Coraz lepiej rozumiem tych, którzy programowo rezygnują z posiadania telewizora. Coraz trudniej bowiem znaleźć w gąszczu kanałów ważką myśl, ciekawy obraz, mądrą rozrywkę. Czyżbym stawał się bardziej wymagający, czy raczej telewizja schodzi na psy?
Coraz lepiej rozumiem tych, którzy programowo rezygnują z
posiadania telewizora. Coraz trudniej bowiem znaleźć w gąszczu
kanałów ważką myśl, ciekawy obraz, mądrą rozrywkę. Czyżbym z
wiekiem stawał się bardziej wymagający, skłonny do narzekań, czy
raczej telewizja schodzi na psy? Bo to, że znacząco zmienia się z
roku na rok, nie ulega wątpliwości. Jak i to, że kształtuje
mentalność, wpływa na poglądy, a bywa, że kieruje postępowaniem
widzów zapatrzonych w migający obraz. Zresztą i na odwrót: sama
telewizja również podlega dyktatowi domniemanych oczekiwań,
ukrytych pragnień i emocji odbiorców.
Bo najwyższą wartością jest oglądalność, a najważniejszą misją
jej podnoszenie. Cały ten biznes (gra toczy się o wielkie
pieniądze) sprowadza się zatem do wciągnięcia jak największej
liczby uczestników w wirtualną rzeczywistość, równoległy świat,
sztucznie wykreowane uniwersum, zorganizowane według pasm,
formatów, grup docelowych i kontentów. Udawanie prawdziwego życia i
sterowanie wygenerowanym obrazem tak, żeby pozyskać widza – tym
przede wszystkim zajmuje się nowoczesna telewizja.
Skandale i codzienność celebrytów przestały być siłą napędową.
Dziś gwiazdą został przeciętny widz, a dowolna głupota emitowana z
ekranu może zostać obowiązującą prawdą i normą, jeśli tylko jest
odpowiednio lansowana. Dziwię się, że telewizja nie zagospodarowała
jeszcze armii internetowych wideo blogerów, których jedyną
wartością jest umiejętność trajkotania do kamery i obwieszczania
rozmaitych mądrości. Do tego ów quasi-realny telewizyjny świat jest
najczęściej specjalnie przysposobiony, podrasowany tak, by
przykuwał uwagę i pobudzał emocje, by uzależniał (przecież zwykłe
życie jest nudne). Stąd nasze wyobrażenia o życiu, o tym co
normalne, pod wpływem telewizyjnego przekazu stają się
zafałszowane. Efekt? Zamęt w głowach, względność w relacjach,
upadek wartości i autorytetów, dezorientacja, co tak naprawdę jest
ważne.
Telewizja zajmuje się aranżowaniem związków między ludźmi,
nawiązywanie relacji uczuciowych jest publiczną sprawą i źródłem
rozrywki dla widzów. Rodzinne nieporozumienia, zdrady, oszustwa
odgrywane są przed kamerami przez zwykłych ludzi (werbowanych
podczas castingów) za pieniądze i według scenariusza. Szkolna
patologia prezentowana jest niczym norma. Nie trudno o wrażenie, że
im to wszystko głupsze, bardziej prymitywne, intymne albo brutalne,
tym lepsze. W programach typu talent show nie umiejętności stanowią
przepustkę do kolejnych etapów konkursu a historia uczestnika,
którą da się sprzedać. To jak handel żywym towarem.
Ktoś powie: programy odpowiadają na zapotrzebowanie, nie
byłoby ich, gdyby ludzie nie chcieli oglądać. To prawda, jednak
powinny istnieć granice w spełnianiu zachcianek spragnionego
rozrywki tłumu. Dodajmy też, że telewizja już dawno nauczyła się
manipulować potrzebami swoich klientów. Coraz częściej czuję,
jakbym żył na farmie hodującej posłusznych konsumentów. Oczywiście
zawsze mogę telewizor wyłączyć (i coraz częściej to robię). Ale czy
razem z obrazem w moim domu zniknie problem?