Łódź Czterech Kultur - podsumowanie cz. 1 | Kalejdoskop kulturalny regionu łódzkiego
Proszę określić gdzie leży problem:
Proszę wpisać wynik dodawania:
8 + 3 =
Link
Proszę wpisać wynik dodawania:
8 + 3 =

Łódź Czterech Kultur - podsumowanie cz. 1

Zakończył się festiwal Łódź Czterech Kultur, czas więc na podsumowania. Jak to wyszło? Jako pierwszą oceniamy sekcję „sztuki wizualne”. Wkrótce można się spodziewać tekstów dotyczących pozostałych dziedzin.
Sekcja „sztuki wizualne” zawiodła. To było proste przeniesienie w ramy Łodzi Czterech Kultur Festiwalu Energia Miasta, organizowanego przez Fundację Urban Forms Teresy Latuszewskiej-Syrdy. Gdy poznaliśmy nazwisko kuratorki sekcji plastycznej festiwalu – pani prezes właśnie – należało się tego spodziewać. I niechby nawet zaistniało to włączenie, którym miasto upiekło dwie pieczenie na jednym ogniu, gdyby tylko powstały ciekawe realizacje wnoszące coś do wizerunku Łodzi – w końcu w Galerii Urban Forms jest wiele świetnych prac.
Tymczasem spośród 10 prac, które zrealizowano podczas Ł4K (miało być 11, ale wspólny mural wszystkich zaproszonych artystów na razie nie powstał – na krótko przed festiwalem pojawiła się informacja, że Biuro Miejskiego Konserwatora Zabytków chce ograniczenia liczby murali w przestrzeni publicznej i nie zgodziło się na powstanie kilku festiwalowych prac na terenie Parku Kulturowego – ulica Piotrkowska i w jego najbliższym otoczeniu) zaledwie połowa robi dobre wrażenie. Przede wszystkim instalacja Roberta Rumasa na Starym Rynku, ale o niej za chwilę.

Spośród murali szczególnie udany jest czarno-biały, „graficzny” przy ul. Czechosłowackiej 2a autorstwa Tellasa z wężowiskiem gałązek i białymi jajowatymi formami. Mural Opiemme na Szkole Podstawowej nr 45 na Bałutach, co cenne, uwzględnia kontekst, w jakim powstał – podejmuje z nim grę. Odwołuje się bowiem do socrealistycznego budynku, na którym został namalowany i uświadamia, że socrealizm nawiązywał do klasycyzmu, a ten z kolei do antyku. Podkreślenia pionowych i poziomych podziałów, malowany „architraw”, wizualne wyróżnienie schodów prowadzących do wejścia sprawiają, że szkoła staje się starożytną świątynią. „Kolumny” zbudowane są tu z fragmentów liter z alfabetu Władysława Strzemińskiego (czy to jednak nie zbyt proste odwołanie do hasła festiwalu „Alfabet dialogu” i do Roku Awangardy?). Gdyby tylko włoski artysta umiał się pohamować i zrezygnować z form-symboli „zaśmiecających” obraz…

Autorką kolejnej godnej uwagi pracy – przy Cmentarnej 3a – jest Hyuro. Hiszpanka namalowała (podobno nawiązując do losu łódzkich włókniarek) grupę bosych chłopców w samych spodenkach. Scena budzi niepokój, bo nie widzimy górnych części ciał dzieci – „odcina” je linia dachu. Takie kadrowanie i niebieskawa kolorystyka spodenek kojarzą się z „Rozstrzelaniami” Andrzeja Wróblewskiego. Interesująca jest też „Mokosz” artystek z Manchesteru ukrywających się pod pseudonimem Nomad Clan – wizerunek pradawnej słowiańskiej bogini związanej z kultem Matki Ziemi umieszczony na ścianie Wi-My. Twarz kobiety patrzącej na widza z góry, raczej bez sympatii, namalowana jest na czarnym kole i otoczona owocami, warzywami, kłosami (po co znalazł się tam herb Łodzi – nie wiadomo). Urodzaj podkreślają dwie białe kury (w aureolach!) siedzące na jajach – i tu pojawia się zgrzyt w kontekście urodzaju: jedno z jaj każdej z kur pęka i jego zawartość spływa w dół.

Być może ciekawa jest praca Izraelczyka Know Hope, który po rozmowach z łodzianami ułożył poemat, a tabliczki z jego fragmentami umieścił na bałuckich domach – niestety, nie udało mi się odnaleźć żadnej… Subtelnej, nieoczywistej pracy spodziewałam się po NeSpoon, wykorzystującej koronki. U wejścia do Pasażu Róży od strony ul. Zachodniej zawisła jej „pajęczyna”. Zbyt banalna – cóż innego jako pierwsze przyszłoby nam na myśl, gdybyśmy mieli zrobić pracę z koronek? Gdyby jeszcze cała była misternie wyszydełkowana, ale nie – białe nici łączą koronkowe serwetki (polska artystka widzi w nich mandale, symbole harmonii, równowagi i naturalnego porządku)…
Murale Moneyless przy ul. Wojska Polskiego 3 (wielkie nieregularne kolorowe plamy) i Kasi Breski przy ul. Jaracza 20 (pionowe „totemy” z symbolami) swą agresywną kolorystyką i mocnymi formami totalnie zdominowały przestrzeń dookoła – co nie jest przecież cechą dobrego street artu. Tymczasem coraz częściej słychać głosy, że wystarczy już murali w Łodzi – tym bardziej te, które wciąż powstają, powinny być na tyle wyjątkowe, by mieszkańcy miasta nie mogli się bez nich obyć.

Przestrzeń zdominowała też instalacja Roberta Rumasa – ale to akurat ma sens. Na Starym Rynku najpierw wysoko nad głowami zawisły szarfy z cytatami z „Kwiatów polskich” Juliana Tuwima układające się w znak „x” wpisany w kwadrat. Potem – już na poziomie ziemi – pojawiły się korytarze, także pokryte cytatami i również układające się w „x”, w nich 16 par drzwi, a ponad nimi kładka nawiązująca do tej łączącej dwie części łódzkiego getta, która stała w pobliżu. Artysta sięgnął zatem głęboko w łódzki kontekst: Tuwim – łodzianin, wojenna historia tego miejsca i historia samej Łodzi (w tym miejscu narodziło się miasto). Ale to właśnie nawiązanie do getta wybija się na pierwszy plan, to ono budzi emocje i przez nie instalacja ma tak mocną wymowę. Żółte szarfy kojarzą się z taśmami oznaczającymi miejsce zbrodni. Jednak pojawia się pozytywny przekaz, chyba zamierzony przez artystę, który w regulaminie pozwala korzystać z instalacji także dzieciom. Otóż dla nich ta praca stała się placem zabaw – korytarze można przemierzać, drzwi otwierać i zamykać, po kładce jeździ się na rolkach. Życie toczy się dalej. W końcu „Nasz dom z cmentarza podźwignięty”.

Aleksandra Talaga-Nowacka

Kategoria

Sztuka