Tak może od dnia premiery Więcej niż możesz zjeść śpiewać sobie Monika Buchowiec, odtwórczyni roli Doroty Masłowskiej w spektaklu Marcina Nowaka. Kolejny eksperyment Teatru Nowego na pewno przyciągnie na widownię miłośników prozy pisarko-wokalistki.
Tak może od dnia premiery Więcej niż możesz
zjeść śpiewać sobie Monika Buchowiec, odtwórczyni
roli Doroty Masłowskiej w spektaklu Marcina Nowaka. Kolejny
eksperyment Teatru Nowego na pewno przyciągnie na widownię
miłośników prozy pisarko-wokalistki. Czy zadowoli też zwolenników
teatru?
Nie mam nic przeciwko wystawianiu w teatrze felietonów.
Polskie czasopisma (szczególnie te dla kobiet) pełne są lekkich
tekstów znanych osobistości. W samym "Zwierciadle", gdzie ukazywały
się kulinarne felietony Masłowskiej, piszą też: Anna Janko, Tomasz
Jastrun, Maciej Stuhr czy Hanna Samson. Teoretycznie można by
zrobić spektakl także z ich tekstów. Albo iść krok dalej i zrobić
przedstawienie na podstawie recenzji teatralnych (na przykład
moich) - jeden aktor czytałby teksty, a w tle pozostali odgrywaliby
scenki z omawianych spektakli. Inscenizować można właściwie
wszystko. Trzeba tylko wiedzieć, po co się to robi i mieć pomysł,
jak przełożyć tekst na język sceny.
Pomysł Marcina Nowaka polega na wybraniu 11 felietonów z
książki Więcej niż możesz zjeść i uzupełnieniu ich
felietonem dwunastym (podanym zresztą na przystawkę), pochodzącym z
innego czasopisma, ale obracającym się w tym samym zaklętym kręgu
stołu i lodówki. Refleksje po wakacyjnej lekturze gazetki "Przyślij
przepis" Masłowska kończy typowym dla siebie zdaniem o nieco
wykolejonej składni: Trzeba jednak uważać, bo jak w życiu:
niektórych rzeczy, jak się już zobaczy, to nie da się
odzobaczyć. Można je potraktować jako wskazówkę
interpretacyjną. Reżyser chciał nam przeczytać zabawne i
inteligentne teksty Masłowskiej, a w tle pokazać obrazy, które
zapamiętamy na zawsze - ilustrujące tekst, ale też unaoczniające
campowy romans pisarki z polskim kiczem, którego my wszyscy -
chłopi, robotnicy i inteligencja pracująca w korpomediach -
jesteśmy dziedzicami.
Udało mu się, ale tylko trochę. Galeria monstrualnych tortów,
wielkie karaluchy siedzące przy stoliku restauracyjnym na statku do
Sztokholmu czy inscenizacja przepisu na jezioro: Na to wszystko
kładziemy koc z tygrysem i siadamy jedni na drugich, obkładając się
węglem do grilla i kłębami psiej sierści - to naprawdę wyborne
sceny, danie dnia i specjalność zakładu w jednym. Ale już urodziny
dziecka czy wywiad z pisarką na temat pisania felietonów to scenki
pozbawione polotu, ocierające się o telewizyjny kabaret.Trochę za
mało w tym wizualnego szaleństwa, jeśli nie w stylu Felliniego, to
chociaż Kolorowych jarmarków.
A propos telewizji - dobra jest scena, w której redaktorka
popularnego talk-show (Mirosława Olbińska) pyta trzy zaproszone do
studia kobiety o sposoby radzenia sobie ze zbędną stówą. To
przykład drugiej strategii reżysera, który dzieli jednolity tekst
felietonu, robiąc z niego dialog. W przypadku rozmowy Mirosławy
Olbińskiej z Malwiną Irek wychodzi to naturalnie, w innych
przypadkach różnie bywa. Być może dlatego, że reżyser potraktował
prezentację tekstów z nabożną powagą i nie odważył się zmienić w
nich żadnego zdania. Do tego stopnia, że zostawił nawet ewidentną
pomyłkę Masłowskiej, która słowa "resentyment" używa w znaczeniu
"powracający sentyment". Dobrze, że pozwolił zmienić formy
gramatyczne, gdy tekst mówili mężczyźni.
Pomysł na postać narratorki-pisarki polega na maksymalnym
upodobnieniu się Moniki Buchowiec do pierwowzoru granej postaci.
Aktorka udanie naśladuje intonację, sposób mówienia, dykcję (brak
dykcji), gesty Doroty Masłowskiej, co ma jednak ten zły skutek, że
części tekstu nie da się zrozumieć. (Zawsze jednak można sobie
kupić książkę i przeczytać). Dodatkowo postać ubrana jest jak
pisarka na wakacjach na wsi i posiada w swym własnym posiadaniu
długopis większy niż Wałęsa w stoczni (biorąc pod uwagę stosunek
długości długopisu do wzrostu właściciela). Mamy więc lekko
znudzoną, zdystansowaną do siebie samej "Masłowską" i galerię
postaci tworzących żywe obrazy przy rodzinnym stole. Sławomir Sulej
doprawia te obrazy naturalną vis comica, reszta aktorów bazuje na
solidnym warsztacie, co nie zawsze pozwala zachować wszystkie
walory tekstu. Generalnie śmiejemy się mniej niż przy lekturze
oryginału, co niekoniecznie musiałoby być wadą. Wadą jest już
jednak brak puent w poszczególnych scenach. I to mogłaby być puenta
mojego tekstu...
Ale muszę jeszcze spiąć go klamrą nawiązania do Maryli
Rodowicz. Tytułowa fuzja musi w końcu wypalić. Myślę, że Dorota
Masłowska jest Marylą Rodowicz XXI wieku. Zwłaszcza Marylą Rodowicz
z okresu Różowych Czubów. Przed Teatrem Nowym staje teraz zadanie -
przygotować muzyczny spektakl o dentyście-sadyście.
Powodzenia.
Teatr Nowy
Adres
ul. Zachodnia 93Kontakt
tel. 42 633 44 94kasa tel. 42 636 05 92