W dawnej fabryce Wigencja przy ulicy Sienkiewicza, która za mniej więcej trzy lata ma się stać nową siedzibą Teatru Pinokio, odbyła się akcja plastyczno-teatralna Praca dla miejsca.
W dawnej fabryce Wigencja przy ulicy Sienkiewicza, która za
mniej więcej trzy lata ma się stać nową siedzibą Teatru Pinokio,
odbyła się akcja plastyczno-teatralna Praca dla
miejsca. Jej pomysłodawcami była para artystów
interdyscyplinarnych: Magdalena i Ludomir Franczakowie. Przez
tydzień pracowali oni z łódzką młodzieżą, tworząc wspólnie
instalacje i obiekty z rzeczy znalezionych w zruinowanym zakładzie.
16 sierpnia zaproszono publiczność na sześć półgodzinnych
oprowadzań (przedstawień?). W każdej grupie mogło być maksimum 10
osób, więc efekty twórczych działań zobaczyło maksymalnie 60 osób.
Chyba jednak dużo mniej, bo już w drugiej turze było nas tylko
dziewięcioro.
Podobno średniowieczni pielgrzymi pomagali w budowie kościołów
- każdy z nich, gdy przechodził obok kamieniołomu, musiał wziąć
jeden kamień i zanieść go na miejsce budowy. Taka praca dla
miejsca, genialnie rozwiązująca problemy transportowe. Uczestnicy
akcji też mieli zadanie - przenieść stare, poobtłukiwane kafle od
pieca z parteru na pierwsze piętro fabryki i ułożyć je w
zaaranżowanym w jednej z sal "lapidarium". Trochę to wyglądało jak
Kantorowskie przywoływanie przeszłości poprzez przedmioty
zdegradowane. Po co przenosiliśmy te kafle, skoro niedługo
robotnicy to wszystko wyrzucą, by gołe mury obłożyć płytami
kartonowo-gipsowymi, a piece zastąpić grzejnikami? Zdaniem autorki
tych działań chodziło o czułe pochylenie się nad miejscem, nad
przeszłością, o uruchomienie wyobraźni dotykającej minionego czasu.
Instalacje w poszczególnych pomieszczeniach miały to nam ułatwić.
Stare biurko i znalezione w nim szpargały, gabloty ze wzorami
produktów jakiegoś przedsiębiorstwa produkującego pawilony
handlowe, świetlówki pozawieszane w fantazyjny sposób nad obitą
ceratą leżanką, gniazdka z resztkami kabli zgromadzone na jednej
ścianie - w tych okruchach dawnego życia w jakimś sensie mieszka
duch tego miejsca, w którym najpierw funkcjonowała fabryka przędzy,
a potem siedziby kilku małych firm handlowych (o czym opowiada
nagrany głos pracownicy sklepu z naprzeciwka).
Problem w tym, że właściwie każda rzecz taki potencjał pamięci
ze sobą niesie - rolą artysty jest ten potencjał wykorzystać, coś z
tego wszystkiego wydobyć. W Pracy dla miejsca było z tym
różnie, największe wrażenie wywierała na odbiorcach instalacja
stworzona na parterze budynku. W rogu sali, pod dziurą w dachu, z
której zwieszały się bujne pędy jakiegoś bluszczu, usypano stertę
książek znalezionych w biurkach i szafach zakładu. Jakieś podatkowe
poradniki, biuletyny, fachowe pozycje z dziedziny administracji, a
wśród nich sensacyjna powieść Serce w klatce. Natura i
kultura zmierzające ku sobie dwiema piramidami tworzącymi kształt
klepsydry. Pamiętajmy o śmierci fabryczek i zakładów...