Choć od jej debiutu na scenie Teatru Powszechnego w Łodzi upłynęło już przeszło 60 lat, ciągle gra i możemy docenić jej klasę choćby w „Branczu” Juliusza Machulskiego.
Choć od jej debiutu na scenie Teatru Powszechnego w Łodzi
upłynęło już przeszło 60 lat, ciągle gra i możemy docenić jej klasę
choćby w „Branczu” Juliusza Machulskiego. Każde jej pojawienie się
to jakby spotkanie z żywą historią: teatru, kina, muzyki, a
ostatnio… sztuki gotowania.
Studiowała w krakowskiej szkole teatralnej, gdzie przyjaźniła
się z Bogumiłem Kobielą i Zbigniewem Cybulskim i publicznie
wręczała kwiaty samemu Ludwikowi Solskiemu na scenie Teatru im. J.
Słowackiego, całując go przy okazji w rękę, co sam jej zresztą
zaproponował.
Aktorką została, jak wspomina, m.in. z zauroczenia teatrem i
aktorstwem. W początkach lat 50. w rodzinnej Bydgoszczy uczyła się
w szkole muzycznej, często bywała też w teatrze, w którego zespole
występował młody, przystojny, szarmancki i zdolny Leon Niemczyk.
Jeszcze w czasie studiów grała w filmach, m.in. w „Godzinach
nadziei” Jana Rybkowskiego (1954), gdzie na planie ponownie
spotkała Niemczyka. Kiedy więc po studiach przyjechała do Łodzi,
naturalnie znalazła się w zespole Teatru Powszechnego, w którym już
zadomowił się Leon Niemczyk. On był w zespole blisko ćwierć wieku,
ona od 1956 r. do dziś.
Ciąg dalszy artykułu Mieczysław Kuźmickiego przeczytacie w
marcowym numerze KALEJDOSKOPU, s. 54-55.
Szukajcie KALEJDOSKOPU 3/2017 w kioskach
(sieci Kolporter, Ruch i Garmond Press), empikach i w Łódzkim
Domu Kultury.