– Wiedza i praktyka psychologiczna przydają się przy analizowaniu sytuacji dramatycznych w tekście sztuki czy libretcie – mówi PAWEŁ SZKOTAK, który wyreżyserował „Eugeniusza Oniegina” w Teatrze Wielkim, a na 4 XII przygotowuje przedstawienie dla ŁDK.
– Wiedza i praktyka psychologiczna pomagają mi być uważnym w
relacjach z ludźmi. Przydają się też przy analizowaniu sytuacji
dramatycznych w tekście czy libretcie – mówi PAWEŁ SZKOTAK, który
ostatnio wyreżyserował „Eugeniusza Oniegina” w Teatrze Wielkim w
Łodzi, a na 4 XII przygotowuje przedstawienie dla Łódzkiego Domu
Kultury.
Justyna Muszyńska-Szkodzik: – Pana spektakl zobaczymy
w ŁDK na finał tegorocznych Łódzkich Spotkań
Teatralnych…
Paweł Szkotak: – Projekt, który
przygotowaliśmy z Teatrem Biuro Podróży, dotyczy bezprecedensowego
wydarzenia w polskiej historii, czyli Rewolucji 1905 roku. To temat
zapomniany, może źle się kojarzyć przez to, że w czasach PRL został
zawłaszczony przez władzę. A jest to wydarzenie o ogromnym
znaczeniu dla naszej historii i tożsamości narodowej. Mam poczucie,
że to był nowoczesny zryw rewolucyjny – w Łodzi Żydzi, Niemcy i
Polacy stanęli razem na barykadach w obronie godności robotników.
Rewolucja łódzka 1905 roku jest prawie nieobecna w naszej historii,
a gdybyśmy pamiętali o tym wydarzeniu, tak jak o powstaniu
listopadowym, styczniowym czy ostatnio o warszawskim, to bylibyśmy
dziś innym społeczeństwem, bardziej wyczulonym na solidarność
społeczną, a mniej rozpamiętującym szlachetne klęski.
To będzie opowieść o rewolucji czy o
człowieku?
– Przedstawimy teatralną impresję odwołującą się do ówczesnej
sytuacji robotników i fabrykantów. Nie będzie to jednak
rekonstrukcja wydarzeń historycznych, chociaż dobrze poznaliśmy ten
temat podczas wycieczki po Łodzi z przewodnikiem szlakiem
rewolucji, barykad i fabryk. Uzupełnialiśmy też wiedzę, czytając
książki i reportaże.
Teatr obrazu zdominował 39. edycję Łódzkich Spotkań
Teatralnych. Jak wpisujecie się w tę konwencję?
– Nasza impresja teatralna nie opiera się na tekście dramatu
ani prozy, chociaż jesteśmy pod silnym wrażeniem lektury reportaży
Zygmunta Bartkiewicza „Złe miasto”. Oczywiście jest to, co
charakterystyczne dla stylu Teatru Biuro Podróży, czyli dużo
ekspresji fizycznej. Zamiast tradycyjnej scenografii pojawi się
animacja przygotowana przez Mateusza Kokota, który będzie starał
się odtworzyć klimat tamtych czasów. Stawiamy na muzykę na żywo w
wykonaniu Andrzeja Hejnego i Marcina Witkowskiego.
Wspominał pan, że muzyka była pana pierwszą miłością.
Czy opera jest jej spełnieniem?
– W dużej mierze tak. W operze mamy wymarzony synkretyzm
sztuk, tam wszystko musi współgrać: muzyka, obraz, słowo, taniec.
Dzieła operowe realizowane są zazwyczaj na wielkich scenach, co
zbliża nas do planu filmowego. Praca przy realizacji „Eugeniusza
Oniegina” w Teatrze Wielkim była dla mnie wielką radością.
Stworzyliśmy operę z rozmachem, adekwatnym do rozmiarów
łódzkiej sceny.
Towarzyszy pan Łódzkim Spotkaniom Teatralnym od dawna
– spektakl Biura Podróży pt. „Giordano” wygrał konkurs w 1992 roku.
Jak ocenia pan tę imprezę?
– To jeden z ciekawszych przeglądów w Polsce. Od lat z uwagą
śledzę przedstawienia pokazywane w ramach konkursu, po spektaklach
rozmawiam z ludźmi. Szczególnie cenię taką formę teatru, która
wynika z pasji. Tworzą go ludzie, którzy kochają scenę, choć
wykonują inne zawody. Nie popadają w rutynę, nie gonią ich terminy,
nie obowiązuje sztywny grafik prób. Sami decydują o tym, kiedy i co
chcą pokazać publiczności.
Coraz częściej można pana spotkać w Łodzi. Jak się pan
u nas czuje?
– Gdy po raz pierwszy przyjechałem tu na dłużej przy okazji
reżyserowania spektaklu „Miarka za miarkę” w Teatrze Powszechnym,
pierwszy tydzień był dla mnie szokiem. Nasłuchałem się, gdzie jest
niebezpiecznie i którędy nie chodzić. Ale kiedy poznałem
wspaniałych ludzi w teatrze, a z wielką życzliwością spotykałem się
też w sklepie, na ulicach, to poczułem energię tego miasta. Łódź
mnie urzekła. Mocne relacje z artystami i widzami z Łodzi nie
kończą się po realizacji kolejnych projektów. Macie tu szeroką
ofertę kulturalną, dużo teatrów, scen, rozbudowany off,
fantastyczne antykwariaty. Mam poczucie, że jest to miasto
kontrastów, napięć, ale też dużej energii. Chętnie do Łodzi wrócę,
jak tylko będzie okazja.
Zostawił pan dyrektorowanie Teatrem Polskim w
Poznaniu, reżyseruje spektakle, opery w całej Polsce i od lat jest
pan wierny teatrowi alternatywnemu Biuro Podróży. Skąd tyle
aktywności?
– Lubię różnorodność. Doświadczenia, które zyskuję, pracując w
jednym miejscu, przenoszę na inny grunt. Interesuje mnie uczenie
się, poznawanie nowych lądów teatralnych, dzięki temu mam impuls do
rozwoju. Dwanaście sezonów spędzonych w Teatrze Polskim to był dla
mnie owocny czas. Ale dyrektor musi się ograniczać w planach
reżyserskich, bo nie chodzi o to, żeby zawłaszczać teatr, więc
reżyserowałem tam jedną premierę w sezonie, a nie ukrywam, że
chciałem więcej. Czuję, że mam jeszcze coś do powiedzenia, dlatego
po tych dwunastu latach zdecydowałem się zająć tym, co najbardziej
lubię, czyli reżyserią i wrócić do Teatru Biuro Podróży.
Z wykształcenia jest pan także psychologiem – czy to
pomaga w pracy reżysera?
– Wiedza i praktyka psychologiczna pomagają mi być uważnym w
relacjach z ludźmi, a w kontaktach z artystami jest to o tyle
istotne, że często są to ludzie bardzo wrażliwi. Wiedza
psychologiczna przydaje się też przy analizowaniu sytuacji
dramatycznych w tekście czy libretcie. Kiedy byłem dyrektorem w
Teatrze Polskim, pomagała mi rozwiązywać konflikty, a tych w
teatrze niemało. Dyrektor Teatru Narodowego Jan Englert mawiał, że
potrzebna jest przynajmniej jedna dyrektorska interwencja dziennie.
Najważniejsze jednak, by lubić ludzi i być sobą w relacjach z
nimi.