- Większość reżyserów, zarówno filmowych, jak i teatralnych, w jakiś sposób wywodzi się z plastyki; muzykę „słyszą” rzadko, niekiedy nie słyszą jej wcale. Ja z tym nie mam problemu: panuję nad rytmem, nad tempem - mówi PIOTR BIKONT, reżyser "Wielkiej księżnej Gerolstein" w Teatrze Muzycznym.
Maria Sondej: – Kiedy pierwszy raz reżyserowałeś w
teatrze?
Piotr Bikont*: – Dawno, i to w Łodzi. Moja
pierwsza premiera miała miejsce w Teatrze Studyjnym w latach 90.
ubiegłego wieku. Skontaktował się ze mną Zdzisław Jaskuła, z którym
znaliśmy się i przyjaźniliśmy od czasu działalności opozycyjnej, a
spotykaliśmy się i później. Zadzwonił do mnie: „Słuchaj, kiedyś
opowiadałeś mi, że chcesz wyreżyserować sztukę Arrabala. Właśnie
zostałem dyrektorem artystycznym teatru, więc przyjedź i to zrób”.
No więc przyjechałem i zrobiłem. To był „Architekt i cesarz
Asyrii”, grali Wojtek Walasik i Sławek Sulej. Po latach
zrealizowałem ten sam tytuł ponownie, w moim skromnym teatrze na
folwarku w Badowie Górnym, także z aktorami związanymi z Łodzią, z
Przemkiem Dąbrowskim i Pawłem Pabisiakiem.
Absolwent reżyserii w łódzkiej szkole filmowej,
reżyser teatralny, dokumentalista filmowy, dziennikarz, tłumacz,
performer, krytyk kulinarny… Wśród rozmaitych form twojej
działalności brakuje muzyki.
– Nieprawda, od lat 80. mam także związki z muzyką. Od 1985
roku byłem wokalistą awangardowego freejazzowego big bandu Free
Corporation, występowaliśmy nawet w Sali Kongresowej, w głównym
koncercie Jazz Jamboree. Po 35 latach zespół się reaktywował, w
zeszłym roku graliśmy na Jazzie nad Odrą we Wrocławiu, a
miesiąc temu w Cieszynie, wyszła też nasza trzecia płyta.
Potem współpracowałem z Krzysztofem Knittlem, Tomkiem Stańko,
Włodkiem Kiniorskim (zespoły Go-Go Boys i Pociąg Towarowy; ten
ostatni nadal istnieje, miesiąc temu mieliśmy koncert w
Sandomierzu). Najczęściej jestem wokalistą mówiącym, grywam też na
rozmaitych „przeszkadzajkach” i na instrumentach-zabawkach:
grzechotkach, pukawkach, piszczących gumowych laleczkach. No i
robiłem różne wizualne oprawy koncertów moich kolegów.
Teatr Muzyczny otworzył sezon 2016/2017 „Wielką
księżną Gerolstein” Offenbacha w twojej reżyserii. To
zaskakujące…
– Jak się temu przyjrzeć, to przestaje być takie zaskakujące.
Większość reżyserów, zarówno filmowych, jak i teatralnych, w jakiś
sposób wywodzi się z plastyki; muzykę „słyszą” rzadko, niekiedy nie
słyszą jej wcale. Ja z tym nie mam problemu: wiem, czego w moich
spektaklach chcę od muzyki, panuję nad rytmem, nad tempem. W sposób
naturalny kieruje mnie to ku teatrowi muzycznemu. Zawsze marzyłem o
zrobieniu widowiska muzycznego. Kiedyś dla teatru baletowego Ewy
Wycichowskiej adaptowałem słynne „Przebudzenia” Olivera Sacksa, ale
nie miałem dotąd na koncie widowiska śpiewanego, choć przymiarki –
owszem, były. Nawet napisaliśmy wspólnie z Knittlem bardzo
współczesną operę, jednak ani Teatr Wielki w Warszawie (Mariusz
Treliński), ani jego imiennik w Łodzi (Marcin Krzyżanowski) nie
zdecydowały się jej wystawić, mimo sporej śmiałości obu ówczesnych
dyrektorów.
Tak więc propozycja Teatru Muzycznego trafiła na podatny
grunt. Na dodatek Offenbach jest absolutnym geniuszem muzycznym.
„Księżna” jest przepięknym utworem, ale i niesamowicie trudnym – co
chwilę zmienia się tonacja, tempo, rytm, orkiestra i soliści
zmuszeni są do maksymalnego wysiłku, a do tego, jak to w operetce,
wszystko musi być leciutkie i z wdziękiem – jednym słowem, spore
wyzwanie. Operetka to forma synkretyczna, bo łączy w jedną całość
bardzo różne, często sprzeczne elementy, wymaga współpracy różnych
specjalistów: muzyka instrumentalna, śpiew, aktorstwo, scenografia,
kostium, dialog, choreografia... Poza tym to muza podejrzana,
niby-staromodna, „podkasana”... To wszystko było dla mnie
prowokujące i kuszące.
Łódzka „Księżna” jest polską
prapremierą…
– Tak, to zadziwiające, że ten wybitny utwór wybitnego
kompozytora nie był dotąd w Polsce wystawiany w pełnej formie
teatralnej. Jego premiera odbyła się w roku 1867, w czasie Wystawy
Światowej w Paryżu, i choć „Księżna” odniosła sukces, szybko zdjęto
ją z afisza. Uznano, że to satyra polityczna i drwina z wojska, a
takie przesłanie w czasie wojny francusko-pruskiej było
niedopuszczalne. Operetkę poddano wielu przeróbkom. Teraz Teatr
Muzyczny postanowił sięgnąć do pierwotnej wersji.
Jakie jest przesłanie „Księżnej” w 2016
roku?
– Przesłanie? Chodzi przede wszystkim o wesołą zabawę, dla
inteligentnego widza o zabawę formą. Oczywiście jakieś ogólne
przesłanie jest – że wojna jest zła, państwo skorumpowane, a władza
intryguje dla samego intrygowania, że amor vincit omnia, a przede
wszystkim: niech żyje anarchia!
Jestem bardzo zadowolony, że podjąłem to wyzwanie, choć nie
ukrywam, że trochę się bałem. Okazało się jednak, że zespół jest
fantastyczny: bardzo dobra orkiestra, świetny chór, znakomici
soliści. Praca z nimi to była super-przygoda. Mam nadzieję, że
powstał spektakl zabawny, ładny i przyjemny dla widza, czyli taki,
jaki powinien być w Teatrze Muzycznym.
Dla mnie osobiście ma on jeszcze jeden walor. Gdy skończyłem
60 lat, byłem pewien, że w życiu już mnie nic nowego nie spotka. A
tu masz, trafił się późny debiut!
*Piotr Bikont: absolwent reżyserii łódzkiej
szkoły filmowej (1982). Praca w Teatrze Laboratorium Jerzego
Grotowskiego (1975-1978), współpraca z opozycyjnym podziemiem
(KOR). Publikacje w podziemnej prasie, członek redakcji Tygodnika
Mazowsze, członek Ogólnopolskiego Komitetu Założycielskiego
Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Tłumacz poezji amerykańskiej.
Internowany w stanie wojennym (od 13.12.1981 do 12.10.1082).
Działacz Koła Młodych Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Wieloletni
współpracownik Gazety Wyborczej. Autor filmów dokumentalnych i
eksperymentalnych, reżyser teatralny. Uczestnik wernisaży i
performanców w galeriach różnych miast Polski (także w Łodzi).
Współuczestnik koncertów, nagrań radiowych, telewizyjnych i
płytowych z zespołami: Muzyka Nie-Medytacyjna, Sesja 80, Free
Corporation, Go-Go Boys, Pociąg Towarowy. Publicysta kulinarny,
autor książek o tej tematyce (napisanych samodzielnie i w duecie z
Robertem Makłowiczem). Gościnnie występuje jako aktor filmowy. Od
kilku lat wspólnie z Maciejem Prusem i Marcinem Świetlickim
prowadzi w Krakowie pismo mówione „Gadający Pies”. W 2008 roku
odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski za
działalność opozycyjną w PRL.
Teatr Muzyczny
Adres
Łódź, ul. Północna 47/51