– To miała być piękna przygoda z filmem. Tymczasem casting okazał się
przeżyciem okropnym i pozostawiającym trwały ślad w psychice syna –
stwierdziła matka 13-letniego chłopca ubiegającego się o rolę w filmie.
– To miała być piękna przygoda z filmem. Tymczasem casting okazał
się przeżyciem okropnym i pozostawiającym trwały ślad w psychice
syna. Dzieci potraktowano instrumentalnie, bez poszanowania ich
godności – stwierdziła matka 13-letniego chłopca ubiegającego się o
rolę w filmie „Wspomnienie lata” w reżyserii Adama Guzińskiego,
którego produkcję przygotowuje łódzkie studio Opus Film.Do zgłoszenia się z dziećmi na casting zachęciła ją informacja
w serwisie e-kalejdoskop. Fabułę filmu opisano tak: „Lata 70. XX
wieku. Dwunastoletni Piotrek spędza lato z mamą, ojciec wyjechał
służbowo. Okazuje się, że to może najważniejsze lato w życiu
chłopca, który doświadcza pierwszej miłości i przyjaźni. Piękne
lato nowych wrażeń i silnych uczuć kończy się odejściem ojca.
Chłopiec ma poczucie, że też w jakiejś mierze zawiódł jego
zaufanie. Czy pozostanie z tym wrażeniem na zawsze? Jak poradzi
sobie w dorosłym życiu?”.
– Uznałam, że może powinnam pokazać swoim dzieciom, że w
Łodzi jest wytwórnia, że robi się filmy (piękne, mądre, fajne).
Obejrzeliśmy wspólnie z mężem film A. Guzińskiego „Chłopiec na
galopującym koniu”. Upewniwszy się, jak mi się zdawało, że nowy
film reżysera to będzie kulturalne przedsięwzięcie, zaproponowałam
moim 13-letnim dzieciom udział w castingu. Do drugiego etapu
przeszedł syn – napisała do redakcji „Kalejdoskopu” mama
nastolatka. Prosiła o zachowanie anonimowości, chcąc oszczędzić
chłopcu szyderstw kolegów.
Podczas drugiego spotkania w studiu filmowym syn został
poproszony wraz z innym chłopcem do pokoju, w którym odbywał się
casting. Mama twierdzi, że na korytarzu słychać było każde słowo
przesłuchania. Reżyser nakazał chłopcom zaimprowizować scenę
rozmowy, ale mieli sobie wyobrazić, że są bardzo pijani.
Niezadowolony z pierwszej próby zwrócił się do dzieci słowami:
„Macie być kompletnie najebani!”. Następnie zażądał
zaimprowizowania sceny kłótni, szarpania. Kilkakrotnie powtarzane
były wulgarne dialogi (inicjowane przez reżysera, ale będące
improwizacją chłopców). Nikt z ekipy nie reagował.
– Synowi bardzo podobał się casting, był bardzo przejęty,
ale jednocześnie miał poczucie porażki, „niesprawdzenia się”.
Wstydził się przede wszystkim tego, iż w porównaniu do starszego
kolegi nie odegrał pijanego tak jak trzeba. Tak oto coś, co powinno
być, jak mi się zdaje, patologią, zostało mojemu dziecku
przedstawione jako norma, a nawet „nagradzane osiągnięcie”. I nie
chodzi tu o wulgarne słowo.
Oburzona sytuacją mama po kilku dniach napisała do
organizatorów castingu, zgłosiła sprawę do Rzecznika Praw Dziecka,
zawiadomiła również Łódź Film Commission, instytucję miejską
wspierającą produkcje filmowe w Łodzi.
– Zapewniam, że reżyser jest bardzo kulturalną osobą
– mówi odpowiedzialna za casting Alina Trybiło-Falana. – Sam
zresztą ma dzieci. I ponad wszelką wątpliwość nie użył wulgarnego
słowa. Byłam tam cały czas. Gwarantuję również, że nie stosowaliśmy
wobec dzieci przemocy w żadnej postaci. Żałuję, że taka była
reakcja mamy, bo jej syn, bardzo fajny, wrażliwy chłopak, znalazł
się w trójce wybranej do dalszego etapu castingu, ale uznaliśmy z
reżyserem, że nie ma możliwości dalszej współpracy.
O tym, jak było naprawdę, można by się przekonać, przeglądając
zapis filmowy. Wszystkie przesłuchania są rejestrowane. – Ale
bywa, że mamy trzysta dzieci dziennie i nie przechowujemy
wszystkich plików, musiałabym sprawdzić, czy akurat tę rozmowę
mamy – zastrzega Falana.
Jednocześnie zapewnia, że to jest film o pierwszej miłości, a
nie o alkoholizmie nieletnich. Znalazł się tam jedynie niewielki
epizod, kiedy chłopcy (grupa w wieku od 11 do 17 lat) na basenie
znaleźli butelkę wina i ją w sześciu opróżnili. Reżyser poprosił
kandydatów, żeby udawali taką sytuację: „Pokażcie, jak by to
wyglądało, jakbyście szli i się zataczali”. – Czy udawanie pijanego
to jest aż taka drastyczna sytuacja? Czy trzeba dzieci specjalnie
przygotowywać? Jeśli będą uczestniczyć w scenie, która rzeczywiście
jest traumatyczna, trudna dla psychiki, rodzice na pewno wcześniej
dokładnie poznają scenariusz, a o dzieci odpowiednio zadbamy.
Jeszcze nie kręcimy filmu.
Według psychologa Piotra Pankonina, udawanie pijanego nie jest
sytuacją, która może w jakiś sposób dziecku zaszkodzić. – Widok
ludzi pijanych jest, niestety, dość powszechny na naszych ulicach.
Dzieciom w szkole podstawowej podczas zajęć na temat bezpieczeństwa
w ruchu drogowym zakładano specjalne okulary, w których człowiek
widzi jak pijany. Nie sadzę, by w udawaniu pijanego było coś złego.
Że może rozbudzić ciekawość, zainteresowanie alkoholem? Ciekawość
13-letniego człowieka jest rozbudzona do tego stopnia, że zadanie
podczas castingu niewiele tu zmieni. Jednak za każdym razem, kiedy
dziecko bierze udział w przesłuchaniu albo w zdjęciach, rodzic
powinien wiedzieć, co będzie się z nim działo, i wyrazić na to
zgodę.
Jacek Zyśko z biura Rzecznika Praw Dziecka w rozmowie
telefonicznej zapewnił mamę 13-latka, że „prawa dziecka nie zostały
naruszone, nie ma podstaw do interwencji”. Jeśli jednak ta sytuacja
odbiła się na psychice dziecka, zalecił kontakt z psychologiem.
Przyznał jednocześnie, iż nie istnieją procedury przeprowadzania
castingów dla dzieci. Poradził więc, by w przyszłości zachować
ostrożność.
– Przez tydzień się nie odzywaliśmy, nie informowaliśmy,
jaki jest wynik tego etapu castingu, więc mam wrażenie, że reakcja
mamy spowodowana była rozżaleniem, że jej syn nie przeszedł
dalej – mówi Piotr Dzięcioł, producent, właściciel Opus Film.
– Nie chcę współpracować z takim rodzicem, bo nie wiem, co może
mi grozić w przyszłości. Coś się mamie znowu nie spodoba i przerwie
zdjęcia. Nie mogę tak ryzykować. To nie jest zemsta. My to robimy
dla bezpieczeństwa filmu.
Producent podpisuje umowę z rodzicami i żeby wyrazić zgodę na
udział dziecka w zdjęciach do filmu, muszą dokładnie znać
scenariusz i wiedzieć, co będzie się działo na planie.
– Szukaliśmy dzieci także w Częstochowie, w
Katowicach – tłumaczy Trybiło-Falana. – Gdy już się zbiorą
grupy po dziesięć osób na każdą postać, dajemy oczywiście rodzicom
scenariusz do przeczytania. To nie jest możliwe na etapie, gdy mamy
dwa tysiące kandydatów.
Filmy opowiadają o życiu, w którym także dzieciom czasem
zdarzają się dramaty, sytuacje traumatyczne. W takich filmach muszą
grać dzieci. Najczęściej mali aktorzy amatorzy nie mają za sobą
trudnych doświadczeń.
– Udział dzieci w filmie jest problemem – mówi Piotr
Dzięcioł. – Co innego, jeśli kręcimy kino familijne. Nasz film
opowiada o wakacyjnej miłości, o zazdrości o matkę, która zdradza
męża, ale tu nie ma drastycznych scen. Gdybym miał kręcić film o
przemocy w rodzinie, o przemocy seksualnej, to oczywiście w ekipie
musieliby znaleźć się psychologowie. Dzieci w filmie są chronione i
to nie jest tak, że robimy z nimi, co chcemy. Sami też przecież
jesteśmy rodzicami.
Z punktu widzenia psychologa, z przekroczeniem granic mamy do
czynienia w wypadku uczestniczenia dzieci w kręceniu scen
związanych z agresją, przemocą i zachowaniami seksualnymi. Wtedy
trzeba je chronić. – Sam się nieraz zastanawiam, jak filmowcy
sobie z tym radzą – mówi Piotr Pankonin. – Pewnie podczas
realizacji takich ujęć dzieci często po prostu nie ma na planie.
Technika daje takie możliwości. Jedno jest pewne: dziecko nie
powinno uczestniczyć w sytuacjach, które w prawdziwym życiu są
urazowe. Choćby dlatego, że trudno im rozpoznać granicę między
fikcją, udawaniem a rzeczywistością. Jeśli więc muszą uczestniczyć
w kręceniu drastycznych scen, nie powinny być świadome tego, z jaką
sytuacją mają do czynienia, na czym polega dramatyzm powstającego
ujęcia.
– Dzieci nie grają postaci, bo nie są aktorami –
wyjaśnia Trybiło-Falana. – One po prostu są. Dlatego trzeba
znaleźć kogoś, kto jest taki jak bohater filmu. Szkoda, że tak
wyszło. Ważne, że chłopiec był zadowolony. Zapewniam – nie
zrobiliśmy mu krzywdy.
Bogdan Sobieszek