Po trzydziestu kilku latach sytuacja trochę się zmieniła. Holenderski pop stracił na popularności, znany aktor nie biega już tak szybko, nie ma też peronu na Fabrycznym. Linda przeniósł się z ekipą (tym razem Andrzeja Wajdy) kilkaset metrów na Zachód i kręci film o Władysławie Strzemińskim. W wolnym od pracy momencie udzielił łódzkim mediom wywiadu, w którym z wrodzonym sobie brakiem dyplomacji nazwał Łódź „miastem meneli”. No i część osób przestała go kochać.
Internet zawrzał od gniewu. Linda, Linda, I don’t love you. Pani prezydent wyraziła żal i stwierdziła, że mogą być wyciągnięte konsekwencje wobec twórców filmu (w domyśle – nieprzyznanie dofinansowania z funduszu filmowego). Mieszkańcy ulicy Włókienniczej zaczęli nawet zakłócać ciszę na planie filmowym i specjalnie wchodzić w kadr operatorowi. Straty finansowe mogą więc być podwójne – nie dość, że nie będzie dofinansowania, to jeszcze trzeba będzie opłacać ciszę na planie, przekupując obrażonych mieszkańców Śródmieścia. A przecież wystarczyło zdecydować się na lekko feministyczny film o Katarzynie Kobro – wtedy główną rolę grałaby Agata Kulesza (teraz gra wszystkie główne role) i nie byłoby problemu.
Żarty na bok. Linda powiedział, co powiedział. Można dyskutować, czy „miał trochę racji”, czy może „miał sporo racji”. Na pewno nie miał 100% racji, nie miał też wyczucia ani dobrych manier. Ale nie przesadzajmy, po prostu aktor sprowokowany przez dziennikarza ostro powiedział to, co myśli. Wolelibyście standardową odpowiedź typu: Łódź zmienia się na lepsze, coraz lepiej się tu czuję, ble, ble, ble? Zwracam jeszcze uwagę na moment, w którym padło pytanie – to było na dzień przed wyborami, w trakcie ciszy wyborczej. Miał powiedzieć: dzięki staraniom władz miasta Łódź to już prawie Hollywood? Linda przyjechał tu do pracy, przyjechał grać Władysława Strzemińskiego, a nie odpowiadać na pytania o wygląd miasta. Obrażanie się na niego to lekka przesada, a może nawet dowód kompleksów. Może jeszcze zlecimy badania niezależnej firmie, która udowodni, że w Łodzi jest tyle samo meneli co w innych aglomeracjach?
Cała sprawa skojarzyła mi się z Piątkiem, Tomaszem Piątkiem. Pisarzem może nie tak znanym jak Linda, ale równie zasłużonym dla "antypromocji" Łodzi. Pięć lat temu opublikował on w „Krytyce Politycznej” tekst „Nie Łódźmy się”, prowokacyjnie stronniczy w opisie miasta, zawierający oskarżenia zdecydowanie cięższego kalibru. W dodatku napisał to wszystko po wyjeździe z Łodzi, w której przez kilka lat mieszkał. Ale gdy na jego spotkaniu autorskim (finansowanym z budżetu miejskiej instytucji kultury) krzyknąłem sobie: Spadaj do Warszawy, publiczność chciała mnie zlinczować. Czy po publikacji felietonu Piątka magistrat groził konsekwencjami? Czy zabrano „Krytyce Politycznej” dotacje na letnie czytelnie na placu Wolności? A przecież felietonista pisał o tonących w gnoju podwórkach, wybrukowanych przeważnie gęsto nasadzonym gównem, nie tylko psim (wybrukowane gównem? - co za styl!). Pisał też, że łódzka klasa średnia cieszy się z mieszkań w blokowiskach, a w ogóle w Łodzi zostali już tylko emeryci, matki z dziećmi i alkoholicy. A przecież zostali też urzędnicy, posłowie, rektorzy wyższych i niższych uczelni, a nawet rektorzy-posłowie.
Po piątku i feralnej dla Lindy sobocie przychodzi niedziela – dzień wolny, sprzyjający wyciszeniu. Wyluzujmy trochę. Stanowczo odradzam karanie Lindy ograniczeniem dotacji dla filmu. W przeciwnym wypadku należałoby publicznie pytać wszystkich ubiegających się o dotację filmowców, co sądzą o Łodzi. Odpowiedź entuzjastyczna (do wykorzystania w materiałach promocyjnych miasta) – jest dotacja, wypowiedź krytyczna – dotacji nie ma. Jeszcze głupsze wydają mi się nawoływania do bojkotu filmu. To byłaby jakaś zupełna prowincja. „Miasto meneli”? To i tak lepsze niż „miasto zakompleksionych prowincjuszy", którzy w kieszeni marynarki noszą zaświadczenie o niebyciu menelem i pokazują je na każde zawołanie.
Ja bym zrobił uroczystą premierę i zaprosił na nią całe schronisko Brata Alberta. Lindę też bym zaprosił. A pieniędzy Wajdzie nie dałbym z innego powodu – on sam może je zdobyć. Fundusz filmowy powinien pomagać młodym twórcom albo wspierać niszowe produkcje, Wajda z Lindą są w stanie na siebie zarobić. Jeśli już dotować wielkie produkcje, to idźmy na całość i zapłaćmy za zrobienie w Łodzi kolejnego odcinka przygód agenta 007. Dziewczyną Bonda mogłaby być Linda – ta z piosenki zespołu Tee Set. Albo jakaś inna…