To niesamowite. Brazylijskiemu artyście o pseudonimie Kobra udało się stworzyć ku czci Rubinsteina mural jeszcze gorszy niż rzeźba Marcela Szytenchelma. Kiczowate malowidło pojawiło się na ścianie remontowanej kamienicy przy Sienkiewicza.
To niesamowite. Brazylijskiemu artyście o nazwisku
(pseudonimie?) Kobra udało się stworzyć ku czci Rubinsteina mural
jeszcze gorszy niż rzeźba Marcela Szytenchelma. Kiczowate malowidło
pojawiło się na ścianie remontowanej kamienicy przy Sienkiewicza,
co jest dla Kobry lokalizacją pechową. Po drugiej stronie ulicy
znajduje się bowiem PRL-owski mural z motylem reklamującym Pewex -
wymagający renowacji, ale i tak o niebo lepszy. Stając w
odpowiednim miejscu, możemy oglądać oba dzieła jednocześnie i
rozmyślać nad paradoksami historii.
Mural Brazylijczyka grzeszy tym samym, co dekoracje wiejskich
cmentarzy, amerykańskie rewie łyżwiarstwa figurowego czy karnawały
w Rio - przesadą prowadzącą do kiczu. Żeby było ładniej, ozdób musi
być jak najwięcej. W Brazylii nawet gołe baby są ubrane we
wspaniałe stroje z piórami i cekinami! Podobnie jest z nowym
muralem: za dużo kolorów, za dużo ozdóbek, za duży Rubinstein z za
dużą muszką, za dużo nawet czarnych klawiszy w fortepianie. W
efekcie pianista kojarzy się bardziej z klownem niż z Einsteinem
muzyki. Ewa Rubinstein powinna na znak protestu nigdy więcej nie
pojechać do Brazylii.
Ścienna reklama Pewexu pochodzi z roku 1987 (wcześniej w tym
samym miejscu było bardzo podobne malowidło). Zaprojektowali ją
Jerzy Bystry i Paweł Porzycki, graficy po łódzkiej ASP. W 1987
Eduardo Kobra zaczynał malować graffiti na ścianach Sao Paulo.
Ćwierć wieku później Festiwal Urban Forms zaprosił go do
Łodzi jako gwiazdę światowego street artu. Kobra podobno nigdy
szkoły nie lubił. I to jest pierwszy paradoks: w nastawionym na
przemysły kreatywne mieście uczelni artystycznych nie znaleziono
nikogo, kto umiałby przenieść na ścianę zdjęcie pianisty i
pomalować je w kolorowe trójkąciki. A przecież istnieje duża
szansa, że młodzi z Łodzi wymyśliliby coś lepszego, być może
inspirując się starymi muralami. Ostatecznie kult designu z lat 60.
i 70. to wyróżnik młodej łódzkiej artystycznej bohemy, która nigdy
tu nie stała, gdzie stało ZOMO.
Drugi paradoks obala stereotypy na temat ustrojów. Za komuny
reklamy fundowały sobie firmy, w kapitalizmie murale fundują nam
fundacje za pieniądze z (państwa) miasta. W czasach wolnorynkowej
konkurencji na ścianach reklamuje się sztukę pianistyczną, podczas
gdy realny socjalizm reklamował dolarowe zakupy w enklawach
Zachodu. Pewexy to były namiastki wielkiego świata, zaspokajające w
jakimś tam stopniu nasze sny o rzeczywistości kolorowej jak
skrzydła motyla. Można więc powiedzieć, że mural sprzed lat jest
właściwie socjalistyczną reklamą dolara.
Żeby było śmieszniej, socjalistyczna reklama jest po stronie
zachodniej, a kapitalistyczna po stronie wschodniej ulicy
Sienkiewicza. Stoję sobie przy ŁDK-u i obserwuję obie strony.
Gdzieś tu musi przebiegać gruba kreska. Patrzę i staram się
dostrzec jak najwięcej szczegółów, którymi różnią się dwa obrazki.
Na przykład taki - na reklamie Pewexu jest warstwa tekstowa, na
reklamie Rubinsteina nie ma nic do czytania oprócz podpisu autora.
Co możemy przeczytać na muralu sprzed lat? Otóż
przedsiębiorstwo eksportu wewnętrznego poleca
atrakcyjne towary importowane. Polska
eksportowała wtedy do samej siebie towary przywożone zza granicy,
np. papierosy, sok Dodoni czy klocki Lego. Eksport wewnętrzny to
było coś jak wewnętrzna emigracja. Dziś, gdy zarówno eksport, jak i
emigracja, są jak najbardziej zewnętrzne, importujemy sobie
Brazylijczyka, by namalował nam Żyda z Łodzi, który zasłynął ze
wspaniałych interpretacji muzyki Chopina - prawdziwy import
wewnętrzny.
W pewnym sensie nic się jednak nie zmieniło. W Pewexie
kupowało się nie tylko za dolary, ale też za bony - takie fałszywe
pieniądze do płacenia w tych dziwnych sklepach. Dziś też świąteczne
zakupy wielu ludzi robi dzięki bonom z zakładów pracy. W
hipermarketach znajdują mniej więcej to samo, co kiedyś w Peweksie.
Poza tym - jak się okazuje - kobra nadal może się kojarzyć z
kryminałem (wystawianie na publiczny widok kiczu powinno być
karalne).