Od 50 lat Henryk z dramatu Tadeusza Różewicza Wyszedł z domu jest przez rodzinę zmuszany do odzyskania pamięci. W łódzkiej (a poniekąd też radomszczańskiej) inscenizacji Michała Rzepki córka dokumentuje ten proces swoim telefonem. Komórka rodzinna w XXI wieku ma wymienną kartę pamięci.
Od 50 lat Henryk z dramatu Tadeusza Różewicza
Wyszedł z domu jest przez rodzinę
zmuszany do odzyskania pamięci. W łódzkiej (a poniekąd też
radomszczańskiej) inscenizacji Michała Rzepki córka dokumentuje ten
proces swoim telefonem. Komórka rodzinna w XXI wieku ma wymienną
kartę pamięci. Dlatego na ostatnim zdjęciu zamiast ojca znajdziemy
kolegę rodziców ze szkolnej ławy, który bezboleśnie zajął jego
miejsce. Różewicz trafnie opisał narastające problemy człowieka
współczesnego z tożsamością.
Można zapytać, czy odkurzanie mniej znanej sztuki Tadeusza
Różewicza nie miało przyczyn czysto praktycznych - wszak
współproducentem przedstawienia było Radomsko i Różewicz Open
Festiwal, który potrzebuje nowych realizacji sztuk swego patrona.
Trzeba jednak zauważyć, że mimo zestarzenia się pewnych wątków (np.
ironicznych uwag o egzystencjalistach), odpowiednio podane sztuki
Różewicza z lat 60. mogą zainteresować dzisiejszego widza. W pewnym
sensie są to nawet teksty prorocze. Bo jak inaczej nazwać zmianę
nazwiska głównego bohatera sztuki, antycypującą historię polskiego
futbolu - przed zmianą: Dudek, po zmianie: Lewandowski. Jak
wytłumaczyć testament bohatera, który przeczuwając swoje odejście,
przekazuje dzieciom ostrzeżenie, by zawsze pozostały przy swoich
płciach. Czyżby autor przewidział sytuację, w której na premierze w
Nowym główną atrakcją będzie posłanka Grodzka (tak było na
premierze "Akimudów")?
Żartobliwy ton poprzedniego akapitu usprawiedliwia według mnie
fakt, że Wyszedł z domu ma w podtytule określenie "tak
zwana komedia". Żywiołu komediowego trochę jednak inscenizacji
Michała Rzepki brakuje. Owszem, są pastiszowe wykonania popularnych
przebojów "z tamtych lat", jest policjant (Tomasz Kubiatowicz)
rodem z 13. posterunku, który zabawnie prowadzi śledztwo w sprawie
zaginięcia Henryka, jest grająca niczym Anna Seniuk w
Czterdziestolatku Katarzyna Żuk (Ewa), ale całość jest
trochę przyciężka. Jest niczym eseje egzystencjalistów wykpiwane
przez Różewicza. Najlepiej widać to w scenie z grabarzami, którzy w
tekście zdają się być odpowiednikiem sarkastycznych grabarzy z
Hamleta - na scenie zaś są jakimiś posłańcami śmierci, którzy robią
w dodatku Henrykowi krzywdę.
Rzepka dostrzegł podobieństwo między Wyszedł z domu a
Hamletem. Świadczy o tym choćby scena ze szkieletem, w
której cała rodzina dekonstruuje Henryka-Yoricka, po czym duch ojca
każe synowi zbuntować się przeciwko matce wdzięczącej się do kolegi
ze szkoły. Reżyser z tego podobieństwa wyciągnął jednak połowiczne
wnioski. Hamletyczny wątek u Różewicza polega przecież na
postawieniu pytania, czy warto odzyskać pamięć, czy może lepiej
udawać szaleństwo (amnezję). W domach ze sprasowanych konwenansem
płyt słomianych nie ma nie tyle wolnej, co żadnej miłości, skoro w
godzinę po zginięciu męża żona nie potrafi go opisać, a córka mówi,
że był niepodobny do niczego (kultowy cytat z Misia
okazuje się plagiatem?). Przed takim płaskim życiem chciałoby się
uciec w niepamięć, poszukać szczęścia w dziecięcych zabawach,
przywdziać koszulkę z napisem Lewandowski na plecach i pohasać po
boisku. Tymczasem Rzepka zrobił spektakl o przymuszaniu nas przez
innych do przyjęcia określonych ról, o drylu wprowadzanym przez
rozhisteryzowaną matkę, o psychicznej przemocy wobec tresowanych
dzieci. Wszystko to znamy z zabarwionej psychologią publicystyki
albo z prozy Magdaleny Tulli czy wczesnego Kuczoka.
Dlatego momentami spektakl nam się dłuży, choć reżyser i
aktorzy robią wiele, by nam to wszystko teatralnie uatrakcyjnić.
Kilka pomysłów inscenizacyjnych jest naprawdę dobrych, np. jeżdżący
po scenie grób, który przeistacza się w ogrodową grządkę na
marchewki, drewniany pies, któremu można uruchomić ogon, by nim
machał, kiedy ma być miło, sanitariusz przywożący Henryka w paczce
z napisem "Chronić przed wstrząsem" czy piękna scena z odwijaniem
bandaża z głowy. Czasami mamy jednak wrażenie, że te pomysły są
tylko ozdobnikami lub elementami konstrukcji. Katarzyna Żuk
efektownie wypycha ze sceny paczkę z mężem, ale po co właściwie to
robi? Żeby grający męża Gracjan Kielar miał gdzie rozwinąć białe
skrzydła we wspomnianej już scenie bandażowej.
Gdyby w naszym portalu przyznawało się gwiazdki, to
Wyszedł z domu dostałby cztery na sześć. No dobrze - może
trzy i pół. Na pewno jednak wystarczy, by zachęcić do wyjścia z
domu.
Premiera w Radomsku - 6 października 2014
premiera w Małej Sali Teatru Nowego - 23 października
2014
Zdjęcia: Janusz Szymański, Teatr Nowy
Teatr Nowy
Adres
ul. Zachodnia 93Kontakt
tel. 42 633 44 94kasa tel. 42 636 05 92