Wystawę „Filmy Andrzeja Wajdy w światowym plakacie filmowym” przygotowaną przez Muzeum Kinematografii można oglądać w Łodzi. Oto refleksje, które reżyser wyraził na wernisażu w Wilanowie 15.10.2014 r.
Wystawa „Filmy Andrzeja Wajdy w światowym plakacie filmowym”
pokazywana była już w Krakowie, Gdyni, Warszawie, Nałęczowie,
Londynie, Bratysławie, Budapeszcie. Od niedawna także łodzianie
mogą ją zobaczyć. Muzeum Kinematografii prezentuje znaczną część
swojej, liczącej sporo ponad 400 pozycji, unikatowej kolekcji
(kuratorzy wystawy: Krystyna Zamysłowska i Piotr Kulesza). Andrzej
Wajda nie uczestniczył w łódzkiej odsłonie, której otwarcie
nastąpiło 6 marca, czyli dokładnie w 90. urodziny
reżysera.
Mam więc wrażenie, że tym bardziej interesujące będzie dla
miłośników jego twórczości przedstawienie refleksji, którymi
podzielił się z publicznością wernisażu w Wilanowie 15 października
2014 r. Miałem zaszczyt otwierać tę prezentację w Muzeum Plakatu w
obecności Andrzeja Wajdy, który powiedział wówczas m.in.:
„Chcę powiedzieć, dlaczego mnie cieszy ta wystawa. Dlatego, że
mówi o tym, iż zrobiłem takie czy inne filmy i że do tych filmów
powstały takie wspaniałe plakaty. Ale też dlatego, że wystawa
świadczy o tym, jak daleko i jak szybko polskie kino wyszło na
świat.
Co było dziwne, bo żyliśmy za berlińskim murem, w
niesprzyjających sztuce warunkach, z cenzurą. Ale cenzura ścigała
słowa, a film to przecież sztuka obrazu, szybko więc zrozumieliśmy,
że naszym zadaniem jest przywrócenie kinu jego właściwości sztuki
posługującej się obrazem. Żeby nie być gołosłownym: w filmie
„Kanał” jest taka scena, kiedy bohaterowie Stokrotka i Korab
dochodzą do kraty. Publiczność wiedziała doskonale , co oznacza ten
obraz. Za kratą płynie szara Wisła i dalej nic nie widać. Dlaczego?
Bo dalej był Stalin, stał za rzeką ze swoim wojskiem. Wszyscy
wiedzieli, że ja nie mogę tego powiedzieć wprost z ekranu, bo
cenzura nigdy mi na to nie pozwoli. Ale obrazu nie mogli
ocenzurować, nie było się do czego doczepić. W tym była siła
naszych filmów, które mogły być pokazywane w najrozmaitszych
krajach, bo one bardziej przemawiały obrazem niż słowami.
Polskie plakaty, jak to wyraźnie widać, były wzorem do
plakatów do naszych filmów pokazywanych w różnych dalekich krajach,
które przygotowywali tamtejsi dystrybutorzy.
Widzę tutaj „Człowieka z marmuru” i włoski plakat.
Przyjechaliśmy do Rzymu i bardzo szczęśliwy dystrybutor pokazuje mi
ten plakat, tylko że tam w głowie Człowieka… był sierp i młot.
Myślałem, że zdechnę. Mówię: Panie! Przecież podrzyna mi Pan
gardło. Jeżeli tam jest sierp i młot, to ten film już nigdzie i
nigdy nie pojedzie za granicę. Ubłagałem go, żeby to zmienił
i teraz tam jest gołąbek pokoju, w tej głowie.
Ale wracam do sytuacji plakatu filmowego w Polsce… Artyści
szukali wszelkich możliwości znalezienia drogi do widza. Plakat był
doskonałym komunikatem, bo wisiał na ulicy, choć były i
ograniczenia. Jako ambitny reżyser namówiłem dystrybutora (Film
Polski), żeby do „Kanału” zrobić plakat dwudzielny, klejony z
odrębnych kawałków. Potem jeszcze do Lotnej, ale tu już pojawił się
problem, jak to kleić. Jedna część była taka pustawa i firma
rozklejająca plakaty – a była to Spółdzielnia Inwalidów – miała
problem z kolejnością elementów. Po tych dwóch próbach Film Polski
definitywnie zrezygnował z tej formy. Mówię o tym, bo dzisiaj to
wydaje się śmieszne, ale pokazuje jak krok po kroku walczyliśmy o
miejsce dla naszego kina, nie tylko w Polsce, ale też w Europie.
Tam, po drugiej stronie muru, pytali nas jak jest po naszej
stronie. A my byliśmy tu ze swoimi studiami, swoimi filmami, z
polską kinematografią, która się odróżniała od kinematografii
innych krajów socjalistycznych. Nasi starsi koledzy – Wanda
Jakubowska, Aleksander Ford – mieli bardzo silne wpływy polityczne
i oni tych wpływów używali, żeby pomóc nam zrobić nasze pierwsze
filmy. A dalej my pomagaliśmy następnym naszym kolegom. Nasza
kinematografia stawała się coraz bardziej kinematografią tych,
którzy filmy robią, a nie kontrolują je.
Te plakaty, które tu widzę, to jest dla mnie ogromna radość.
Zastanawiam się teraz, czy te filmy zasłużyły na to. A były i
trudności. Jest taki skromny, wyłącznie literniczy plakat do
„Popiołu i diamentu”, bo nie było czasu na projektowanie. Film nie
był przeznaczony do dystrybucji, więc nie było sensu przygotowywać
plakatu. Kiedy jednak okazało się, że film ma wejść na ekrany – to
Jerzy Andrzejewski załatwił – należało pilnie zrobić plakat. Jakoś
tak po południu zapadła decyzja o wpuszczeniu filmu do kin, więc
plakat potrzebny był na jutro. Wieczorem Wojciech Fangor
dostał wiadomość, że na jutro ma zrobić projekt, bo od razu trzeba
go drukować.
To jest przykład jak funkcjonowaliśmy, jak działał nasz świat,
jak znajdowaliśmy miejsce dla siebie – ci co robili filmy, i ci co
nas wspierali. Nie kwestionowaliśmy tego świata,
rzeczywistości w jakiej żyliśmy. To nasze filmy ją kwestionowały, a
my musieliśmy znaleźć właściwą drogę, żeby filmy wyprodukować,
pokazać w kinie, żeby potem wydostały się za granicę. A musiały być
sprzedawane za granicę, bo tylko tak można było kupić kolorową
taśmę na następne filmy, sami musieliśmy na nią zarobić swoimi
filmami. Te filmy docierały do świata, do takich miejsc… nigdy bym
nie przypuszczał. Przypadkowo dowiedziałem się, że ojciec święty
Franciszek obejrzał film „Lotna” w Buenos Aires i zapamiętał,
tytułu nie, ale nazwisko reżysera i że jest to polski film. I jak
się spotkał z naszymi biskupami, to im powiedział, żeby oni tak się
starali, jak jest w „Lotnej” pokazane, jak ksiądz jedzie na koniu.
To jest szalenie wzruszające, bo ileż lat temu, gdzie Argentyna, a
gdzie Warszawa. To wszystko wydaje się jakąś bajką. I rozumiem, że
to nasze wyjście na świat widać właśnie w tych plakatach bardziej
niż w czymkolwiek innym, bo wystawa pokazuje, jak daleko polskie
kino przeskoczyło przez ten berliński mur”.
A podsumowaniem wysiłku zgromadzenia tej niezwykłej kolekcji
plakatów mogą być słowa Andrzeja Wajdy zamieszczone we wstępie do
katalogu towarzyszącego wystawie, w którym pokazano wszystkie
zgromadzone plakaty („Filmy Andrzeja Wajdy w światowym
plakacie filmowym”, red. K. Zamysłowska i M. Kuźmicki, wyd. Muzeum
Kinematografii w Łodzi 2014):
„Kto i co, może zaświadczyć dziś o tamtym sukcesie polskiego
kina? Tylko plakat. Ameryka Południowa, Japonia, Stany Zjednoczone
znalazły w swoich kinach miejsce na polskie filmy zawiadamiając
swoich widzów o naszym istnieniu plakatami, które im towarzyszyły.
Dlatego kolekcja zgromadzona przez Muzeum Kinematografii w Łodzi
zdumiała i mnie nie tyle swoim graficznym wyrazem, ile bezspornym
faktem, że ktoś na świecie widział te filmy. Fakt ten pokazuje, że
niezależnie od upaństwowienia kina w Polsce i ideologicznej cenzury
potrafiliśmy znaleźć język filmu, zrozumiały dla świata. Czegóż
jeszcze, przeglądając ten katalog, żądać od reżysera tych
filmów?”
Wystąpienie Mistrza podczas otwarcia wystawy w Wilanowie
zostało z niewielkimi skrótami spisane z amatorskiego nagrania.
Tekst nieautoryzowany.
Mieczysław Kuźmicki
Foto: Edward Zamysłowski