RECENZJA. Wszyscyśmy zagrali. I zespół aktorski, i techniczny – w przedstawieniu, w roli bezimiennej masy robociarskiej. I my na widowni jako sami swoi, z Bałut czy Piotrkowskiej. Bo reżyser usunął czwartą ścianę. I nie tyle konfrontuje czas Reymonta ze zmianami ustrojowymi i infrastrukturą ekonomiczną późniejszych epok, ile pyta: co zostało z lodzermenscha.
Wszyscyśmy zagrali. I zespół aktorski, i techniczny – w
przedstawieniu, w roli bezimiennej masy robociarskiej. I my na
widowni jako sami swoi, z Bałut czy Piotrkowskiej. Bo reżyser
usunął czwartą ścianę. I nie tyle konfrontuje czas Reymonta ze
zmianami ustrojowymi i infrastrukturą ekonomiczną późniejszych
epok, ile pyta: co zostało z lodzermenscha. Wielkie widowisko,
jakie dziś rzadko zdarza się w teatrze, oszałamiające realnością
pomieszaną z elementami nadekspresji i czystej metafory, jest tylko
kontekstem. Dzięki temu mamy do czynienia nie z „historią”, ale
pytaniem o ciągłość pokoleń. Brzyk, pokazując lodzermenscha na
tysiąc sposobów, wchodzi w polemikę z wcześniejszymi obrazami
miasteczka Łódź, wysnutymi z dzieła Reymonta. Reżysera nie
interesują bowiem zatrzymane w przeszłości kadry czy sceny, ale
świat w rozwoju. Ciągłym ruchu, dynamice zdarzeń zmieniających się
jak w kalejdoskopie; w nieustannym sporze czy konflikcie, który
musi być rozładowywany co jakiś czas (pomruki rewolucji). I te
najbardziej wiekopomne zdarzenia pozwalają twórcom dotrzeć do
istoty „łódzkości”. To w niej przecież kryją się: proces przemiany
szlachetczyzny w mieszczańskość i pomieszanie kultur. Zapach
wielkich pieniędzy złączony ze swądem palących się fabryk i smrodem
zakrwawionych szmat. Ale najważniejsze jest pytanie zaczerpnięte z
dialogu Halperna i Trawińskiego: „Dla mądrych jest zawsze dobry
czas. A kiedy będzie dla uczciwych?”. Nie ma już wielkich tkalni,
pary wodnej, sterczących jak wieże kominów i koszmarnego huku
maszyn. Zmieniły się gospodarcze wektory, zrodziły się nowe
problemy, ale wciąż zadajemy sobie pytanie o wizję miasta w
przyszłości. Jakie to szczęście, że za dzieło Reymonta wzięło się
najmłodsze pokolenie twórców!
„Ziemia obiecana” 2015 to nie tylko umiejętność
budowania rzeczywistości teatralnej za pomocą symboli,
dramatycznych zapętleń, tworzenie atmosfery wielkiego zdarzenia,
udane sięgnięcie po łódzki mit. To perfekcyjne rozwiązania scen
zbiorowych, np. pogrzebu Bucholca, buntu robotników czy prezentacji
nieużywanego pałacu Mullera. Reżyser sugestywnie oddaje specyficzny
rytm życia miasta rozgorączkowanego, zdyszanego, ciągle gnającego
do przodu, do kolejnego przesilenia. Służą temu świetna, gęsta
scenografia i wieloznaczność narracji – w czym umieją się doskonale
znaleźć aktorzy. Wykorzystujący też środki nadekspresyjne, jak Adam
Kupaj (Moryc) czy Delfina Wilkońska (Mada).
Nie ma ról nietrafionych. Ale wymieńmy chociaż: Wojciecha
Bartoszka, Michała Bielińskiego, Dymitra Hołówko, Dariusza
Kowalskiego, Beatę Kolak, Joannę Król, Bartosza Turzyńskiego.
Harmonijne współdziałanie adaptatora (Michał Kmiecik), scenografów
(Iga Słupska, Szymon Szewczyk) i całego zespołu realizatorów
przyniosło wspaniałe artystyczne przedsięwzięcie, które podpisuje
Remigiusz Brzyk.
„Ziemia obiecana”, Władysław Stanisław
Reymont. Premiera w Teatrze Nowym – 4 XII 2015
r.
Teatr Nowy
Adres
ul. Zachodnia 93Kontakt
tel. 42 633 44 94kasa tel. 42 636 05 92