Z doktorem habilitowanym Janiną
Wiesławem Slamem (na Politechnice Łódzkiej znanym jako Jan Salm) o odkryciach dotyczących historii Łodzi rozmawia mgr arch. Krzysztof Gol Piotrkowski.
Krzysztof Gol Piotrkowski: Panie Janie Kochany, mam
coś dla pana, chwileczkę…
Jan Wiesław Slam: Naprawdę, pamiętał pan?
Tak. Proszę, oto kamyczek, pamiętałem, by się nie
pomylić, kamyczek z Jasnej Góry.
Ale ja prosiłem o kamyczek ze Starowej Góry!
Ojej, niepotrzebnie więc pojechałem do Zielonej Góry,
cały dzień zmarnowałem…
Do Zielonej, do Grynberga? Nic już nie rozumiem, które miasto
się panu nie podobało? Częstochowa?
Wie pan, siedzę non stop w archiwach i rzadko wychodzę
na światło dzienne, od słońca mam zaćmienie i na dworcu pociągi
pomyliłem. Nieważne, proszę natomiast powiedzieć, do czego panu
potrzebny kamyczek ze Starowej Góry?
Zanim wyjaśnię, łaskawy panie, ciekawy jestem, co pan w tych
archiwach robi, bo dla mnie archiwa to bułka z masłem ekstra.
To mój zawód, jestem mgr arch., czyli magazynier
archiwista. Ostatnio szukam danych na temat budownictwa zamkowego w
regionie na zlecenie tajemniczej osoby.
To mam dla pana świetną wiadomość. Właśnie Starowa Góra to
prawdopodobna pierwsza, nieudana lokacja zamku, czy też dworu
obronnego, przez starostę pabianickiego, niejakiego Starowina
Młodszego. Był zresztą pobożnym duchownym: jak pisze lokalny nasz
kronikarz bł. Feliks z Popiołów - Mens Glutt Starovin było
staroście po matce Pelagii, a ojca miał podobnież Włocha – de
Paviani vel Pabianni. Tak wynika ze źródeł przepastnego archiwum w
Rękoraju – kopalni tego typu sensacyj. Odnaleziony ostatnio
dokument mówi o koncepcji borghum Starberg vel Starckburg, co może
wskazywać na udział Nieńców w pracach projektowych.
Nieudana lokacja?
Prócz systemu pokrętnych fos nic nie powstało. Fundusze na
obronność rychło zdefraudowano. Był to okres upadku państwa i
doraźnych, chaotycznych działań. W zapiskach z epoki pada
niejednokrotnie termin „schluss und rosspyerduscha”. Dobrze, że
dziś powstaje porządna fosa i wał śródmiejski w poprzek miasta. Ale
zauważmy z dużą dozą powagi - to nie są pierwsze przykłady
architektury monumentalnej i obronnej w Łodzi. Według badań mojego
obiecującego współpracownika dr Gina-Lubuskiego, pierwszą warownię
założyli przybysze z innych zupełnie regionów.
Słowianie?
Nie, najprawdopodobniej sami Rzymianie a właściwie straszni
maruderzy z armii, która przechodziła tędy podbijać Radomszczyznę –
czyli tzw. Zżymianie.
Żartuje Pan? To niewiarygodne!
Hm, niewiarygodne, kapitalnie Pan to ujął! Nienawidząc
Romy-Matki, która nie płaciła żołdu długie miesiące i odżegnując
się od wyniosłej (na wzgórzach) stolicy, powtarzali paradoksalnie
stare schematy – także te planistyczne. Mamy na to wiele dowodów.
Układ placu Wolności z otaczającymi ulicami: Północną, Wschodnią,
Rewolucji i Zachodnią to zapewne układ regularnego obozu rzymskiego
dla jednej kohorty. Z pewnością działała tu wtedy niejedna
manufaktura i świątynia, ze względu na dogodne położenie na
jantarowym szlaku konnym.
A obecny pomnik Kościuszki to dawny rzymski
komin?
To kompletny kretynizm – nie wolno bezkrytycznie przyjmować
popularnych obecnie teorii Jacentego Edwarda Smutnickiego. Jest on
ignorantem bynajmniej niepozbawionym męskiego uroku, ale też
szalbierzem naukowym. To zwykły obelisk, jakich wiele było w
cesarstwie. Tak to postrzegam definitywnie!
A jak pan wyjaśni podziemne korytarze pod placem?
Poganie germańscy je zrobili po wypędzeniu Rzymian? Czytałem, że na
placu stał kiedyś pomnik Światowida, spoglądającego w cztery strony
świata.
To kolejna kompletna bzdura, opierająca się na błędnych
badaniach i nadinterpretacjach J. E. Smutnickiego, który czuje
pociąg do niesprawdzonych teorii. Wszędzie widzi niemieckie dworce
i katakumby, najchętniej by metro w Łodzi odnalazł. Faktem
niezaprzeczalnym i jednocześnie straszliwym jest wykorzystanie
przez Niemców podziemi w czasach okupacji, ale innym razem o tym
porozmawiamy. Te korytarze to chrześcijańskie katakumby.
To są dowody na obecność Rzymian?
Proszę pana, najnowsze badania pokazują, że to właśnie
Rzymianie założyli tu pierwsze miasto. Regularny układ, katakumby,
a przede wszystkim zachowana w jądrze źródłowo przekształcona nazwa
– Uć Kaliska, legendarna Calisia, która przez błędy prymitywnych
kartografów została naniesiona nad Prosną. Napisane bowiem jest:
„Calisia Uc dicta, circa Nerrum sita”. Nerrum, rozumie pan? Uc!
Może też w pewnym okresie nazwa B’uc lub Buu-cdź świadczy o
obecności elementu etnicznego o retoromańskich korzeniach i
skłonności do rytualnego ryczenia, co przekłada się naturalnie na
pewną manierę w regionalnej wymowie i toponimach.
Chyba najpierw istniała jednak nazwa „Łódź Kalijska”
pochodząca jak przypuszczam od łodzi galijskiej (kaliskiej),
używanej tu przed wiekami do spławiania wyrobów
artystycznych?
Uć, Udź to jednak niechybnie nazwa pierwotna, wzięła się od
udźca, ućca. To prawdopodobnie od dużego nagromadzenia potężnych
bawołów galijskich, których zbielałe kości odnajdujemy teraz w
czasie wykopalisk w mieście.
Skąd się wzięły bawoły tutaj?
To fantastyczna historia. Otóż Rzymianie byli ludźmi
praktycznymi, wygodnymi i świetnie zorganizowanymi. Obóz rzymski
rychło przekształcił się w spore miasto, pałace namiestnika,
patrycjuszy, kuracjuszy i utracjuszy rozłożone były w znacznych
odległościach od centralnego obelisku czy też komina ofiarnego,
niech już będzie Smutnickiemu. Wtedy znany ze źródeł Sekwestrator
Potylicjusz wpadł na pomysł tramwaju, ale nie konnego, tylko
bydlęcego.
Skąd pan to wie?
Prowadzę równoległe badania, analizuję i syntezuję. To pewnik
potwierdzony serią doświadczeń organoleptycznych na Brusie.
Zachowały się jakieś szyny? Były z drewna?
Kamienia?
Nie zachowały się, bo ich po prostu nie było.
Jak to?
Praktyczni i oszczędni Rzymianie zamiast rozbudowywać
infrastrukturę (a nie było wtedy funduszy unijnych, tylko
skromniejsze – imperialne), woleli pieniądze przeznaczać na
szkolenie siły transportowej. Proszę pana – dzięki surowym
szkoleniom bawoły chodziły jak po sznurku!
Nie wierzę!
Ale tak było. Zachowało się zresztą zniekształcone wspomnienie
tego tramwaju w języku - mówimy, że tramwajami jeździ „bydło”.
Językowa archeologia potrafi być pasjonująca, nie wie pan?
Oczywiście, pasjonuję się tym w wolnych chwilach.
Zastanawiałem się, skąd się wzięło na przykład moje
nazwisko.
Skąd inąd?
Panie Janie, prapradziadek mój był fryzjerem, no
golibrodą przy Trakcie Piotrkowskim. Miał taki szyld malowany
„Golenie – Strzyżenie. Trakt Piotrkowski 104”. Jednak, gdy w życie
wszedł ukaz carski „O harmonii i ładzie w krajobrazie Polesia i
Królestwa”, wprowadzono podatek od szyldów, od ilości słów.
Prapradziadek zamalował więc część słów, został „Gol –
Piotrkowski”, I tak zaczęto nazywać jego a potem potomków. A
pańskie nazwisko ma coś wspólnego z poezją slamową, czy może
pochodzi z czeskiego słowa „slama”, „slamowy zapal”?
Nie. Slama to pejoratywne określenie lekkomyślnego pracownika
jatki końskiej stosowane wiosną 1856 r. na południowych okrajach
miasteczka Arschstein. Jestem jego potomkiem w ukośnej linii, z
lekką domieszką genów farmazońskich.
Wspomniał pan o łódzkich wykopaliskach. Archeologia
totalna chyba nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa?
Oczywiście, że nie. Mamy teraz niepowtarzalną okazję odsłonić wiele
mroków miejscowej historii. Badania archeologiczne w Łodzi są
obecnie intensyfikowane i można śmiało powiedzieć, że Łódź jest
światową stolicą metodycznego kopania w ziemi. Imponujące są
zwłaszcza szeroko zakrojone badania na trasie
wczesnośredniowiecznego przemarszu Wizygrotów i Zunów vel Hunów,
którzy doprowadzili potem do bolesnego upadku Imperium Rzymskiego –
na tak zwanej trasie W-Z. Potem i krwią. Była to dowodnie rytualna
droga od ich zachodnich siedlisk na Rethkynii na uroczysko
Fizev.
Tak, to imponujące wykopaliska, inne obfitujące w
odkrycia prowadzone są nieco dalej na północ.
Owszem, a rozmach tych przedsięwzięć budzi zrozumiałą zazdrość
w innych ośrodkach. Stąd niestety permanentne przemilczenia w
literaturze fachowej i niezasłużenie negatywne opinie wyrażane
przez kolegów z Odrzywołu, Kiełczygłowów i Rękoraju, że poprzestanę
na wymienieniu kilku regionalnych placówek. Tymczasem my tutaj
spodziewamy się odkryć nasze łódzkie Forum Retro-Romanum! Szukamy
trochę na ślepo w pobliżu E.C.1, która to nazwę zapisał Piliniusz
Starszy jako Erecta Calisia Primo, co świadczyłoby za tym, że
obozowisko placu Wolności nie było pierwsze. A odkryta soczewka
wody zawiera być może jakieś artefakty (liczymy na amfory, monety i
zapewne amonety z moforami). Sam jej kształt wskazuje, że jest po
części dziełem rąk ludzkich i mogła niczym jukatańskie cenote
pełnić rolę kultową – jako miejsce składania ofiar z przypadkowo
pojmanych podróżnych. Niestety, mało mamy na razie znalezisk w
postaci rzeźb. Sugestywną pamiątką rzymskich czasów jest
importowany posąg odaliski z parku im. Klepacza. Pozostał z niej
cokół – figura ze względu na nieprzystojność została zdeponowana w
dziale prohibitów Urzędu Dzielnicowego.
Co działo się potem, po upadku rzymskiego
miasta?
Ciągłość tkanki została przerwana. Nieprzebyte bory i puszcza
zarosły rzymski zespół osadniczy niczym dżungla budowle Meksyku i
Gwatemali. Drewniane stropy przegniły, gliniane ściany rozpadły
się, a płoty rozplotły. Tylko pieśń, jak to zwykle bywa, uszła
cało! Dopiero w średniowieczu pojawiły się pierwsze trwałe budowle.
Z tego okresu zachował się fragment zamku wzorowanego z dużym
prawdopodobieństwem na kilku krzyżackich budowlach obronnych Warmii
stawianych przez komtura Wolframa von Molibden. Niestety, cenny
zabytek padł swego czasu ofiarą nietolerancji antykonserwatorskiej
i został wyburzony niemal do cna, a cegły wywieziono do Syberii i
Palestyny. Jedyny zachowany fragment to prawdopodobnie dansker z
erkerem (proszę koniecznie sprawdzić w słowniku, panie
Krzysztofie), jego przypory można oglądać przy ulicy nomen omen
Olsztyńskiej. W przededniu nowożytności budowano też u nas wieże
rodowe, w czym celowali zwłaszcza osiedlający się w okolicy
elokwentni kupcy z Banatu i zdeklasowani emigranci ze Swanetii. Jak
wiemy, i jedni, i drudzy zlali się w jedno z miejscowymi, o czym
tak pięknie pisał łódzki poeta Chaim Wasserzug: „Gorale kaukascy,
banackie mondrale chętnie biorą za żeny łuckie hoże lale” (to ze
zbioru „Czółenkiem po czole”, Jaffa-Ozorków 1935 – zna pan?)
Mieliśmy niedawno dzień poezji…
Szkoda, że nie ocalało więcej pieśni i budowli, choć
wiele nosi chyba znamiona obronnych...
Budowli obronnych owszem (pieśni mogą być tylko zaczepne,
proszę pana). Przekształcono je później dość brutalnie w fabryki.
Niestety, nie zachowały się najciekawsze z nich, ale kilkanaście
podobno zaadaptowano na wieże wodne i obmurowano fabryczną cegłą –
maszynówką. Z tym, że działo się to już później, za czasów
niejakiego Stanisława Staszica z Piły (Staschütza von Trunken, jak
chcą niektórzy rewizjoniści). Bardzo dwuznaczna postać!
Dwuznaczna? Myślałem, że dobrze zasłużył się
Łodzi?
Czym, do diaska? Nie wie Pan?! To przecie on swymi
nierozważnymi decyzjami sprowokował dziki i chaotyczny rozrost
zacisznego uzdrowiska nad Łódką i Nerrem. Widział pan zresztą jego
pomnik w parku? Charakterystyczny płaszcz, postawiony kołnierz,
posępne spojrzenie. Ten wygląd sugeruje coś złowrogiego - to był
najprawdopodobniej wampir. Zdaniem wielu, po to tylko rozbudował
miasto, by wysysać oraz pić krew robotnic i robotników!
A z czego konkretnie wysysał?
Z palca!