Sławomir Grünberg, światowej sławy reżyser i producent, choć na stałe mieszka w Nowym Jorku, to podkreśla, że w Łodzi spędził najlepsze 5 lat życia.
Sławomir Grünberg, światowej sławy reżyser i producent,
zdobywca nagrody Emmy i współtwórca dwóch produkcji nominowanych do
Oscara, choć na stałe mieszka w Nowym Jorku, to podkreśla, że w
Łodzi spędził najlepsze 5 lat życia, studiując w łódzkiej
„Filmówce”. Powraca do Łodzi z nowym filmem dokumentalnym „Jan
Karski i władcy ludzkości”.
Kiedy i jak zrodził się pomysł na film o Janie
Karskim?
Sławomir Grünberg: – Siedem lat temu.
Siódemka od dawna uchodzi za liczbę świętą. Jest przecież liczbą
spełnienia i kompletności. Po siedmiu latach rodzi się to
„dziecko”, którego początek był dość trywialny. Jesienią 2007 roku
w Nowym Jorku, gdzie mieszkam już 33 lata, zostałem zaproszony na
lunch przez Krzysztofa Kasprzyka, ówczesnego konsula Polski w Nowym
Jorku, Maćka Kozłowskiego, autora publikacji o Janie Karskim i
Monikę Fabiańską, wtedy szefową Polskiego Instytutu Kulturalnego w
Nowym Jorku. Celem spotkania było zainteresowanie mnie filmem o
Karskim, filmem skierowanym do publiczności amerykańskiej i
międzynarodowej. Nie trzeba było mnie do tego projektu namawiać. Z
przyjemnością przyjąłem wyzwanie. Tym bardziej, że od 2000 roku na
moim biurku stoi statuetka, na której jest zdjęcie Jana Karskiego z
okresu młodości i napis „To Honor Moral Courage”. To nagroda
przyznawana „za odwagę w podejmowaniu ważnych moralnie tematów” – w
tym przypadku za mój film „School Prayer” - i wręczona była
osobiście przez Jana Karskiego.
Jak przygotowywał się Pan do realizacji filmu o
Karskim?
– Wspólnie z Katką Reszke spędziliśmy dwa tygodnie w Hoover
Institution w Palo Alto w Kalifornii. Tam znaleźliśmy praktycznie
wszystkie materiały dotyczące Karskiego, które on sam przygotował
jeszcze długo przed śmiercią. Zbiory te były świetnie skatalogowane
i ułożone w ogromnych albumach. Należało je tylko starannie
przeglądać. W tym archiwum znaleźliśmy również taśmy wideo ze
zbiorów samego Karskiego. W Nashville w stanie Tennessee
odwiedziliśmy Thomasa Wooda, współautora książki „Karski: How One
Man Tried to Stop the Holocaust”. Tom Wood nie tylko robił wywiady
do książki, ale też nagrał z Karskim kilka godzin na taśmach wideo.
A w miejscowości Bethesda w stanie Maryland odwiedziliśmy Panią
Kaję Ploss, sąsiadkę i przyjaciółkę Karskiego z ostatnich lat jego
życia. Od niej dowiedzieliśmy się wielu interesujących szczegółów
związanych z jego późniejszym prywatnym życiem. Niestety nasz film
tego okresu nie obejmuje.
Jak powstawała i zmieniała się koncepcja
filmu?
– Zmagałem się z koncepcją filmu, bo… jak opowiedzieć
historie, która odbywa się 60-70 lat wcześniej, a główny bohater
nie żyje. Broniłem się przed pomysłem dokumentu fabularyzowanego.
Tego rodzaju próby bardzo rzadko się udają. Brakuje często funduszy
na dobrych aktorów i na scenografie i efekt końcowy pachnie
amatorszczyzną. Wreszcie po obejrzeniu w 2009 roku filmu „Walc z
Baszirem” stwierdziłem, że właśnie przez animacje jestem w stanie
opowiedzieć tę historię najlepiej. Znakomity animator Yoni Goodman
zgodził się zostać konsultantem przy mojej produkcji. Film jest po
części oparty na fabularyzowanych scenach zrealizowanych techniką
animacji połączonych z materiałami archiwalnymi oraz wywiadami.
Oryginalne, często nigdy wcześniej niepokazywane wywiady z Janem
Karskim, stanowią istotną część filmu. Głos Jana Karskiego z
zachowanych na taśmie filmowej oraz taśmie wideo rozmów i wywiadów
stanowi podstawową narrację filmu. Poza tym stosujemy konwencję
„narratora zbiorowego”, a są to tzw. „offy” ludzi, z którymi
spotykamy się w naszej podróży po życiu Jana Karskiego. Oszczędny
komentarz Toma Wooda, który rozmawia z Karskim, przygotowując
książkę o jego życiu, jest trzonem filmu i uzupełnia konieczne luki
w narracji. Przez siedem lat pracy nad tym filmem wielokrotnie
zmieniała się koncepcja scenariusza, który przechodził przez pióra
czterech różnych osób, ale ostateczny kształt nadała mu Katka
Reszke, która również zmontowała trailer.
Kim dla Pana był Jan Karski? Co współczesny odbiorca
powinien zapamiętać i zrozumieć?
– Dla mnie Jan Karski był niezwykle odważnym i oddanym sprawie
walki o równość, prawdę i sprawiedliwość młodym człowiekiem. Trzeba
koniecznie pamiętać o tym, że kiedy wybuchła wojna miał zaledwie 25
lat. Ważny jest też fakt, że nie musiał podejmować takiego ryzyka,
żeby dwukrotnie przedostawać się w przebraniu do warszawskiego
getta oraz do obozu przejściowego w Izbicy Lubelskiej. Dostał
propozycję, którą, podejrzewam, 95% ludzi na jego miejscu by
odrzuciło. Jan Karski był wyjątkowym człowiekiem i jest idealnym
wzorem do naśladowania przez młodych ludzi.
Jakie emocje film wzbudzi u widza?
– Pragnę przede wszystkim przedstawić Karskiego temu widzowi,
który go jeszcze nie zna i o nim nie słyszał. Również chce go
przedstawić tym, którzy o Karskim wiedzieli, ale piszą o nim często
w kontekście „misji niespełnionej”. Chcę, żeby poprzez ten film
dowiedzieli się, że są w błędzie. Słowami historyków próbuje
udowodnić, że tzw. „Raport Karskiego” i jego spotkania z wielkimi
tamtego świata przyniosły skutek, może nie tak wielki, jak on sam
by sobie tego życzył, tym nie mniej miały one wpływ na konkretne
decyzje, które uratowały życia ludzkie. Jestem przekonany, że mój
film bez trudu znajdzie widza wśród ludzi średniego i starszego
pokolenia. Wierzę też, że dotrze również i do młodych widzów.
Karski może stać się wzorem do naśladowania. Młodzi ludzie
poszukują sensu życia i właściwych wzorców moralnych, a film, który
proponujemy, ma pokazać, że warto stawiać sobie, czasem może zbyt
banalnie brzmiące pytanie, czy jako jednostka jestem w stanie
zmienić świat?
Co najbardziej ceni Pan w zawodzie
filmowca?
– Świadomość, że film posiada tak ogromną siłę i potrafi
„zmienić świat”, jest jednym z najważniejszych powodów, dla których
praca nad dokumentem jest dla mnie podniecającym i wartym
poświęcenia zajęciem. Filmy, których realizowania się podejmuję, są
niekiedy trudne, a tematy drażliwe i niejednoznaczne. Dobrze, jeśli
są niepokojące; wierzę w niepokój, który buduje i który zapobiega
konfliktom. Staram się nie narzucać rozwiązań, pozostawiam to
widzowi, pragnę poruszyć emocje, przybliżyć coś, czego się boimy,
bo jest nieznane. Kamera jest wymarzonym orężem, które umożliwia
wejście w świat często dla nas niedostępny. Szczególnie pociągają
mnie projekty mówiące o konfliktach, dylematach moralnych; tematy
kontrowersyjne, wzbudzające dyskusje. Lubię wyzwania. Filmowanie to
też wielka przygoda i to, co jest najbardziej pasjonujące w pracy
dokumentalisty - nieoczekiwane znalezisko. Jestem przekonany, że
„Karski i władcy ludzkości”, może stać się filmem ważnym.
Powiedział Pan kiedyś, że jest Pan „posłannikiem”,
„łącznikiem” dwóch kontynentów w sprawie żydowskiej. Czy to Pana
misja?
– Moja misja to poprawianie świata poprzez filmy, za które się
zabieram. Ponad 30 lat mieszkam i pracuję w Stanach Zjednoczonych.
Jestem niezależnym filmowcem, realizującym wyłącznie filmy
dokumentalne. Poprzez fakt, że wyemigrowałem do Stanów z kraju tak
innego, jakim jest Polska, posiadam w sobie ogromną ciekawość tego
kraju i różną od urodzonych tutaj Amerykanów, perspektywę na ludzi
i ich życie. Jan Karski stał się Amerykaninem. To nie jest sprawa
paszportu, ale sprawa przemyśleń, obserwacji, odkrycia i otwartości
na życie ludzkie. To właśnie Karski był łącznikiem dwóch
kontynentów w sprawie żydowskiej. Ja mu do stóp w tej sprawie nie
sięgam. Jeżeli poprzez moje filmy o tematyce żydowskiej doprowadzam
do dyskusji i powoduję, że ludzie się czegoś dowiadują i może nawet
zmieniają się, to wspaniale. Cieszę się z tego. W końcu żyjemy po
to, żeby zostawić po sobie wartościowy ślad, ja staram się robić to
poprzez filmy.
Premiera filmu w listopadzie.