Publikowany poniżej felieton ukazał się w poświęconym kosmetyce czasopiśmie "LNE & spa". Jest jednym z 30, które złożą się na wielce oryginalny zbiór satyrycznych tekstów na temat pielęgnacji ciała (i ducha).
Książka ukaże się pod koniec września nakładem LNE. Będzie w
niej można przeczytać o związkach miejsca zamieszkania ze
stosunkiem kobiety do kosmetyków, o miejscu problematyki
kosmetycznej w historii literatury, o fascynującej przygodzie
miłosnej, która zaczęła się od lakieru do paznokci i o wielu innych
zagadnieniach. Lekka forma skrywa nad wyraz poważne treści.
Teksty Piotra Groblińskiego zilustrował
Paweł Kwiatkowski. Uzupełnieniem felietonów będzie
kilka premierowych wierszy autora.
Dieta Groblińskiego
Nie ma jednej wspaniałej diety, gdyż
każdy z nas jest swoistą indywidualnością metaboliczną – pisze
w jednym z artykułów specjalistka w dziedzinie żywienia. I ma
oczywiście rację. Dlatego po latach badań i doświadczeń opracowałem
system dietetyczny, który uwzględnia indywidualne zapotrzebowanie
organizmu na składniki odżywcze. Mój system dietetyczny pozwoli
każdemu na zdrowe, dostosowane do jego wewnętrznej konstytucji
odżywianie, pomoże osiągnąć optymalną wagę, piękną cerę i wspaniałe
samopoczucie.
Idea jest bardzo prosta – jemy tylko te
produkty, których nazwy zaczynają się na pierwszą literę naszego
imienia. Tak więc Anna, Aneta czy Andrzej powinni jeść arbuzy,
ananasy, awokado, algi, andruty, antrykot, angielkę, agrest,
antonówki, auszpik, aronię oraz anyż, no i oczywiście ambrozję –
jeśli gdzieś uda im się dostać. Popić mogą to wszystko arabicą albo
całym asortymentem alkoholi – armaniakiem, absyntem, alpagą,
ajerkoniakiem czy amaretto. W razie kłopotów – aloes i
antybiotyki.
Z kolei Bogdan, Barbara czy Barnaba mogą do
woli objadać się bułkami, baraniną, bazylią, batonami, bekonem,
bananami, brokułami, bitkami, babeczkami z budyniem i budyniem
samym, bryndzą, boczkiem, bigosem oraz borówkami. Do picia
brandy.
Cezaremu i Czesławie zalecam czosnek, cebulę, cykorię, czekoladę, czerninę, cielęcinę, cząber, coca colę, cukierki. Pewnym problemem jest rozstrzygnięcie, czy mogą jeść oni chleb i chałwę. Chyba raczej te produkty przysługują Henrykowi i Halinie. Na pocieszenie dla Czarka i Czesi przyznaję im caciki i carpaccio oraz dużą cafe late.
Z mojej osobistej diety jestem bardzo
zadowolony. Piotr ma do dyspozycji naprawdę bogaty zestaw:
pasztety, polędwicę, pomidory i pomidorową, pieczywo chrupkie,
pataty, porzeczki, pierogi, papaje, pistacje, polewy, prażynki i
prażuchy, całą paletę placuszków, piwo i porto. Według mniej
ortodoksyjnej wersji systemu może jeść nawet ryż, byle
pałeczkami.
Najlepiej oczywiście, gdy ktoś używa dwóch imion. Na przykład Jan Maria może jeść zarówno jesiotra, jabłka, jajecznicę i jeżyny, jak i masło, makarony, mielonkę i marynaty. Może pić mleko, maślankę, ale też jogurty i jabcok. Z piciem w ogóle jest problem, bo wybór jest trochę za mały. Dlatego dopuszczam picie napojów, których nazwy zaczynają się na pierwszą literę naszego nazwiska i wszystkie litery imienia.
Sama zasada diety jest już chyba jasna, ale
niewątpliwie pojawi się w tym momencie pytanie o uzasadnienie jej
słuszności. Jak wytłumaczyć tak ścisły związek imienia z dietą?
Otóż sprawa ma racjonalne wyjaśnienie. Imię to zestaw dźwięków,
które są w naszym kierunku emitowane tysiące razy. Nasz organizm
przyzwyczaja się do nich, nasze komórki dostrajają się do
wywoływanych przez głoski imienia wibracji. Dlatego nasze ciało
rozpoznaje nazwy pokarmów o tej samej pierwszej literze jako
„znajome”, „dobre” i dostosowuje do nich produkcję enzymów
trawiennych. Nazwy brzmiące obco są odrzucane na poziomie
podświadomości.
Stosujący moją dietę zauważyli 73-procentową
poprawę stanu zdrowia. Ich skóra stała się gładka, nawilżona i
ujędrniona, ich mięśnie nabrały twardości i elastyczności. Ich
samopoczucie znacznie się poprawiło, a potencja wzrosła. I co chyba
najważniejsze – ich mózgi zaczęły pracować szybciej, poprawiła się
im też umiejętność odróżniania tekstów poważnych od
żartobliwych.