest nie kto inny, tylko Paweł
Cieślak, chyba najważniejszy dzisiaj łódzki producent. Po trzecie
wreszcie, na odbiór pozytywnie wpływają osobowości samych muzyków,
ze szczególnym uwzględnieniem wokalisty, Patryka Pietrzaka, którego
nieco drażniąca maniera (jakby wczesny Muse zderzył się ze
środkowym Myslovitz i późnym The Cure) przy kolejnych odsłuchaniach
hipnotyzuje i uzależnia. Krążek spotkał się z bardzo przychylnymi
recenzjami: w „Teraz Rocku” został umieszczony w trójce najwyżej
ocenianych płyt. Wygrał też plebiscyt „Kalejdoskopu” Armatka
Kultury.
Drugi debiut, który mógłby namieszać w
zestawieniu najlepszych łódzkich albumów 2015, to „Shake the Tree”
Girl & Nervous Guy, indiepoprockowego objawienia ubiegłego
roku. Formację tworzą: Patrycja Hefczyńska, Marcin Kowalski czy
Łukasz Klaus, znani z takich kapel, jak C.K.O.D., NOT, Husky czy
Öszibarack. Nic dziwnego, że płytę wydał gigant – Warner Music
Poland. Muzycznie wpisuje się ona w popularny nurt, kojarzący się z
jednej strony z transowo-pastelowym graniem w stylu Florence &
The Machine, z drugiej nad całością czuwa duch postpunkowych
macierzystych formacji członków G.A.N.G.-u. Obok delikatnego
plumkania pojawiają się ostrzejsze dźwięki, tworząc od czasu do
czasu intrygujące kontrasty.
Podobnie można by określić „Imperium” grupy
Bruno Schulz, kolejny efekt muzycznej obróbki Pawła Cieślaka. Nowy
album laureata ŁPR 2013 jest jakby spokojniejszy i bardziej
dojrzały od poprzedniego. Bardziej melodyjne kompozycje nabrały
przestrzeni i elektronicznego sznytu, choć straciły nieco mocy i
rzewności. To jednak nie przeszkadza w odbiorze całości jako
spójnej opowieści i zbioru po prostu dobrych piosenek.
Po pięciu latach w dobrym stylu wrócili
weterani z Proletaryatu, w barwach zasłużonej agencji MTJ. Tytuł
„Oko za oko” wiele wyjaśnia: jest ciężko i bezkompromisowo, choć
kompozycje zostały oparte na chwytliwych, gardłowo wyśpiewanych
liniach wokalnych i zapadających w pamięć, raczej prostych riffach.
Z punkowej przeszłości grupie zostały już tylko buntownicze teksty
(poczynając od singla „Nie wyrażam zgody”). Całość oscyluje
gatunkowo między heavy metalem a hard rockiem. Inny laureat ŁPR –
Kamp! – potwierdził swoją pozycję krążkiem „Orneta”, kontynuującym
eksplorowanie tych samych obszarów muzycznych, rozłożonych między
synth- i electropopem a glo-fi czy house’em. To już rozpoznawalna w
Polsce i Europie marka.
Na uwagę zasługuje
również powrót Jude, totalnego projektu muzyczno-ideologicznego pod
przywództwem Wiktora Skoka. Album „Stat” (Requiem-Records) to
półgodzinna dawka uporządkowanego w ramach ośmiu utworów hałasu
spod znaku hardcore’u, przefiltrowanego przez industrial i noise.
Mało przystępna (z racji mocy i marszowej monotonności) w odbiorze,
ale bardzo wciągająca i na wskroś łódzka. Niszowy fenomen tego
antyfaszystowskiego zjawiska wymaga zdecydowanie obszerniejszego
opracowania przy innej okazji.
Warto odnotować płytę polsko-niemiecko-duńskiego bandu jazzowego „In Bloom”, sygnowaną jako Marek Kądziela ADHD, a nagraną z udziałem ikony europejskiego jazzu, Rudiego Mahalla. To jedna wielka improwizacja, smakowity kąsek dla wielbicieli gatunku, a jednocześnie kolejny dowód na to, jak dobrze łódzcy muzycy odnajdują się – nie bójmy się tego napisać – na scenach światowych.
Mniej mnie wzruszyły, tradycyjnie, płyty z
okolic hip-hopu. Warto odnotować „Podróż zwaną życiem”, kolejny
krążek O.S.T.R., któremu można pozazdrościć regularności w
wydawaniu nowego materiału. Pojawiły się też albumy Zeusa („Zeus.
Jest super”), Lilu („Outro”) i Broklina („Bracia SZ”). Osobny
przypadek stanowi Magister Ninja, na „Zombie Ex” zderzający rock i
metal z rapem. W charakterze ciekawostki warto wspomnieć najnowsze
EP Tres Botellas De La Leche, sześcioutworowe „No Es Pais Para
Normales – To nie jest kraj dla normalnych ludzi”, na którym zespół
mierzy się z różnymi rockowymi konwencjami.
Czas oczekiwania na nowy album Comy miała
zapewne skrócić trzecia solowa propozycja Piotra Roguckiego „J.P.
Śliwa”, do której nagrania Rogucki-juror zaprosił kilkoro
wokalistów z „Must Be the Music”, a którą zapowiadał jako „dzieło
artystyczne porównywalne z instalacjami, rzeźbami lub kolażami
współczesnych twórców”. Ostatecznie wyszedł nużący eksperyment,
mieszanka niewypałów, chyba najmniej spójny album konceptualny
ostatnich lat.
W kategorii „wydarzenia muzycznego”
zarejestrowałbym ukazanie się po latach na DVD „Łajzy”, spektaklu
rockowego Teatru Muzycznego ze szczególnym udziałem legendy
łódzkich lokali – Normalsów, przy niewielkiej pomocy dźwięków
wymyślonych przez Jana Sebastiana Bacha. Niewiele jest zespołów
(obecnie jeszcze Wieże Fabryk), których muzyka tak rdzennie
odpowiada klimatowi naszego postindustrialnego miasta.
Jak to wygląda w liczbach? W moim prywatnym
rankingu pierwsze miejsce przypada Ted Nemeth, za spektakularność i
potencjał. Drugie Proletaryatowi – za utrzymanie poziomu i godne
stanie na straży tradycji rocka. Trzecie Jude i Bruno Schulz –
niech kultowość pierwszych rozprzestrzenia się poza niszami, a
przebojowość drugich pozwoli im wyjść poza literacką magię nazwy.
Co nas czeka w tym roku? Raczej mało zaskoczeń. O.S.T.R.,
konsekwentnie, już wydał nowy krążek („Życie po śmierci”). Premiery
longplayów zapowiedzieli między innymi Soniamiki („Federico”) i
Revlovers („Pharmacy”). W studiu wciąż przebywa L.Stadt. Ale
najbardziej oczekuje się na wspomniany nowy krążek Comy, już
nagrany i wyprodukowany.
Na koniec o jeszcze jednym, ważnym aspekcie
zawieszonego plebiscytu. Mam na myśli jego funkcje
prezentacyjno-poznawcze. Artyści bardzo skąpo informują o swoich
dokonaniach nawet w sieci. Łódzka Płyta Roku mobilizowała ich do
aktywności, a organizatorzy wykonywali kawał dobrej roboty w
dziedzinie marketingu. Łódzkim muzykom życzę zwłaszcza na tym polu
nowego impulsu do działania.
Rafał Gawin
Foto: Agata Lenczewska-Madsen