RECENZJA. Grzegorz Jarmocewicz przywołuje myśl Rolanda Barthesa: „Każda fotografia jest zaświadczeniem obecności”. Dzięki takim projektom jak ten Jarmocewicza, staje się także samą obecnością. Ludzie zmarli sto lat temu obok żywych. To właśnie mistyka fotografii…
Wystawa prac Grzegorza Jarmocewicza pt. "Każda miniona chwila
- fotografia jako pamięć".
Fotograficzny projekt Grzegorza Jarmocewicza – jego praca
doktorska w Szkole Filmowej w Łodzi – to sentymentalny powrót do
przeszłości. Konkretnie – do przeszłości Suwałk (a tym samym swojej
własnej, bo autor urodził się w tym mieście). Do miejsc i ludzi,
których już nie ma; do bezcennej, a utraconej
wielokulturowości.
Autor wyszukał w muzealnym archiwum zdjęcia mieszkańców Suwałk
z XIX i początku XX wieku. Z nich wyłuskał wizerunki, głównie
dzieci, które przeniósł na duże arkusze blachy w taki sposób, że
wyglądają, jakby przeżerała je rdza. Następnie zestawił je ze
zdjęciami współczesnych dzieci, także na blasze, tym razem
„błyszczącej nowością”. Sparowane osoby łączą konkretne miejsca,
które także zostały przez Grzegorza Jarmocewicza sfotografowane i
pokazane – jedni ludzie zastąpili innych, ciągłość została
zachowana, zmieniły się warunki, coś zniknęło, pojawiło się coś
nowego. I to by wystarczyło, by wybrzmiała wymowa projektu. Ale
autorowi zależało jeszcze na fizycznym połączeniu wszystkich
elementów: każda para ludzi jest zatem pokazana wspólnie na tle
łączącego ich miejsca (współcześni pozują do zdjęć, ci z
przeszłości zerkają zza ich pleców z blaszanych arkuszy). Wydaje
się, że to już zbędne i zbyt dosłowne dopowiedzenie.
Ostatni element każdego pojedynczego zestawu zdjęć to kopia
archiwalnego zdjęcia, z którego pochodzi człowiek z
przeszłości.
W tekście towarzyszącym wystawie Jarmocewicz przywołuje myśl
Rolanda Barthesa: „Każda fotografia jest zaświadczeniem obecności”.
Dzięki takim projektom jak ten Grzegorza Jarmocewicza, staje się
także samą obecnością. Ludzie zmarli sto lat temu obok żywych. To
właśnie mistyka fotografii…
Aleksandra Talaga-Nowacka
***
Poniżej tekst Grzegorza Jarmocewicza do
wystawy:
Każda miniona chwila / fotografia jako
pamięć
Ten, kto nie okrążył życia, zanim zaczął żyć, nigdy żyć
nie będzie. Ten, kto doświadczył życia i prędko się nim nasycił,
słabej jest budowy. Żyje zaś ten, kto wybrał powtórzenie. Nie
pobiegnie za motylami, jakby był małym chłopcem, nie wespnie się na
palce, łakomy wspaniałości świata, ponieważ już je poznał. Nie tka
także, jak stara prządka, tkaniny na krosnach wspomnień, lecz
spokojnie idzie swą drogą, rad z możliwości powtórzenia.
Søren Kierkegaard
Zwracając się dziś do minionych dni okresu mego dzieciństwa,
poszukuję potwierdzenia istniejącej wtedy rzeczywistości.
Przechodzę podwórkami dawnego czasu. Droga między kamienicami
głównej ulicy rodzinnego miasta, a ogrodem moich dziadków
obfitowała w niezwykłe doznania mijanej przestrzeni. Były to
rozmaite wonie, kształty drzew, krzywa kostka brukowa, tłumy
różnorodnie wyglądających ludzi i konie zaprzężone do furmanek.
Przechodząc obok „Babskiego targu” intensywność tych doznań
wzrastała do poziomu nachalności. Nie wszystkie były przyjemne, a
wielu z nich wolałem wtedy unikać. Kiedy jednak dziś powracam w te
miejsca i nie ma już moich ulubionych drzew, ani kamienistej ulicy,
jedyne na czym mi zależy to odnalezienie tamtych zapachów. Niestety
minął czas koni i rowerzystów wywożących ociekające słodem, jutowe
worki z lokalnego browaru, puszystej, wiejskiej śmietany i śladów
mąki wokół podjazdu pobliskiego młyna. Wszystko odeszło. Pozostały
jedynie obrazy mojej pamięci odnajdywane w starych fotografiach.
Tamta rzeczywistość istnieje już tylko na kartach
albumów.
Kierkegaard, pisząc o powtórzeniach ma na myśli stan
egzystencji, który już był, a który „powraca” w teraźniejszości
jako metaforyczne połączenie przeszłości z chwilą obecną.
Fotografia posiada moc przywoływania minionych wydarzeń w
nieskończonej ilości powielanych odbitek, choć miały one miejsce
tylko jeden raz. Niezależnie od upływającego czasu ich działanie
jest takie samo i nigdy nie słabnie. Wzmaga się natomiast, kiedy
rzeczywistość z obrazu dotyczy doznań osobistych. „Każda fotografia
jest zaświadczeniem obecności” – mówi Roland Barthes. Albumy
rodzinne ze zbiorami wizerunków przodków potwierdzają continuum
naszego istnienia, a poszczególne zdjęcia z osobistej kolekcji
bywają jedynym śladem po naszych bliskich.
Spotkałem kiedyś starszą panią. Rozmawialiśmy chwilę o
otaczających nas obrazach codzienności. O zachodzącym słońcu
rzucającym ciepłe promienie na świeżo zaoraną ziemię. O pamięci
wody, która będąc źródłem, daje życie, o odbijających się w niej
naszych wizerunkach. Zasłuchani we własne refleksje trwaliśmy w
przeszłości oczekując nadchodzącej zmiany czasu. I kiedy każde z
nas miało już odejść w swoją stronę, siedemdziesięcioletnia kobieta
wyciągnęła z zakamarków swojego portfela pomięte zdjęcie z lat
trzydziestych dwudziestego wieku. Ukazywało ono młodego mężczyznę i
było jedyną pamiątką po ojcu, którego oblicza nie znała, a zarazem
jedynym obrazem jaki powstał z konterfektem tak ważnego w jej życiu
człowieka.
Ta fotografia z jednej strony stała się pamięcią i nie
wyłącznie osobistą, z drugiej zaś świadectwem dawno minionej
rzeczywistości. Halogenki srebra zatrzymały w sobie energię światła
odbitego od prawdziwego istnienia i niczym ślad emanacji z
chusty świętej Weroniki w „mistyczny” sposób zapamiętały
radosny wyraz twarzy portretowanej osoby.
Fotogramy z przeszłości inicjują bieg naszej myśli nie tylko
do odległych zdarzeń, ale również zbliżają nas do realności tamtych
czasów. Do aktywności ludzkiego życia, jakie kiedyś się wydarzyło.
Najsilniej odczuwamy to, kiedy patrzymy na portrety nieobecnych już
z nami najbliższych. Złapany w ramy fotografii spacer młodej
kobiety z małym dzieckiem w wózku przywołuje zawsze to samo
spostrzeżenie – w chwili wykonywania zdjęcia „zatrzymujemy” czas.
Portret osoby fotografowanej zawsze już będzie ukazywał jej wiek z
tego właśnie momentu. „W istocie, określenie śladu percepcyjnego,
momentu, zależne jest od stanowiska oglądającego i może być
opisywane zarówno jako ulotność, jak i jako trwanie.”
„Każda miniona chwila – Fotografia jako pamięć” jest projektem
odnoszącym się do najważniejszych, a zarazem podstawowych
właściwości omawianego medium. Metafora powrotu łącząca przeszłość
z teraźniejszością stała się podwaliną moich poszukiwań i odniesień
do wielokulturowej historii miasta, w którym się urodziłem. Suwałki
jako jedyna aglomeracja na świecie posiada tak niezwykłą nekropolię
o wyjątkowej formule . Jest to „Cmentarz Siedmiu Wyznań”, położony
u zbiegu ulic Bakałarzewskiej i Zarzecze.
Na obszarze przekraczającym 19 hektarów znajduje się wspólny
kompleks cmentarzy, gdzie spoczywają szczątki wyznawców siedmiu
wyznań: islamu, judaizmu, wiary staroobrzędowej, prawosławia,
obrządku ewangelicko–augsburskiego (luteranie),
ewangelicko–reformowanego (kalwini) oraz katolickiego.
Od czasów dzieciństwa miejsce to rozbudzało silnie moją
wyobraźnię i chęć poznania zarówno historiografii związanej z
przedwojennymi Suwałkami jak również cech wspólnych oraz różnic
religijnych i kulturowych wyznawców tych wszystkich społeczności. W
dziecięcym zapale zaglądałem do okien domów stojących po drugiej
stronie ulicy naiwnie sądząc, że ich naprzeciwległe usytuowanie w
stosunku do cmentarzy przyporządkowuje domowników do konkretnego
obrządku i będę mógł dowiedzieć się jak obchodzony jest szabat czy
tahnik . Oglądałem w tym czasie stare pocztówki z placami targowymi
i rozlaną daleko poza swoje granice Czarną Hańczą – wodną arterią
miasta. Z zadziwieniem wchodziłem do kirchy, szukałem śladów
synagogi i zastanawiałem się dlaczego kościół, w którym przyjąłem
sakrament pierwszej komunii świętej wygląda jak cerkiew. To
wszystko ukształtowało moją przestrzeń duchową i pozwoliło podjąć
dialog z pamięcią zawartą w dawnych fotografiach oraz odnieść ją do
współczesności.
W archiwach Muzeum Okręgowego oraz zbiorach prywatnych
odszukałem zdjęcia z końca XIX i początku XX wieku, na których
widniały wizerunki dzieci różnych wyznań mieszkających lub
związanych niegdyś z Suwałkami. Dzięki pomocy historyków dr.
Andrzeja Matusiewicza, dr. Krzysztofa Skłodowskiego oraz osób
prywatnych ustaliłem większość adresów, pod którymi zamieszkiwali
lub prawdopodobnie przebywali „odnalezieni” bohaterowie, a
następnie sprawdziłem czy w tych lokalizacjach można spotkać
obecnie żyjących ich rówieśników. Niestety, nie wszystkie miejsca
wyglądają tak samo jak sto, czy więcej lat temu. Nie ma już
niektórych domów, a w tamtych przestrzeniach znajdują się inne
budynki lub puste place.
Pod numerem 2 przy ulicy Waryńskiego mieszkała rodzina
państwa Wróblewskich, która gościła w swoich progach Jana Wiese.
Dziś w tym miejscu znajduje się plac zabaw Państwowego Przedszkola
nr 2, do którego uczęszcza Mateusz Drejer. Ich wizerunki, jak
również pozostałych par zostały ze sobą skonfrontowane, aby
odnaleźć ciągłość czasową i wywołać refleksję dotyczącą
continuum pamięci fotografii.
Nie ma również domu , w którym mieszkał Staś Bogusławski, syn
rotmistrza, a potem majora III Pułku Szwoleżerów Mazowieckich
stacjonujących w Suwałkach. Willa typu włoskiego, po przebudowie
ulicy Wigierskiej została przeniesiona w okolice rzeki Czarnej
Hańczy. Obecnie posesja należy do parafii ewangelicko –
augsburskiej. Przylega do niej kościół parafialny, którego
członkiem jest uczestnicząca w projekcie harcerka, Wiktoria
Szyłejko.
Inaczej wyglądały dzieje kamienicy państwa Adelsonów położonej
przy ul. Wigierskiej 45 . Budynek zachował się w bardzo dobrym
stanie do dzisiaj i nadal należy do rodziny, która miała znaczący
wpływ na jakość życia przynajmniej części suwalczan. Młyn państwa
Adelsonów bezpłatnie zasilał w elektryczność oświetlenie miejskie
pobliskich ulic. Pan Natan , którego wizerunek został wykorzystany
w cyklu „Każda miniona chwila (…)” był społecznikiem i szanowanym
obywatelem miasta, dzięki jego staraniom przywrócono do życia
całkowicie zniszczony podczas wojny cmentarz żydowski. Działania te
zainicjowały prace rekonstrukcyjne i odbudowę całego kompleksu
Cmentarzy Siedmiu Wyznań. Obecnie w kamienicy mieszka Filip
Maziewski.
Staroobriatczeskoja Słoboda (Cлобода Старообрядцев ) –
Staroobrzędowy Przysiółek zlokalizowany został po południowej
stronie rzeki przy brodzie, w okolicy dzisiejszej ulicy Zahańcze.
Na początku drugiej połowy XIX wieku mieszkało tam około 120
osób. Jeszcze długo po wojnie stały tam drewniane chaty, a z rzeki
sterczały słupy po bojni. Ze względu na wyjątkową hermetyczność
środowiska starowierów, mimo iż mam wśród nich przyjaciela, nie
udało mi się odnaleźć zdjęć dzieci bezpośrednio związanych z
siołem. Przypuszczać jednak mogę, iż dziewczynka tego wyznania,
która przyjeżdżała z Petersburga do pobliskich Sejn i Posejnanki
musiała przebywać również w Suwałkach . Dziesięcioletni Krzyś
Tumas, którego pradziadek był oficerem carskim zamieszkuje w tej
okolicy od pięciu lat. Interesuje się historią i chętnie spędza
wolny czas na wędkowaniu.
Ojciec Piotra Bayera jeszcze przed przyjściem na świat syna
kupił kamienicę przy ulicy Mickiewicza 5, która dawniej należała do
parafii prawosławnej soboru Uspieńskiego i pełniła funkcję domu
parafialnego. Mieszkali tu kolejni proboszczowie z rodzinami.
Ostatnim był o. Andrzej Sitkiewicz (1913-1915). Po I
wojnie światowej losy tego miejsca były wyjątkowo zagmatwane, a
kamienica w 1923 roku została oficjalnie odebrana duchownym
prawosławnym przez władze magistratu. Fotografia chłopca w
rosyjskim ubraniu została zakupiona przez Muzeum Okręgowe w 1998
roku w suwalskim antykwariacie. Wykonana została w zakładzie Abrama
Zylberszteina. Tajemnicą jest dlaczego dzieci na tej fotografii
wyglądają jakby upamiętniały uroczystość katolickiej pierwszej
komunii świętej. Prawdopodobnie są to wychowankowie ochronki, która
prowadzona była pod nadzorem władz rosyjskich .
Nieopisany portret dziewczynki z parasolem przeciwsłonecznym
udostępniony również przez Muzeum Okręgowe, do archiwum instytucji
trafił w 1998 roku, wraz z całym albumem rodzinnym po Pani Wandzie
Placydzie Błażewiczównie, kancelistce suwalskiego ratusza, która
pracowała tam jeszcze w latach trzydziestych i czterdziestych
ubiegłego wieku. Nie udało się ustalić żadnych danych
dziewczynki, w tym do jakiego należała kościoła. Jej piękna i
krucha zarazem postać stała się w moim projekcie uosobieniem
wyznawców kalwinizmu. Mimo, iż byli nimi głównie zamożni, dobrze
wykształceni mieszczanie, w Suwałkach pozostało po nich niewiele
śladów materialnych. Około 1846 roku dwa dobrze sytuowane i znane
rody cukierników szwajcarskich objęły lokal w narożnej kamienicy
przy zbiegu ulic Kościuszki i Chłodnej. Walenty Robbi i Józef
Semadeni , bo o nich tu mowa, należeli do Kościoła
Ewangelicko – Reformowanego, otworzyli z jeszcze jednym wspólnikiem
cukiernię, której echa dotrwały w społeczności miasta do czasów
współczesnych. Jest to miejsce, gdzie nadal można kupić coś
słodkiego i spotkać długie kolejki przed okienkiem z lodami. W
spotkaniu minionego czasu z teraźniejszością pomógł mi
trzynastoletni Igor Szyłejko. Chłopiec interesujący się sztuką, w
tym fotografią.
Innym sławnym zakładem gastronomicznym, schlebiającym
podniebieniom mieszkańców była Piekarnia i Cukiernia
Konstantynopolska umiejscowiona prawie naprzeciw, przy obecnym
Placu Piłsudskiego pod numerem 1, w kamienicy w której teraz
funkcjonuje księgarnia. Założył ją Serif Gulap, muzułmanin
tureckiego pochodzenia prawdopodobnie około 1869 roku. Jego syn
Yakup Guler urodził się 14 grudnia 1902 roku . W celach
edukacyjnych Yakup został wysłany do Stambułu, gdzie pozostał do
końca życia. Jako młodzieniec, po I wojnie światowej zaangażował
się w wojnę o suwerenność Turcji, a później służył w ochronie
premiera Mehmeta Recep Pekera. Zmarł 18 stycznia 1975 roku. Na jego
historię wpadłem zupełnie przypadkowo szukając jakichkolwiek
informacji o wyznawcach islamu z terenów Suwalszczyzny. Było ich
niewielu, głównie żołnierze służący w armii carskiej stacjonującej
w Suwałkach. Teren cmentarza muzułmańskiego obejmuje znikomy obszar
w porównaniu z innymi, nie zachowały się tam również żadne
nagrobki. Ukryty głęboko wpis, na jednym z forów internetowym
doprowadził mnie do Faika Okan Atakcana, potomka Yakupa i jego
fotografii. Niegdysiejsza piekarnia odkąd tylko sięgam pamięcią
była dla mnie zawsze księgarnią. W czasach komunizmu, chyba jedyną
dobrze zaopatrzoną. Miejscem poznania wiedzy, sztuki i spotkań z
przyjaciółmi. Do dziś można tam znaleźć wyjątkowe pozycje
wydawnicze oraz zobaczyć młodych, poszukujących celu ludzi. Do
takich należy Ola Kozakiewicz, którą mogłem uwiecznić na
fotografii.
Grzegorz Jarmocewicz
Urodzony w Suwałkach w 1971 roku. Bierze udział w wystawach
indywidualnych oraz zbiorowych od 1989 roku w kraju i za granicą.
Jego prace znajdują się w kolekcjach prywatnych oraz w Muzeum
Okręgowym w Suwałkach, w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek
Ujazdowski w Warszawie, Museo Ken Damy di Fotografia
Contemporanea, Brescia we Włoszech. Zdjęcia były publikowane w
magazynach fotograficznych i artystycznych, katalogach i albumach.
Stypendysta Prezydenta Miasta Suwałk; Dyrektor Artystyczny
Międzynarodowego Festiwalu Fotografii Białystok INTERPHOTO;
Doktorant PWSFTViT w Łodzi.
Wystawa czynna do 13 lutego 2016.
Galeria FF ŁDK
Kategoria
SztukaAdres
Łódzki Dom Kultury, ul. Traugutta 18Kontakt
tel. 42 633 98 00 w. 208 i w. 288;tel. 797 326 230, 797 326 191
czynna: wt.-sob. 14 -18
Bilety: 2 zł (w środy wstęp wolny)