W kolejnym felietonie Krzysztof Golec-Piotrowski rozważa zyski i straty z wynalezienia samochodu...
I drive a Rolls Royce Cause it's good for my
voice
Marc Bolan „Children of the revolution”
Ten dwuwiersz popularnej piosenki wyraża syntezę rewolucji
kontrkulturowej lepiej niż niejedno grube, socjologiczne
opracowanie. Drugi dwuwiersz to fraszka Czy świat bardzo się
zmieni, gdy z młodych gniewnych wyrosną starzy, wkurwieni?.
Zaraz wszystko się zgrabnie i prosto połączy z tytułem, chwila
cierpliwości, podobno nabywanej z wiekiem.
Co pod wiekiem mamy? Pod maską drzemie moc nieznana przodkom.
Z początku próbowali przykładać do nich zwierzęcą miarę, ale
starczyło jej tylko na deszewe (dwukonny citroen 2CV zgodnie z
francuska nazwą), współczesny model samochodu posiadający 240 KM to
60 rydwanów rzymskich! Pod wiekiem można było kiedyś mieć równo w
rzędzie nawet 12 cylindrów, obecnie jest jednak nierówno – układy
widlaste, pochylone, poprzeczne albo tylko 3 cylindry. Wszystko
wysilone jak umysł pod koniec dnia, mniej elastyczne za to
ekologiczne. Logiczne. Diabeł tkwi w tych wszystkich szczegółach i
czasem obluzowanym tłumikiem dzwoni.
Ten diabelski wynalazek zmienił świat i człowieka. Koni żal,
na wsi już niemal nie uświadczysz szkapy z wozem. Widomym znakiem
zmiany kulturowej jest przewędrowanie formy stajni ukrytej za domem
mieszkalnym w zagrodzie, często stawianej z boku podwórza do formy
garażu równoprawnego z głównym wejściem współczesnych domów, często
wręcz wystawionego dumnie do przodu. Dzięki automatyce można
pojawić się teraz we własnej willi bez niszczenia butów, bez
wysiadania z auta.
Paradoksem jest, że najlepsze i najszybsze modele mają starcy,
a młodzi muszą zadowolić się starymi gratami z importu. Poniekąd
jest to zbawienne, młoda krew rozpędziłaby świetną limuzynę do
zagrażającej biocenozie podświetlnej prędkości. Dziad natomiast ma
do tego fundusze, ale brak mu animuszu. Albowiem nigdy nie ma się
tego, co się chce, i na tym polega udane życie. Na tym, by mieć
marzenia. Marzeniem jest na przykład domek za miastem, przy lesie,
na niewielkim pagórku z widokiem na pola i łąki. Niestety,
niektórym te marzenia się spełniają.
Racjonalizm wyboru miejsca zamieszkania skończył się wraz z
popularnością i dostępnością samochodu. Nie trzeba już mierzyć
odległości krokami własnymi albo krokami konia. Dzienny zasięg
działania zwiększył się z kilku do kilkudziesięciu kilometrów.
Kolej dawała już przedsmak rewolucji komunikacyjnej, była jednak
zbyt mało elastyczna i indywidualna. Teraz zakup od chłopa kawałka
odrolnionej ziemi 50 kilometrów od centrum miasta i zbudowanie na
nim wymarzonego prowincjonalnego domu z kopertowym dachem i
kolumienkami nie wydaje się przerażający wcale - są ludzie
potrafiący dojeżdżać do pracy klimatyzowanym wozem nawet 200 km
dziennie (znany przypadek Zduńska Wola – Warszawa). Samochód
wydatnie stępił racjonalność wyboru miejsca zamieszkania. Samochód
sprawił, że po kilkakroć można wracać do sklepu po przeoczone
sprawunki. Samochód to niezbędna platforma porannego i
popołudniowego przewożenia własnych dzieci z miejsca na miejsce
(znany przypadek potrójnej matki, która zrezygnowała z pracy, by
być li i jedynie szoferem własnego potomstwa). Samochód w teorii
skraca odległości i czas. Ale nie ma tak słodko!
Przyroda nie lubi takich eksperymentów czasoprzestrzennych
zbliżonych do teleportacji i dlatego niczym bakterie odporne na
antybiotyki – pojawiły się korki odporne na światła, poszerzanie
dróg i inne zaklęcia drogowców. Korek przywraca rozumowe podejście
do kwestii wyboru lokalizacji mieszkania, pracy i szkoły. Korek
jest niczym firmowe przerwy na papierosa – przynosi zmniejszenie
wydajności pracy i straty dla gospodarki. Ruch na drodze nie jest
demokratyczny. Są pojazdy uprzywilejowane na sygnale, są bogacze
mający szybsze i bezpieczniejsze samochody, więcej pieniędzy na
mandaty i łapówki, są bezczelni przedstawiciele handlowi i potulni
kierowcy niedzielni. Korek jest demokratyczny – stoją wszyscy:
maluchy, białe firmówki, terenówki, żółte wyścigówki, tiry i białe
dostawczaki. Mając moc pod maską, nie ma się szybkości, zamiast
obrotów wzrasta zdenerwowanie. Koń by się uśmiał.
Niektóry mężczyźni chcą być sprytniejsi. Maskując się sprytnie
narzekaniem na kryzys wieku średniego, kupują sobie motocykle.
Motory dwukołowe są to urządzenia pozwalające szybko wymijać auta w
korkach, wielu podobno relaksują. Poza tym łączą w sobie niestety
wady samochodów i rowerów. Trzeba je rejestrować, naprawiać,
ubezpieczać i lać paliwo, a przy tym leje się na głowę, wiatr
przenika kości, a na śliskim można się pięknie wykopyrtnąć.
Prędkość może zabić, a możliwości załadunkowe nie oszałamiają.
Motocyklista przez moment może kobietom wydać się co prawda
przystojny na swoim rumaku, ale po zdjęciu kasku i rozpięciu kurtki
ukazują się wyhodowane na piwie w pozycji siedzącej różne
pulchności i czar pryska. Ślepy zaułek, nie tędy droga.
Pozostaje mieszkanie w mieście, pielęgnowanie w sobie
wewnętrznego prowincjusza, sadzenie i pielęgnowanie drzew na
skwerach oraz kolekcjonowanie modelików różnych wozów. Można kupić
sobie rower, można wypożyczyć. Reszta jest pod ręką, pod
nogą.
Kategoria
Wiadomości