W ostatni czwartkowy wieczór 2016 roku w klubie DOM zebrali się fani Kosmopolitanii. Przybyli, zaproszeni przez Marcina Pryta, który od sześciu lat organizuje ten cykl multikulturowych imprez.
Kosmopolita to obywatel świata, deklarujący swoją więź z
kulturą ponad granicami. A kosmopolinauta? Takiego pojęcia nie
znajdziemy w żadnym słowniku, jednak tak właśnie można by nazwać
fanów Kosmopolitanii, których w ostatni czwartkowy wieczór 2016
roku w klubie DOM zebrało się około pięćdziesięciu. Spotkali się,
zaproszeni przez Marcina Pryta, który od sześciu lat organizuje ten
cykl multikulturowych imprez. Artysta na wysokości serca miał tego
wieczoru przypiętą czarną różę. Być może na znak smutku z powodu
ostatniego występu, z powodu pożegnania, przynajmniej na jakiś
czas.
Dlaczego twórcy tej idei postanowili powiedzieć swoim fanom
„do zobaczenia”? Na facebookowym fan page’u Kosmopolitanii można
przeczytać nieco żartobliwy, ale wymowny wpis: Zamykamy się w
swoich silosach, bo mamy bardzo dużo pracy i trzeba też koniecznie
zadbać o zdrowie i nowe protezy lędźwiowe. Następne spotkania
są przewidywane dopiero na jesień 2017 roku.
Z powodów osobistych do Łodzi nie dojechał Serhat Koksal.
Pozostali pojawili się w klubie zgodnie z zapowiedziami. Nie
zabrakło oczywiście gwiazd wieczoru związanych z zespołem 19
Wiosen, a występujących tym razem pod nazwą Niebiescy i Kutman. To
przede wszystkich dla nich zgromadziło się tylu ludzi w klubie DOM.
Chcieli na własne oczy zobaczyć, jak Marcin Pryt i Franek Wicz
ponownie spotkają się na scenie po prawie dwóch
dekadach.
Publiczność niejeden raz oklaskiwała charakterystyczny wokal
tego pierwszego uzupełniony o dźwięki gitar elektrycznych. Można
było usłyszeć proste historie (niczym przypowieści) zawarte w
tekstach utworów z płyty „Skrzydło motyle”, takie jak m.in.:
„Mucha”, „Kruk” czy „We wtorek deszcz”. Zostały wykonane w niezbyt
dynamicznym tempie, delikatnie i spokojnie, dzięki czemu wprawiały
w nastrój pomiędzy błogością a melancholią. Nie było to jednak
monotonne dla uszu, ponieważ solista śpiew przeplatał
melodeklamacją. W wielu momentach siadał na pufie, trwając w
skupieniu z zamkniętymi oczami, jakby rozkoszował się brzmieniem
instrumentów. Po kilku chwilach wstawał, by swoim głosem dodać
utworowi wyjątkowości i mocy. Klimat występu współtworzyło też
niebieskie oświetlenie zgodnie z nazwą formacji. Z pewnością była
to udana promocja nowej płyty. Oczywiście jeżeli komuś odpowiada
ten typ muzyki, sposób jej wykonania i wokal Marcina Pryta.
Przed i po występie gwiazd wieczoru, gośćmi zajęli się didżeje
Norma 40-60 i Konstanty Usenko. Grali oni sety, w których
przeważało techno. Skłoniło to kilka osób do tańca, a z każdą
minutą ludzi bawiących się na parkiecie przybywało. Atmosfera w
lokalu nawiązała do jego nazwy i miała w sobie coś z domowego
koncertu, choć w zupełnie innym stylu niż np. występy w kawalerce
przy ul. Pogonowskiego 45 w ramach „House Gigs
Pogonka”.
Fanom Kosmopolitanii pozostaje cierpliwie czekać na 31.
spotkanie cyklu. Jaką będzie miało ono formułę i gdzie się
odbędzie? Tego nie wiadomo, ale jedno jest pewne - dzięki Marcinowi
Prytowi w Łodzi powstała i została utrwalona społeczność
Kosmopolinautów.
Tekst i zdjęcia:
Kacper Krzeczewski