Wszystkie słynne farsy są do siebie podobne. Pięcioro drzwi i dwie lub trzy kochanki, które trzeba za tymi drzwiami ukrywać. Boeing, Boeing Marca Camolettiego można by uznać za wariację na motywach farsowego przeboju Mayday, gdyby nie fakt, że sztuka o sprytnym playboyu i jego trzech stewardesach została napisana 20 lat wcześniej.
I choć tekst z 1965 roku nadal śmieszy i jest wciąż wystawiany
na scenach całego świata (doczekał się nawet tytułu najczęściej
wystawianej francuskiej sztuki), realizujący Boeinga
w Teatrze Powszechnym Giovanny Castellanos szukał
oryginalnego pomysłu na swoją inscenizację. Być może dlatego
odwołał się do komediowego chwytu sprawdzonego w filmach
Tootsie i Poszukiwany, poszukiwana. Łódzkim
Dustinem Hoffmanem i Wojciechem Pokorą naraz jest Janusz
German, którego kobieca rola jest jednym z atutów
przedstawienia. Grający gosposię Nadię aktor, konsekwentnie i z
wyczuciem buduje swoją postać. Charakterystyczny sposób chodzenia
drobnymi kroczkami, powtarzana ciągle kwestie Piekło z tymi
babami (bardzo śmieszne w kontekście płci odtwórcy roli) i
Zwariować można, a także zestaw min pełnych wyższości i
zniecierpliwienia - to arsenał środków aktorskich, którymi German
operuje w sposób wyważony. Dobrze wyczuwa moment, w którym ma się
pojawić z ciętą ripostą, nie szarżuje ani się nie wygłupia.
Pracodawcą Nadii, a jednocześnie głównym bohaterem sztuki jest
Maks (Jakub Firewicz) - pracujący w nieruchomościach młody
podrywacz, który opracował genialny w jego mniemaniu system
rotacyjnej wymiany trzech narzeczonych. Zarówno Janet (Karolina
Łukaszewicz), Johana (Beata Ziejka), jak i Jola (Magda Zając) są
stewardesami. Często podróżując, wpadają przelotem do narzeczonego,
by pomieszkać dzień lub dwa, a czasem nawet kilka godzin.
Oczywiście system funkcjonuje bardzo dobrze do czasu, gdy Maks
postanawia się nim pochwalić przybyłemu z prowincji koledze Pawłowi
(Artur Zawadzki). Dlaczego akurat wtedy wszystko zaczyna się walić,
dlaczego terminy lądowań akurat wtedy zaczynają się nakładać? Nie
wiadomo, ale takie są wymogi konstrukcyjne farsy. Kolega w system
nie wierzy, bo jak twierdzi: gdyby był taki system, byłoby o
nim głośno. Inny śmieszny tekst - gdy Jola w naiwny sposób
tłumaczy sobie zachowanie Maksa, ten pieszczotliwie mówi o niej:
Mój Freudzik malutki!
Bo Jola jest
naiwna, ale przy tym ciepła i rodzinna. Lubi używać zdrobnień,
buzię składa w ciup i daje buziaczka. Co innego Janet - wyluzowana,
wciąż żująca gumę, mistrzyni technik seksualnych, zgrabna, ale
raczej pozbawiona wdzięku. O dziwo najwięcej sexapilu ma pracownica
Lufthansy - podnosząca głos i stawiająca wszystkich na baczność,
ale jednocześnie namiętna i kobieca Johana. Nie jest to tylko moje
subiektywne zdanie - walory tej postaci docenia także Paweł, który
postawiony w roli obserwatora, a potem współuczestnika wydarzeń,
właśnie do niej uderza, rozbijając miłosny trójkąt? kwadrat? od
środka.
Wszystko to
jest całkiem śmieszne, choć publiczność (i to na premierze) śmieje
się w dziwnych momentach (np. gdy pada siarczyste przekleństwo),
grane w świetnym tempie, dobrze przygotowane i zrealizowane. Słabym
pomysłem jest wprowadzone trochę na siłę dostosowanie tekstu do
warunków łódzkich. Maks żyje jak król z pośrednictwa w handlu
nieruchomościami, co trochę się kłóci z realiami (podobnie jak
starty jumbo jetów z łódzkiego lotniska). Paweł przyjeżdża do
Łodzi, bo dostał pracę w Hiltonie (aktualność), ale zupełnie nie
wiąże się to z tekstem sztuki (czyżby hotel był sponsorem
przedstawienia?). Zresztą w tekście kilka takich pamiątek po
oryginale lub warszawskim tłumaczeniu pozostało, np. Maks z uporem
maniak chce na mały wypadzik za miasto jeździć do Kazimierza. I
wcale nie chodzi mu o miejscowość pod Lutomierskiem. Przyczepić
można się też do trzech zegarów na ścianie (bo niby po co Maksowi
akurat trzy czasy lokalne, skoro kobiety podróżują po całym
świecie) albo to romantycznego zdjęcia, które trzeba wciąż
odwracać, gdy pojawia się nie ta dziewczyna (dziewczyny są trzy, a
zdjęcie ma dwie strony - może lepsza byłaby elektroniczna ramka).
Ale scenografia Wojciecha Stefaniak może się podobać, głównie za
sprawą pomysłu z oklejeniem drzwi tapetą we wzór obłoków. Jeszcze
lepsza jest chyba muzyka Marcina Rumińskiego: energetyczna, wesoła
i da się przy niej tańczyć.
System
wiarołomstwa i kontrolowanej zdrady - jak się okazuje - nie
popłaca. Na koniec Maks zostaje sam pod drzwiami sypialni Joli,
ostatniej, która chce jeszcze z nim gadać. Może spać w pralni z
Pawłem, zainteresować się Nadią albo w końcu zrozumieć, na czym
polegał jego błąd.
Premiera na Dużej Scenie - 13 września
2013
Piotr Grobliński
Teatr Powszechny
Adres
ul. Legionów 21Kontakt
tel. 42-633-25-39