O polityce, kulturze i łódzkich inwestycjach rozmawiamy z prezydent Łodzi Hanną Zdanowską. Na ten wywiad trochę musieliśmy poczekać, ale - w końcu się udało.
Piotr Grobliński: Bardzo dziękuję, że w końcu zgodziła się
pani poświęcić mi czas… Hanna Zdanowska, prezydent miasta Łodzi:
Przepraszam, że to trwało tak długo. Nie mam nic przeciwko mediom,
po prostu czasami nie starcza mi już czasu na wszystko.
Gdyby do tego wywiadu doszło rok temu, rozmawialibyśmy
po wygranych wyborach, teraz rozmawiamy po porażce. W pierwszą
rocznicę wyboru pani na prezydenta Łodzi PO oddaje władzę w kraju.
Była pani w komitecie programowym… Pisałam swoją
część, która dla mnie jest szalenie istotna, ta część dotyczyła
polityki miejskiej. Jak zdążył pan zauważyć, ja żyję miastem, nie
włączam się w politykę ogólnokrajową. Tu nie ma problemów natury
wyznaniowo-etycznej, tu problemem jest dobra edukacja, właściwe
zmiany w polityce zdrowotnej, kwestia infrastruktury i komunikacji.
To, co należy do miasta. Moja polityka rozgrywa się na szczeblu
lokalnym, ja się w tym najlepiej czuję, bo tu jestem w stanie
działać na rzecz mieszkańców.
Tak świetnie poszły pani tamte wybory. Jak pani
skomentuje przyczyny niepowodzenia Platformy?
Ale ja nie odbieram tego jak porażki. Jeżeli teraz spojrzy się
na Platformę w Łodzi czy nawet ogólnie, w kraju, to wiadomo, że w
międzyczasie pojawiła się partia Nowoczesna.pl Ryszarda Petru.
Gdyby spojrzeć na potencjał, który oba ugrupowania mają, to nic się
nie zmieniło od czasu „moich wyborów” – poparcie dla tej części
sceny politycznej, bo to są pokrewne partie, jest w Łodzi takie
samo, jak było przed rokiem. Poza tym, tak jak powiedziałam, ja
jestem politykiem szczebla lokalnego i choć nie wiem, jak dziś
wyglądałoby poparcie dla mnie osobiście, to myślę, że w tym
względzie niewiele się zmieniło. Przypomnę, że nie tylko zwolennicy
Platformy głosowali na mnie, ja dostałam 56% głosów, a Platforma w
wyborach do Rady Miejskiej 40%. Jestem wdzięczna mieszkańcom, że
obdarzyli mnie takim zaufaniem.
Ja się przyznam, że na panią nie głosowałem, ale może
tym wywiadem mnie pani przekona. Zacznijmy od kultury, bo to
najbliższy mi temat. Wiele miejskich instytucji kultury jest
niedofinansowanych, płace są bardzo niskie, a powstają wciąż nowe
placówki, np. EC1, Art_Inkubator, Centrum Dialogu, Łódzkie
Centrum Wydarzeń, zapowiadane jest powstanie Mediateki. Czy nie
lepiej zadbać o to, co już jest, zamiast tworzyć nowe
miejsca?
Obejmując stanowisko, zastałam jakiś bieg spraw, których nie
można było zatrzymać w połowie drogi. Tak było z Art_Inkubatorem, z
EC1 i z Centrum Dialogu. Kontynuujemy te projekty i realizujemy
wcześniejsze plany. Myślę, że trzeba też uwzględnić zmieniające się
społeczne zapotrzebowanie na kulturę. Co by nie powiedzieć, w sferę
odbioru kultury wkracza nowe pokolenie, które ma inne oczekiwania
niż starzy bywalcy. Młodzież niekiedy oczekuje czegoś innego, stąd
planetarium czy kino 3D, a właściwie 4D w EC1. To są zupełnie inne
aktywności, które ściślej wiążą naukę i kulturę, bardziej angażują
społeczeństwo do uczestniczenia w szeroko pojętej kulturze. Z kolei
Art_Inkubator jest swego rodzajem inkubatorem przedsiębiorczości, a
nie realizatorem działań stricte kulturalnych. Zdaję sobie sprawę,
że te nowe inwestycje zabierają dużą część środków, ale z drugiej
strony starsze instytucje trochę odbiegły swoją ofertą,
wyglądem (niektóre są lekko przykurzone i zapomniane), ale przede
wszystkim narzędziami, którymi dysponują, od tego, co w sferze
kultury zaczęło się dziać nowego. Wiem, że jeszcze nie nadąża za
tym budżet poszczególnych jednostek, szczególnie tych starszych. Na
pewno musimy pomyśleć, jak powinny wyglądać domy kultury czy
biblioteki, trzeba je uzbroić w nowe, nowoczesne narzędzia. To, że
powstanie mediateka, nie znaczy, że chodzi wyłącznie o nową
jednostkę, bo moim marzeniem jest, aby tego typu sposób dostępu do
czytelnictwa był w ofercie wszystkich naszych bibliotek, żeby one
też przeobraziły się i miały szansę na rozwój.
Nie można było unowocześnić którejś z istniejących
bibliotek, trzeba od razu tworzyć nową?
Nie jest powiedziane, że któraś z istniejących bibliotek nie
zostanie przekształcona w Mediatekę. To, że powstanie nowe miejsce,
nie znaczy, że to będzie zupełnie nowa instytucja, bo być może
część bibliotek z centralnej części miasta połączymy i przeniesiemy
w jedno miejsce. Taka jest moja koncepcja. Tworzenie kolejnych
jednostek rodzi problemy z utrzymaniem. Natomiast uważam, że musimy
wypracować nową formułę. Gdy będziemy mieli ten zaczyn, będziemy
mogli wypracowaną wiedzę przekazywać do kolejnych bibliotek.
Mediateka będzie taką jednostką wzorcową.
A czym jest Łódzkie Centrum Wydarzeń, jeśli nie
kolejnym domem kultury?
To jest zupełnie co innego. ŁCW ma zupełnie inny charakter, ma
tworzyć narzędzia do wspólnej promocji szeregu istotnych z punktu
widzenia miasta wydarzeń o charakterze popularnym, dziejących się w
przestrzeni miejskiej. Nie będzie wysysało, broń Boże, imprez z
teatrów czy domów kultury, ma być uzupełnieniem oferty kulturalnej.
I ma na siebie także zarabiać.
Na razie przejęło festiwal murali…
Nie, to nie tak. Nie chcę wchodzić w ten temat, najlepiej
jakbyśmy to wspólnie wyjaśnili z Teresą Latuszewską, z Michałem
Bieżyńskim i z dziennikarzami. Myślę, że zaistniało jakieś
nieporozumienie między osobami, które kiedyś tworzyły Fundację
Urban Forms, co zaowocowało sytuacją, w której miasto znalazło się
w niezręcznej sytuacji. Gdybym wiedziała, że tak się może stać, to
bym na to nie pozwoliła. Ale jestem spokojna, że nie doszło do
nieprawidłowości ze strony Łódzkiego Centrum Wydarzeń. Miasto stało
się pośrednio uczestnikiem konfliktu wewnątrz fundacji.
A dlaczego stanowisko dyrektora Wydziału Kultury jest
tak gorącym krzesłem? Nawet redaktor Wiewiórski wytrzymał tylko
rok.
Starałam się zawsze dawać dużo swobody swoim zastępcom, bo
gdybym ja miała za nich decydować, to bym ich w ogóle nie
powoływała. Ówczesna pani wiceprezydent zdecydowała o takich
wyborach, których ja nie kwestionowałam, bo zawsze czekam na efekty
pracy. Myślę, że zarówno w przypadku pana Kuby Wiewiórskiego, jak i
w przypadku pani Joanny Ossowskiej to nie była ich bajka i stąd ich
rezygnacje. Bycie świetnym recenzentem czy świetnym wicedyrektorem
teatru nie gwarantuje sukcesu w prowadzeniu tak dużej jednostki jak
Wydział Kultury. Tu potrzeba sprawnie działającej osoby z wizją,
żeby stworzyć system, tak by kultura mogła się w mieście rozwijać
na różnych poziomach. Od grup muzyków, którzy coś razem grają,
poprzez pracownie artystów, aż po nasze miejskie instytucje,
teatry, muzea. Chodzi też o współpracę z instytucjami
marszałkowskimi – tu trzeba sprawnego administratora, który stworzy
narzędzia, by dać asumpt do rozwoju kultury. Trzeba też podsycać
niszowe rzeczy, które powinny się rozwijać. Kultura jest ważna – o
ile jest różnorodna, daje szanse każdemu.
I pani Dagmara Śmigielska to zapewni? Nie zrezygnuje
po trzech miesiącach?
Myślę, że sobie poradzi. Nie znałam jej wcześniej, poznałyśmy
się, gdy było już po wyborze, gdy przeszła procedury konkursowe.
Myślę, że jest osobą bardzo zdecydowaną i prostolinijną. Lubię
ludzi, którzy wiedzą, czego chcą, i wiedzą, jak chcą to
zrealizować. Ale diabeł tkwi w szczegółach – trzeba umieć swoje
ambicje przełożyć na działanie.
Po co nam Transatlantyk? Rozumiem, że być może
Camerimage nie dało się zatrzymać, ale mamy przecież swoje
festiwale filmowe – Cinergię i Festiwal Muzyki Filmowej. Cudze
sprowadzamy, swojego nie znamy?
Nie powiedziałabym, że swojego nie znamy. Po tym, jak
straciliśmy Camerimage, nad czym osobiście boleję, bo uważam, że
ten festiwal idealnie się wpisywał w klimat miasta, naszej Szkoły
Filmowej (mamy najlepszy Wydział Operatorski na świecie), to był
festiwal idealnie skrojony na miarę miejsca, w którym się odbywał.
Stało się jednak, jak się stało. Łódź z filmem kojarzyła się
zawsze. Gdy cztery lata temu zaczęłam rozmowy na temat powołania w
Łodzi instytucji centralnej, od początku marzyłam o narodowej
instytucji związanej z filmem. Uważałam, że mamy tradycję, wiedzę,
umiejętności i że trzeba ten aspekt wprowadzić. Znam bardzo dobrze
Sławka Fijałkowskiego i bardzo lubię jego Cinergię, ale to jest
festiwal kina autorskiego, kina dla określonej grupy odbiorców.
Sławek jest fantastycznym znawcą tematu, ale ma duże problemy z
rozpropagowaniem idei swojego festiwalu. Z chwilą, gdy spotkałam
się z Janem Kaczmarkiem, zaczęłam go przekonywać do przeniesienia
Transatlantyku do Łodzi. Wiedziałam, że jego festiwal nie zapuścił
korzeni w Poznaniu, że bardziej pasowałby do Łodzi. Kaczmarek
okazał się wizjonerem, który ma kompetencje, wiedzę i znajomości w
świecie filmu. Dlatego postanowiłam zawalczyć o ściągniecie
Transatlantyku. Nie jako festiwalu parodniowego, ale jako imprezy o
charakterze ciągłym. To ma być szereg aktywności związanych z
filmem, festiwal rozszerza w Łodzi swoją formułę. Będzie integralną
częścią Narodowego Centrum Kultury Filmowej, które potrzebuje wielu
narzędzi, aby pokazać wieloaspektowość świata filmu. Cinergia i
Festiwal Muzyki Filmowej na pewno będą współpracować z
Transatlantykiem i dzięki tej współpracy będą się rozwijać. Taka
była moja prośba i jeden z warunków, na których Transatlantyk
przyszedł do Łodzi. Ja nie chcę konkurować z tamtymi festiwalami,
ja chcę je wzmocnić. Myślę, że wszyscy na tym zyskamy. Nawet teraz,
przebywając w Los Angeles, przekonałam się, że nazwisko i
znajomości Jana Kaczmarka wiele znaczą.
Udało się coś w tym Los Angeles
załatwić?
Dla mnie najważniejsza rzecz to fakt, że udało nam się spotkać
z przedstawicielami wysokiego szczebla managementu wytwórni Warner
Bros i Universal. Poznaliśmy mechanizmy współpracy z takimi
wytwórniami z myślą o programie Narodowego Centrum Kultury
Filmowej. Chcemy, by było to miejsce kształtujące wyobrażenie o
kinie, także tym amerykańskim, i dlatego chcemy ściągać olbrzymie,
interaktywne wystawy czasowe. Nigdy w tej części Europy nie było
amerykańskich wystaw dotyczących na przykład Harrego Pottera czy
Transformers, najczęściej to się odbywa w Paryżu albo w Londynie.
Rozmowy dotyczyły zakupu licencji, współpracy przy tego rodzaju
wystawach. Ponadto obejrzeliśmy szereg instytucji zajmujących się
gromadzeniem i prezentowaniem zbiorów dotyczących filmu, żeby się
czegoś od nich nauczyć. Chcemy zrobić coś więcej niż zwykłe muzeum
filmu – do tego potrzeba wielkiej wiedzy.
Muzeum Kinematografii będzie tej nowej instytucji
podlegać czy zachowa autonomię?
Na razie na pewno zachowa autonomię, nie chciałabym tworzyć
molocha. Jeżeli będą kiedyś zapadały decyzje o łączeniu, to będą
musiały być starannie przemyślane i czemuś służyć. Na razie
wszystkie przepisy prawa pozwalają na szeroką współpracę.
Dlaczego konkurs na dyrektora Muzeum Kinematografii
był ogłoszony tak wcześnie? Pół roku przed końcem kontraktu
dyrektora Kuźmickiego. W innych instytucjach miesiącami mamy
pełniących obowiązki dyrektora.
Przyznam, że nie śledzę dokładnie terminów. Określone służby,
w tym przypadku wiceprezydent, powiadamiają mnie o konieczności
ogłoszenia konkursu. Jeśli chodzi o Muzeum Kinematografii, to mnie
osobiście bardzo zależało, żeby ta jednostka zaczęła żyć. Myślę, że
już widać różnicę. Nie ujmując nic poprzedniemu dyrektorowi – mam
wielki szacunek dla pana Kuźmickiego za to, co zrobił – ale trzeba
tam było nowego ducha, więcej energii. Miałam wrażenie, że powoli
ta instytucja zasklepia się w sobie. Potrzeba było nowego otwarcia,
wyjścia na zewnątrz. Obserwując panią dyrektor Bomanowską, widzę
olbrzymią pasję i chęć działania. Sądzę zresztą, że co jakiś czas
powinno się, i to na każdym szczeblu, trochę przewietrzyć zespół,
zapewnić dopływ świeżej krwi. Młodzi ludzie mają inne spojrzenie,
więcej wiary i siły.
To może trzeba też przewietrzyć Zarząd Dróg i
Transportu, najbardziej krytykowaną z pani służb? Przechodzę w tym
miejscu do tematu „inwestycje”. Pierwsza kadencja upłynęła pani pod
znakiem betonu i stali. Chciałbym zapytać, czy nie za dużo tych
inwestycji? Czy nie mamy większych problemów niż przebudowa trasy
W-Z? Czy demografia, zdrowie, niskie płace, bezrobocie, wizerunek
miasta nie są ważniejsze?
Mam trochę inne spojrzenie na te sprawy. Przez lata byłam
przedsiębiorcą, potem prowadziłam Łódzką Izbę Przemysłowo-Handlową.
Odbyłam setki, jeśli nie tysiące spotkań z biznesmenami z wielu
krajów. I zawsze, pytani o możliwość inwestowania w Łodzi,
odpowiadali to samo: ważna jest komunikacja i wizerunek miasta.
Mamy inwestować w Łodzi? Przecież tam nie ma szkoły, w której
dzieci mogłyby się uczyć w języku angielskim, nie ma prostej ulicy,
wszystko na supełki powiązane. Już jako prezydent Łodzi pytałam
inwestorów, co jest dla nich najważniejsze. Odpowiadali: niech Łódź
uzyska wreszcie jakąś komunikację z resztą kraju, bo my musimy
tutaj dojechać. Jeżeli chcecie inwestycji, musicie mieć też fajną
przestrzeń publiczną, gdzie można po pracy wyjść z rodziną. To jest
podstawa, trzeba zacząć od dróg, komunikacji, odnowy centrum. Wtedy
przyjdą inwestorzy, zmniejszy się bezrobocie. A jeśli będzie praca,
to będą tu chcieli mieszkać młodzi ludzie i pojawią się dzieci.
Inaczej nie poprawimy demografii. Zresztą to już się dzieje,
inwestycji z dnia na dzień przybywa. Inwestorzy będą płacić podatki
i będziemy mogli rozwijać miasto, inwestować np. w mieszkania dla
najzdolniejszych absolwentów uczelni.
Ala trasa W-Z nikogo nie zachęci do inwestowania w
mieście. Te betonowe wały wzdłuż głównej ulicy wcale nie poprawiają
przestrzeni publicznej.
Niech pan poczeka, jak to będzie w ostateczności wyglądało,
efekt końcowy będzie za półtora roku, kiedy te murki zaczną
zarastać, wtedy to będzie fajna przestrzeń. Identycznie wyglądał
Stuttgart, ma bardzo podobną koncepcję centralnej części miasta,
też z takim betonowym murem, który obrośnięty pnączami wygląda
świetnie. Druga rzecz: trasa W-Z to główny dojazd do autostrady,
jeden z czterech dojazdów do A1: będziemy mieli Strykowską,
obwodnicę Nowosolnej, trasę W-Z i przedłużenie trasy Górnej. Ale
ten projekt to także centra przesiadkowe, wymiana torowisk na 18
kilometrach trasy, wymiana sieci, która już nie wytrzymywała
obciążeń, a także olbrzymi system sterowania ruchem, o którym mało
się mówi.
Na razie ten system zakorkował inne ulice, na przykład
Narutowicza…
System sterowania ruchem ma szansę dobrego działania, jeżeli
jest obszarowy. Jeżeli dotyczy jednej ulicy, to nigdy nie będzie
działał. To jest prawie 250 skrzyżowań, które sukcesywnie będziemy
podłączać. To będzie trwało do połowy grudnia, a może dłużej. Bo to
jest skomplikowane. Miałam przyjemność obserwować taki system w
Dublinie. Patrzyłam z zazdrością na olbrzymią mapę miasta, na
której widać było każdy pojazd komunikacji miejskiej. Ten system
panuje nad całym ruchem i podobnie będzie u nas.
Mam wrażenie życia w dwóch rzeczywistościach. Słucham
pani i wszystko wygląda pięknie, a potem jadę do pracy i muszę
wysiadać z tramwaju, by przejść dwa przystanki, wyprzedzając po
drodze dwa stojące w korku tramwaje tej samej linii, na trzecim
przystanku wsiadam i jadę dalej.
Dlatego trzeba chwilę poczekać, żeby to wszystko zaczęło
działać. My też się tego uczymy. Zresztą w Dublinie było podobnie –
totalny kataklizm, gdy zaczęli wprowadzać taki system, a teraz jest
zupełnie inna bajka. Dajmy szansę, naprawdę. Zgadzam się, że jest
jeszcze dużo do zrobienia, jeśli chodzi o infrastrukturę.
Kończąc wątek trasy W-Z: do tego to już mnie pani nie
przekona, że tunel powinien się kończyć przed
Kilińskiego.
Absolutnie się z panem zgadzam, ale niestety to nie był projekt drogowy, tylko torowy, dotyczący niskiej emisji zanieczyszczeń. I tak udało się nam uwzględnić jak najwięcej kosztów kwalifikowanych. Gdybym wiedziała, że dostanę o te 90 milionów więcej dofinansowania, to byśmy zrobili dłuższy tunel. Ale w tamtym momencie nie miałam tych pieniędzy, a budżet miasta jest ograniczony.
Absolutnie się z panem zgadzam, ale niestety to nie był projekt drogowy, tylko torowy, dotyczący niskiej emisji zanieczyszczeń. I tak udało się nam uwzględnić jak najwięcej kosztów kwalifikowanych. Gdybym wiedziała, że dostanę o te 90 milionów więcej dofinansowania, to byśmy zrobili dłuższy tunel. Ale w tamtym momencie nie miałam tych pieniędzy, a budżet miasta jest ograniczony.
Ale na most nad skrzyżowaniem marszałków były
pieniądze…
Na most czy wiadukt pieniądze byłyby przewidziane w nowej
perspektywie. My tylko chcieliśmy w ramach obecnej przebudowy
zrobić zakotwienia, żeby w późniejszym czasie wykonać estakadę.
Mieszkańcy zdecydowali inaczej. Zobaczymy, jak ruch będzie wyglądał
po otwarciu A1. Być może jeszcze wrócimy do koncepcji tunelu pod
Kilińskiego i do estakady bądź tunelu na skrzyżowaniu marszałków.
Dziękuję za rozmowę, mam nadzieję na dalszy ciąg za
jakiś czas.