Nie będzie w Łodzi pomnika Lecha Kaczyńskiego. Przynajmniej na razie. Radni PO, SLD i Twojego Ruchu uchylili wydaną w lutym zgodę na upamiętnienie zmarłego prezydenta. Z mistrzowskim wręcz brakiem wyczucia swoją decyzję przegłosowali 4 czerwca, czyli w 25. rocznicę pierwszych (częściowo) wolnych wyborów.
Rozumiem, że można nie lubić polityków jakiejś partii (sam nie
lubię), rozumiem, że można nie chcieć w swoim mieście jakiegoś
pomnika, od biedy rozumiem nawet zbieranie podpisów na złość
politycznym konkurentom, którzy składają na coś pieniądze (pomnik
Lecha Kaczyńskiego miał powstać ze składek darczyńców). Ale nie
rozumiem i nie jestem w stanie zaakceptować takiego braku kultury i
wrażliwości.
4 czerwca cały kraj świętował. Były biegi, wystawy,
odznaczenia i koncerty. Prezydent Komorowski odsłonił dwa pomniki:
przed dawnym gmachem cenzury pomnik wolnego słowa i
pomnik-autostradę imienia Solidarności. W ogóle tego dnia raczej
odsłaniano niż zasłaniano, gdyż 4 czerwca to dzień radosny.
Wszędzie, ale nie w Łodzi. U nas radni akurat wtedy odwołali
decyzję o budowie pomnika i pozbawili skwerek imienia zmarłego
prezydenta. Lech Kaczyński, którego w pamiętnych wyborach naród
uczynił senatorem RP, w rocznicę upadku komunizmu został zrównany z
Julianem Marchlewskim, tegoż komunizmu współtwórcą (jemu też
zabrano w Łodzi pomnik i ulicę). Śmiać się czy płakać?
Może jednak śmiać się i zaproponować zwolennikom pomnika kilka
sposobów działania na wypadek, gdyby po najbliższych wyborach
klimat się nie zmienił.
Można przecież:
1. Zgłosić budowę pomnika do budżetu obywatelskiego - wtedy radni
nie będą mogli nic zrobić. W dodatku pomnik powstanie za pieniądze
miasta i nie trzeba będzie zbierać cegiełek.2. Przekonać do idei Marcela Szytenchelma - wiadomo przecież,
że jego pomniki są nieusuwalne.
3. Założyć Grupę Prawych Osób, która w nocy postawi pomnik,
nie pytając nikogo o zdanie. Zmylona nazwą "Wyborcza" na moment
straci orientację i postępowi inteligenci nie będą wiedzieli, że
trzeba protestować.
4. Przemycić całą sprawę pod pozorem budowy kolejnego pomnika
z serii bohaterów filmów dla dzieci, wykorzystując fakt, że
prezydent zagrał kiedyś w nakręconym w Łodzi filmie O dwóch
takich, co ukradli księżyc.
5. Jest w Łodzi ulica Prezydenta, nie żadnego konkretnego,
tylko prezydenta w ogóle, samej idei prezydenckości. Idąc tym
tropem, można by postawić pomnik prezydenta samego w sobie.
Ponieważ wszystkie partie miały już lub mają jakiegoś prezydenta,
nikt by nie protestował. Byłby to prawdziwy pomnik dialogu czterech
politycznych kultur. Pozostałoby tylko wpłynąć na rzeźbiarza, by
kształt wyrzeźbionej sylwetki kojarzył się odpowiednio.
To smutne, że w wolnej Polsce ludzie nie mogą za własne
pieniądze postawić w swoim mieście pomnika ważnej historycznie
postaci. Pocieszające, że można to jeszcze wykpić w gazecie.