Następnego dnia Umberto Eco spotkał się z czytelnikami i opowiedział o najnowszej powieści „Temat na pierwszą stronę”. – Moja książka to generalnie historia fatalnego dziennikarstwa, które służy szantażowi i uruchomieniu tego, co we Włoszech nazywamy „maszyną błota”. Rozmawiałem z eks-naczelnymi redaktorami znaczących włoskich gazet i wiem od nich, że zjawiska, które opisałem w powieści, dotyczyły także najlepszych tytułów. Jednym z bohaterów powieści jest dziennikarz-paranoik, który łącząc najróżniejsze fakty z historii dochodzi do wniosku, że za kluczowymi wydarzeniami dla historii powojennych Włoch stoi Mussolini – wyjaśnił pisarz. Nie zabrakło też obecnych w całej twórczości Eco teorii spiskowych i krytycznej oceny włoskiej polityki – W tym względzie podzielam pogląd francuskiego filozofa Emmanuela Mouniera i jego „optymizm tragiczny”. Świat to gówno, ale starajmy się iść dalej – skonkludował pisarz.
Proszę określić gdzie leży problem:
Światowej sławy włoski semiotyk i powieściopisarz Umberto Eco został 24 maja doktorem honoris causa Uniwersytetu Łódzkiego. Nadanie tytułu odbyło się podczas uroczystej sesji senatu z okazji 70-lecia uczelni.
W największej auli nowego gmachu Wydziału Filologicznego
zabrakło miejsc dla wszystkich chętnych, którzy chcieliby zobaczyć
to doniosłe wydarzenie (mogli śledzić transmisję w Internecie).
Miejsca dla publiczności zajęli oficjalnie goście, wykładowcy UŁ i
zaproszeni studenci. Kilkanaście minut po godzinie 10.00 do sali
wkroczyli ubrani w togi członkowie senatu, rektorzy
zaprzyjaźnionych uczelni, a także bohater i gospodarz wydarzenia -
profesor Uniwersytetu w Bolonii Umberto Eco i rektor UŁ, prof.
Włodzimierz Nykiel.
Pierwsze pół godziny uroczystości to oficjalne przemówienia.
JM Rektor długo wymieniał zaproszonych gości, po czym odczytał
listy gratulacyjne od Bronisława Komorowskiego (delikatne
naruszenie ciszy wyborczej) i Ewy Kopacz. Głos zabrali też
marszałek województwa łódzkiego Witold Stępień i prezydent Hanna
Zdanowska, która wyraziła nadzieję, że pobyt w Łodzi natchnie
profesora do napisania kolejnej powieści. Jako ostatni wystąpił
promotor doktoratu, profesor Artur Gałkowski z Zakładu
Italianistyki Katedry Filologii Romańskiej UŁ. Laudacja jego
autorstwa była wyliczeniem licznych zainteresowań Umberta Eco,
tytułów jego dzieł i sprawowanych funkcji, okraszonym licznymi
komplementami i grzecznościowymi zwrotami. Trochę zabrakło
interpretacji myśli Eco i uzasadnienia jego wielkości jako filozofa
i współczesnego mędrca. Najciekawszy pod względem merytorycznym
fragment wystąpienia dotyczył wzajemnego stosunku prac naukowych i
powieści laureata. Profesor Gałkowski powiedział: Kto zagłębia
się w "Eco-fenomen", zauważa, że powieści włoskiego autora są
dodatkiem, ilustracją do naukowych teorii i metodologii, sceną dla
ich weryfikacji i polem ich realizacji w artystycznej
praktyce. Czyli to nie za powieści uhonorowano włoskiego
naukowca.
Następnie po łacinie odczytano akt nadania tytułu, wręczono
honorowemu gościowi opieczętowaną tubę z rulonem (ach, te
średniowieczne tradycje uniwersytetu, jakże na miejscu w przypadku
Eco) i prezent - przygotowaną na UŁ książkę zawierającą artykuły na
temat jego dorobku i bibliografię książek na ten temat. Wreszcie
przyszedł czas na okolicznościowy wykład. Tak się złożyło, że był
to jednocześnie referat otwierający łódzkie sympozjum semiotyków,
co chyba nie było najlepszym pomysłem. Umberto Eco musiał poruszyć
szereg szczegółowych kwestii z reprezentowanej przez siebie
dyscypliny i choć próbował ilustrować je błyskotliwymi przykładami,
godzinny wykład był męczący i trudny w odbiorze (zwłaszcza dla
ubranych w gronostaje uniwersyteckich dygnitarzy), co potwierdzały
zbliżenia twarzy słuchaczy serwowane co jakiś czas przez
realizatora internetowej transmisji.
O czym mówił Umberto Eco? Jego promotor stwierdził, że
wykonanie zarysu Pana (czyli Umberta Eco) dorobku jest
zadaniem tyleż wymagającym i odpowiedzialnym, co nieomal
niewykonalnym. Muszę powtórzyć te słowa w odniesieniu do
streszczenia wykładu. Pierwsza część była poświęcona związkom z
kulturą polską. Eco wspominał lekturę Quo vadis, chwalił
twórczość Stanisława Jerzego Leca i Wisławy Szymborskiej, którą
niestety poznał osobiście dopiero na rok przed jej śmiercią.
Zamenhof, Ajdukiewicz, Tarski, Kotarbiński, Pelc, Ingarden, Schaff,
Morawski czy Kołakowski - to kolejne z wymienionych przez włoskiego
erudytę nazwisk, które miały wpływ na jego naukową
drogę.Przechodząc do meritum swojego wykładu, czyli do
Przeszłości i przyszłości semiotyki, Eco opowiedział też o
odbytych w latach 60. w Polsce debatach uczonych zainteresowanych
problematyką semiotyczną (i semiologiczną), które pozwoliły powołać
Międzynarodowe Stowarzyszenie Studiów Semiotycznych. Należeli do
niego m.in. R. Jakobson, E. Benveniste, J. Kristeva czy Ch. S.
Peirce. Umberto Eco pełnił przez lata funkcję sekretarza tej
organizacji.
Dalsza część wykładu poświęcona była rozróżnieniu
semiotyka-semiologia, semiotyka ogólna - semiotyki szczegółowe,
semiotyka - filozofia języka, semiotyka - kognitywistyka. Eco
polemizował z tezami Grahama Hermana na temat znaczenia słowa
"znak" i z Derridą na temat interpretacji teorii Peirce'a. Nie
podejmuję się szczegółowo omówić tych polemik, w zamian przytoczę
jeden z końcowych wniosków: W naszym poznaniu pośredniczą teksty,
poznanie nie jest lustrzanym odbiciem rzeczywistości, ale jej
interpretacją (i reinterpretacją). Ale nie znaczy to, że istnieją
tylko znaki, a nie realny świat. To iluzja, której uległ m.in.
Derrida.
Równie ciekawie,a mniej fachowo i bardziej zrozumiale, było na
konferencji prasowej, na którą zapisało się kilkudziesięciu
dziennikarzy (nie tylko z Łodzi). Poproszony o kilka słów na
początek, Umberto Eco odwołał się do kolarzy przepytywanych na
mecie etapów Giro d'Italia, którzy zawsze mówią: bardzo się cieszę,
pozdrawiam mamę i przyjaciół. W odpowiedziach na pytania
dziennikarzy bohater spotkania był już bardziej otwarty i mniej
ironiczny. Ponieważ jego najnowsza powieść Temat na
pierwszą stronę dotyczy kryzysu mediów, pierwsze pytanie
dotyczyło właśnie tej kwestii: Co musiałby się stać, żeby
gazety odzyskały wiarygodność? Adresat pytania wycenił
odpowiedź na 100 000 dolarów. Problemem gazet jest dziś to, że
podają wiadomości znane wszystkim z TV i Internetu, a jednocześnie
dziennikarze nie mają czasu na pogłębianie wiedzy, gdyż codziennie
muszą zapełnić kilkadziesiąt stron. Ratunek Eco widzi w krytycznej
analizie tego, co można znaleźć na stronach www i w telewizji.
Trzeba w związku z tym inaczej przygotowywać się do zawodu.
Dlaczego akcja książki toczy się akurat w 1992
roku? Musiał być to moment sprzed ery Internetu, który
ponadto daje szansę pisania o sprawach, które czytelnik obserwował,
a dla bohaterów książki sa one jeszcze przyszłością. Poza tym był
to rok ważnych przemian we włoskiej polityce.
Umberta Eco pytano też, co zrobić, by młode pokolenie,
korzystające z Internetu, szukało głębszej, a nie tylko szerszej
wiedzy o świecie? Zdaniem filozofa, dzisiejsza szkoła tego
nie uczy, a rzeczywiście jest to problem. Ratunkiem byłoby
zadawanie prac domowych wymagających odwiedzenia co najmniej 10
różnych stron www. Podobnie jest z gazetami - aby wyrobić sobie
pogląd, trzeba czytać różne tytuły. Nawiązując do wypowiedzi innego
doktora honoris causa łódzkiej uczelni - Amosa Oza - jeden z
dziennikarzy spytał, czy jako pisarz Eco liczy na Nagrodę
Nobla? Jury może przyznać tylko sto nagród w każdym
stuleciu, a dobrych autorów jest znacznie więcej. Tak więc to jest
loteria. Czy Juvetus wygra Ligę Mistrzów? Wisi mi
to (najpierw pani tłumaczka przetłumaczyła kwestię łagodniej), ale
lubię, gdy się nawzajem okładają na boisku.
No właśnie, tak to trochę jest ze stosunkiem profesora do
dziennikarzy. Najpierw sam opowiada o Giro d'Italia, a zapytany o
futbol, gasi rozmówcę mocnym stwierdzeniem. 30 lat krytycznego
pisania o mediach robi swoje. Umberto Eco przyrównał dziennikarzy
do dzieci (swoich wnuków), które pytają go o wszystko. A przecież
nie jest specjalistą od wszystkiego. Co więcej, jest filozofem,
więc za Sokratesem powtarza: wiem, że nic nie wiem. Poza tym
mędrcom nie należy zbytnio ufać. Nawet Platon, gdy zaczął rządzić
Sycylią, sporo namieszał. Jest pan mądry, ale czy jest pan
też dobry? Wykształcenie nie jest gwarancją dobrego
postępowania - doktor Goebbels był dobrze wykształcony. Moglibyśmy
o tym długo dyskutować - zakończył myśl.
Zapytałem bohatera konferencji, czy fakt, że dostaje
tytuł doktora honoris causa akurat w święto Zesłania Ducha
Świętego, można traktować jako znak? Przyznał, że o tym
nie pomyślał. Przywołał fenomen glosolalii, czyli mówienia
językami, który jest jednak raczej zagadnieniem pragmatycznym, a
nie semiotycznym. Z jednej strony w raju nie ma semiotyki, bo
aniołowie nie używają języka - wszystko poznają bezpośrednio. Z
drugiej strony zesłanie dokonało się na ziemi. Na wpół żartobliwe
pytanie zainspirowało profesora do dywagacji o aniołach i
znaczeniach. Ale pytanie miało też drugie dno: jak odróżnić
przypadkową koincydencję zjawisk od związków, które pozwalają
interpretować się w kategoriach semiotycznych?
Na zakończenie padło pytanie o przyszłość humanistyki i
zawodową przyszłość humanistów. Umberto Eco przywołał postać
założyciela firmy Olivetti, który zatrudniał w swoim
przedsiębiorstwie (produkowało pierwsze na świecie komputery)
absolwentów literatury greckiej, gdyż byli bardziej kreatywni od
inżynierów. Co oczywiście nie znaczy, że nie należy kształcić np.
lekarzy. Ale dobry lekarz powinien czytać dobre książki.