MENUET Z TU-WIMEM | Kalejdoskop kulturalny regionu łódzkiego
Proszę określić gdzie leży problem:
Proszę wpisać wynik dodawania:
7 + 9 =
Link
Proszę wpisać wynik dodawania:
7 + 9 =

MENUET Z TU-WIMEM

Teatr Powszechny włączył się w Rok Tuwima znakomitym spektaklem muzycznym. Tu-wim w reżyserii Jerzego Jana Połońskiego i Jarosława Stańka zaczyna się dość niemrawo, ale z każdym numerem jest lepiej. Wśród kilkunastu piosenek są prawdziwe perełki, jest zabawa słowem i dźwiękiem. Z wdziękiem.
Na środku sceny stoi wielki stół, obok wieszaki z kostiumami. Rzecz dzieje się w nocy w jakiejś teatralnej pracowni, gdzie magiczna siła sztuki każe strażnikowi, pracownikowi obsługi sceny, bileterce i garderobianej śpiewać, tańczyć, poetycko przemawiać tekstami Tuwima. Postaci, które na co dzień skryte są w cieniu, mają teraz swoje pięć minut.

Zaczyna się od niezbyt udanej scenki,  w której ochroniarz (Arkadiusz Wójcik) przeszukuje zakamarki zaplecza. Gdy widzi w kącie tajemniczego akordeonistę, rzuca mu krótkie "graj!" i śpiewa Chrystusa miasta - kompozycję zespołu Buldog. Śpiewa dobrze, gorzej naśladuje ruchy rockowego frontmena. A może to właśnie miało wyglądać tak, jak ochroniarz wyobraża sobie występ Kazika (wiem, że na Tuwimowskiej płycie Buldoga był już inny wokalista).
Na scenie kolejno pojawiają pozostałe postaci - obsługujący dekoracje niedoszły reżyser (Damian Kulec), bileterka i prawie-aktorka (Aleksandra Listwan), wreszcie garderobiana (Ewa Sonnenburg). Śpiewają o ciężkim życiu, o ucieczce od niego chociaż na dzień do Tomaszowa, wreszcie o miłości - znakomity duet Listwan-Sonnenburg w szlagierze Hanki Ordonówny Na pierwszy znak, którym w słowo wchodzi Damian Kulec z Mimozami. Zabawnie wykorzystano walający się za kulisami tego scenicznego teatru rekwizyt - czaszkę (Yorricka?), by przejść do Mieszkańców, których upiorne duchy straszą nas z góry, z oświetleniowej rampy.

Następnie Arkadiusz Wójcik dowcipnie i z wdziękiem każe nam się całować w dupę i w tym momencie zabawa rozkręca się na dobre - w tekstowym przerywniku między piosenkami mamy fragment Balu w operze, na scenie jakby ostatni bal w teatrze (przed zapowiadanym zlikwidowaniem z przyczyn finansowych). Poprzebierani w kolorowe szmatki aktorzy tańczą przy dźwiękach utworu Nasza jest noc, zaaranżowanego przez Pawła Jabłońskiego na menueta, doskonale ogrywając kontrast między warunkami fizycznymi obu bawiących (się? nas?) na scenie par. Karnawałowe maseczki budzą skojarzenia z operą z czasów Mozarta, czego muzycznym odpowiednikiem stają się półżartem wyśpiewywane koloratury. Zwłaszcza Ewa Sonnenburg ujawnia ponadprzeciętne (nawet jak na aktorkę) talenty wokalne. Za to Aleksandra Listwan porusza się po scenie z dynamiką i wdziękiem - coś jak Pippi Langstrumpf po ukończeniu szkoły baletowej drugiego stopnia. Kolejnymi przebojami wieczoru są Śmierdziel w interpretacji Sonnenburg i Damian Kulec grający na perkusji i jednocześnie śpiewający na tyle przekonująco o miłości, że budzący namiętność w szesnastoletniej Wenus (sami zgadnijcie, która z aktorek ją gra).

Scenariusz nie jest tu najistotniejszy - opowieść o ludziach drugiego planu w teatrze służy raczej powiązaniu w całość piosenek. Ale i w tym scenariuszu znalazły się okazje do drobnych złośliwości pod adresem władzy, z czego publiczność zawsze się cieszy. W pewnym momencie jeden z aktorów odczytuje zarządzenie o likwidacji Teatru im. Juliana Tuwima. Pikanterii tej wymyślonej na potrzeby spektaklu nazwie dodaje fakt, że łódzcy radni nie chcieli Teatrowi Powszechnemu nadać imienia Aleksandra hrabiego Fredy, w zamian proponując właśnie Tuwima. Oczywiście teatru na razie nikt nie likwiduje... Minusem scenariusza jest potrójne zakończenie - Do prostego człowieka (miało dać aktualność polityczną - coś im w bankach nie sztymuje), Litania (znakomita teatralna modlitwa w rytmie twista) i Łódź (zakończenie uzasadniające tytuł). Za dużo tych zakończeń, więc jeszcze nie kończę.

Swoją drogą ciekawe, co by wyszło z zaangażowania do występów prawdziwej bileterki i garderobianej. Albo recenzenta... Myślę, że to pomysł w sam raz dla znanej z demokratycznych ciągotek w teatrze Weroniki Szczawińskiej.