Na portalu społecznościowym polubiłem stronę Nie dla budowy estakady na skrzyżowaniu Marszałków. Jestem jednym z 1304 członków (stan na 21 kwietnia godzina 10.40) tej błyskawicznie rosnącej społeczności.
Na portalu społecznościowym polubiłem stronę Nie
dla budowy estakady na skrzyżowaniu Marszałków.
Jestem jednym z 1304 członków (stan na 21 kwietnia godzina 10.40)
tej błyskawicznie rosnącej społeczności. Społeczność ludzi o
przeciwnym zdaniu miała w tym momencie 565 członków. W zasadzie
konsultacje można by uznać za odbyte.
W dodatku wśród osób przeciwnych mostowi znalazłem wiele
znanych nazwisk: wiceprezydent Agnieszkę Nowak, radne obu opcji -
Urszulę Niziołek-Janiak i Bożenę Jędrzejczyk, redaktora Jakuba
Wiewiórskiego, Michała Kędzierskiego z Uniwersytetu Łódzkiego,
architektów Marka Diehla i Krzysztofa Golca. Czyli ludzi o trzeźwym
spojrzeniu i wyważonych poglądach. Podział na Łódź racjonalną
(racjonalnie myślącą) i radykalną (radykalnie budującą) rysuje się
tu dość wyraźnie.
Nie takie to jednak proste - podział biegnie czasem przez
środek człowieczego serca (rozumu?). Jedna strona chciałaby uniknąć
korków, druga - nie szpecić miasta i oszczędzić pieniądze.
Właściciel tak podzielonego serca jest rozdarty jak koszula
Rejtana. Jeśli przez przypadek jest akurat prezydentem miasta,
ogłasza konsultacje i czeka na wyniki sondażu. Budować czy nie
budować - oto jest pytanie.
Ja bym zwyczajnie poczekał z decyzją kilka lat - niech skończą
się obecne przebudowy, niech powstanie autostrada, niech
rozstrzygnie się, co z demografią i liczbą mieszkańców, niech
ludzie trochę odpoczną, a budżet wróci do równowagi. (Z budową tego
mostu jest trochę tak, jakby komuś po dwuletnim leczeniu kanałowym
proponować wstawienie dwóch zębów, bo jest akurat promocja na
implanty). Niestety, to nie ja podejmuję decyzję. Podobno musimy ją
podjąć razem, a przed podjęciem przemyśleć. Bitwa na argumenty już
trwa. Analizę SWOT przygotował nawet sam magistrat.
Bezsporny plus budowy jest chyba tylko jeden - szybszy
przejazd przez skrzyżowanie. Czy zaowocuje on zmniejszeniem ilości
spalin - mocno dyskusyjne (jedni uważają, że większa przepustowość
skrzyżowania spowoduje, że samochody przejadą szybciej i krócej
będą dymić, inni - że przejedzie więcej samochodów w tym samym
czasie). Argument o dojeździe do A1 wydaje się naciągany - jeśli z
całego miasta mielibyśmy jechać do trasy W-Z, by potem wjechać na
autostradę, to cała idea obwodnicy nie ma sensu. Bezsporny minus to
obniżenie jakości życia mieszkańców okolic skrzyżowania. Przekonuje
mnie też argument o zepsuciu krajobrazu (choć niektórzy uważają, że
nie ma czego psuć w tym miejscu) i argument o zmarnowanych
pieniądzach (co z tego, że po części z Unii?). Ale dodajmy
coś od siebie:
Mamy w Łodzi kilka zbudowanych wiaduktów-widm, które od lat
straszą szkieletami swoich konstrukcji. Na Pomorskiej przy szpitalu
niepotrzebny wiadukt dla drugiego pasa ruchu, a kawałek dalej na
wschód kuriozalny wiadukt w krzakach przy Lawinowej. Ten niszczeje
już ćwierć wieku. Być może niedługo trzeba będzie go rozbierać, jak
te mosty za Tuszynem. Dodajmy do tego wiadukt kolejowy przy
Kaliskim (ten pierwszy licząc od strony centrum) czy tramwajowy
wiadukt na Dąbrowskiego, po którym nigdy nie pojechał żaden wagon
(metalowe barierki tego wiaduktu malowałem 30 lat temu w ramach
pracy w spółdzielni studenckiej). Może więc najpierw skończmy
budowy zaczęte w czasach komuny, oddajmy do użytku szpital na
Czechosłowackiej, przedłużmy Dąbrowskiego i Puszkina (wiadukt nad
torami). A potem pomyślimy, co dalej. To chyba logiczniejsza
kolejność. Jeśli jednak most powstanie, może być powodem do żartów
nie tylko z Łodzi, ale i z całego kraju. Gdzie Polacy wybudowali za
unijne pieniądze największy most? W jedynym dużym mieście bez
rzeki.
Mam też rozwiązanie, które zadowoli wszystkich: most na trasie
W-Z + tunel wzdłuż Rydza-Śmigłego, a na poziomie 0 bezkolizyjnego
skrzyżowania woonerf i stacja roweru miejskiego. Podobne
rozwiązanie (tunel pod wiaduktem) powstaje w rejonie
Kopcińskiego-Tuwima i nikogo nie szokuje.