Zima zaczęła się równo z nowym rokiem, jakby czekając na zmianę w kalendarzu.
Zima zaczęła się równo z nowym rokiem, jakby czekała na zmianę
w kalendarzu. Natarczywy inkasent domagający się na początku
miesiąca spisania liczników energii. Wysokie słupy pary z miejskiej
elektrociepłowni dekorowały niebo białymi pióropuszami. Z dzielnic
willowych odpowiadało im echo z gazowych piecyków. Ludzie
przytupywali na przystankach, jakby uczyli się nowych tańców na
karnawał. Pozakładali już nawet czerwone nosy klownów. Tylko młode
dziewczyny, nie zauważając zmiany, wciąż nosiły cienkie rajstopy i
krótkie spódniczki, znak rozpoznawczy tajnego stowarzyszenia panien
na wydaniu.
To mógłby być początek opowiadania o samotnym mężczyźnie w
obcym mieście albo literackiego reportażu w rodzaju „Polska oczami
zdolnego studenta z dalekiego kraju”. Ale to będzie jednak felieton
na jedną (niewielką) stronę, felieton o zimie w mediach. No to
jeszcze raz.
Zima zaczęła się równo z nowym rokiem, jakby czekała na zmianę
w kalendarzu. W gazetach, radiu i telewizji relacjonowano sytuację
w schroniskach dla bezdomnych, liczono zamarzniętych – „ofiary tej
zimy”. Niewiele brakowało, by na ścianie zawisł licznik wzorowany
na liczniku długu publicznego. Ale problem bezdomności niedługo
zniknie z afisza, rozpuści się wraz ze śniegiem, by powrócić
dopiero w przyszłym roku. Pisanie o bezdomnych to sezonowy rytuał,
taki jak rozważania o zrównoważonym transporcie z okazji dnia bez
samochodu czy o bezpieczeństwie na drogach przed długim,
listopadowym weekendem. Wojna na Ukrainie? O tym mówiło się tak
dawno, teraz nadajemy odcinek o Syrii.
Wydaje się, że wolne media reagują na rzeczywistość niczym
chłopska społeczność opisana przez Reymonta: w cykl przemian
przyrody wpisują swój cykl obrzędowy. Przy czym rytualizacji
podlegają nie tylko tematy, ale też sformułowania i myśli. Nagle
pojawia się wyrażenie, którego nikt przedtem nie używał, np. „jazda
na podwójnym gazie” albo „zamiatanie pod dywan”. Te zaklęcia są
wymawiane we wszystkich relacjach, odmieniane (niekiedy z błędami)
przez wszystkie przypadki. W tym kontekście nie ma większego
znaczenia, kto przejmie władzę nad mediami – i tak usłyszymy w
serwisach informacyjnych, że „zima znowu zaskoczyła drogowców”.
Albo że „taki mamy klimat”, albo coś z kultowego „Misia”. O
książkach będzie coś pod koniec czerwca, bo wtedy jest czas rubryki
„Polecamy lekturę na plażę”.
Płynie sobie ta zanieczyszczona ogłupiającymi nas wszystkich
banałami rzeka i jakoś nie chce zamarznąć. Ludzie piją i chorują,
kąpią się i muszą potem chodzić do dermatologa. Ale to przecież
nasza rzeka, nad którą spacerujemy w niedzielne popołudnia.
Szczególnie urokliwe są regionalne ośrodki sportu i rekreacji, z
domkami campingowymi i popsutymi rowerami wodnymi, ze spróchniałym
pomostem, na którym ktoś wydrapał nożem: Love BBC. Płynąć pod prąd
nie jest łatwo, ale spróbujmy. O bezdomnych napiszę w czerwcu, gdy
będą do nocy siedzieć w parkach, zbierać puszki na osiedlowych
festynach i dzwonić do drzwi z prośbą o złom. Zimą polecę państwu
książkę Filipa Springera „13 pięter” – o problemie mieszkaniowym
przed wojną i dzisiaj.
PS. Z Filipem Springerem będę rozmawiał 6 lutego o 15.00 w
Stacji Nowa Gdynia podczas spotkania z czytelnikami.
Kategoria
Wiadomości