„Łódź to nie tylko jest Piotrkowska, kawiarnie, bary, magazyny…” – to nie początek przewodnika po mieście, ale pierwsze słowa piosenki z nowej płyty zespołu Zgiełk – „W mieście Łodzi”.
„Łódź to nie tylko jest Piotrkowska, kawiarnie, bary, magazyny…” –
to nie początek przewodnika po mieście, ale pierwsze słowa piosenki
z nowej płyty zespołu Zgiełk – „W mieście Łodzi”. Nasi czytelnicy
mogą już posłuchać wybranych utworów z promocyjnego albumu grupy,
który dołączyliśmy do tego numeru. Płyta jest nagrodą dla zespołu
za zwycięstwo w ubiegłorocznym Festiwalu Muzycznym Rockowanie, od
trzech lat organizowanym przez Łódzki Dom Kultury.
Zgiełk, czyli Jarek Lorenc (wokal, gitara), Jędrzej Olżewski
(skrzypce elektryczne), Sebastian Kokoszewski (bas), Marcin
Perkowski (perkusja), funduje nam rockową wycieczkę po Łodzi. To
podróż w czasie i przestrzeni, sentymentalny powrót do miasta
przedwojennych kamienic, ulic i fabryk. Muzycy są łodzianami z
wyboru, bo mimo że pochodzą z Pabianic, Ksawerowa i Kolumny, teraz
wszyscy, z wyjątkiem Marcina, mieszkają w Łodzi. Fascynuje ich to
miasto, z jego burzliwą historią, eklektyczną architekturą i
klubowym życiem. Poprzez rockowe aranżacje nadają dawnym miejskim
piosenkom drugie życie. W ten sposób pamięć o ziemi obiecanej
wraca. – Te historie ubrane w muzykę rockową mają szansę trafić
do młodzieży, bo w klimacie staropodwórkowym nikt by już ich nie
słuchał – przyznaje Marcin.
Płyta „W mieście Łodzi” to impresja muzyczna z oryginalnymi
tekstami pochodzącymi nawet z początku XX wieku. Jak muzycy dotarli
do tych archiwalnych materiałów? W ich ręce trafił dawny „Śpiewnik
łódzki”, wydany w latach 80. ubiegłego wieku przez Towarzystwo
Przyjaciół Łodzi. Publikacja – dziś praktyczne nie do zdobycia, bo
miała bardzo mały nakład – jest prawdziwą kopalnią wiedzy o życiu,
mentalności i obyczajach dawnych mieszkańców miasta. Do tekstów,
które najbardziej przypadły im do gustu, członkowie Zgiełku
skomponowali muzykę. – Są to słowa różnych autorów, często
anonimowych ulicznych muzykantów, „wydobyte” z podziemia.
Dotarliśmy też do utworów Ryszarda Czubaczyńskeigo, byłego
dyrektora Muzeum Miasta Łodzi, który w latach 70. napisał tekst
„Mówcie, co chcecie”. Autor pochwalił naszą inicjatywę i udostępnił
także inne swoje teksty. Dla mnie najważniejsza jest „Łodzianka”.
Zrobiliśmy ten numer na podstawie motywu muzycznego, który ułożyłem
jeszcze w liceum. Miałem teraz wielką frajdę, gdy te zwykłe, niemal
ogniskowe akordy dostały skrzydeł dzięki chłopakom – wspomina
Sebastian, który także zaprojektował oprawę graficzną
płyty.
– Dużo wysiłku kosztowało nas znalezienie spadkobierców
autorów niektórych tekstów. Dzięki Internetowi udało nam się
skontaktować na przykład z wnukiem pani Zofii Bąbol-Czerwińskiej –
autorki „Piosenki Antka”, mieszkającym w Norwegii. Wybór tekstów
nie był przypadkowy. Każdy z nich opowiada jakąś historię, a razem
składają się na obraz Łodzi, tej sprzed dziesięcioleci, ale także
współczesnej. Moim ulubionym utworem jest „Łódź to nie tylko jest
Piotrkowska” – piosenka, która nieco różni się od innych numerów,
zarówno w warstwie tekstowej, jak i melodycznej – dodaje
Jędrzej.
Najstarszy tekst na płycie pochodzi z 1905 roku. Utwór
finałowy – ekspresyjny hymn na cześć Łodzi pt. „Miasto snów” –
został napisany przez perkusistę Marcina Perkowskiego. –
Dorobiliśmy do niego równie energetyczną muzykę, co w „Panu
Antonim”, moim ulubionym utworze, który każdego słuchacza skłoni do
szurnięcia butem – mówi Marcin. Natomiast dla Jarka
najważniejsza jest „Piosenka Antka”: – Jestem dumny z melodii,
którą tu wymyśliłem. Zazwyczaj pierwsze zagranie określa sposób
wykonania, a tutaj było sporo pracy nad melodią.
Skąd pomysł na koncept album poświęcony miastu? – W
czasach studenckich zaangażowaliśmy się w festiwal „Ja
lodzermensz”, którego częścią składową był pomysł na opracowanie
starych łódzkich piosenek w nowych aranżacjach. Włożyliśmy w to
mnóstwo energii i stworzone wtedy utwory zostały z nami na lata. W
pewnym momencie stwierdziliśmy, że czas spróbować nagrać płytę
– wyjaśnia Sebastian.
Co takiego widzą w tym mieście, że śpiewają o nim jak o ukochanej kobiecie, innej niż wszystkie: „Mówcie co chcecie ja swoje wiem, ona już dawno uwiodła mnie”. Jaka jest ich Łódź? Subtelna, łagodna dziewczyna czy drapieżna, mroczna femme fatale? „Miasto meneli i patologii”, jak ostatnio stygmatyzowali Łódź niektórzy aktorzy z Warszawy, czy stolica kreatywności, jak mówią ludzie od promocji z Urzędu Miasta? Każdy utwór to inna opowieść, niczym fotografia sprzed lat, oglądana w fotoplastikonie łódzkich dziejów. Z piosenek wyłania się obraz przedwojennego molocha, miasta kominów, pałaców i famuł z zapomnianymi ulicami Rybną, Krótką, Piwną czy Mokrą. Proletariacka enklawa, w której niezadowolone masy robotników wyszły na ulicę w proteście przeciwko wyzyskowi.
Z łódzkich piosenek zespołu Zgiełk można wiele dowiedzieć się
o mieszkańcach miasta, ich miłościach, dramatach, tajemnicach
skrywanych w szemranych zaułkach i starych bramach. Poznajemy
historię Antka z Bałut – lokalnego zawadiaki i łotrzyka, który „ze
szpiclami miał na bakier”, ale podczas II wojny światowej „z
pistoletem maszynowym pierwszy ruszał w tan”, a później jako
starszy, siwy pan cieszył się ogólnym poważaniem. Muzycy wygrzebali
też opowieść o słynnej przedwojennej zbrodniarce Zaidlowej, która
zabiła własną córkę i ukryła jej zwłoki, pozorując porwanie.
Historię sprzed dziesięcioleci każdy odczyta jako wyraźną aluzję do
współczesnej sprawy, która wstrząsnęła opinią publiczną, bo we
wstępie do utworu słyszymy nagrania z sali sądowej procesu
Katarzyny W.
Grupa gra razem od 2002 roku, z przerwami i roszadami w
składzie. Zaczynali od prób w Miejskim Ośrodku Kultury w
Pabianicach. Ćwiczyli też w starych fabrykach w Łodzi, a od lat
spotykają się w rodzinnym domu Sebastiana. W 2011 roku wydali
debiutancki album „Płomień”, nad którego brzmieniem czuwał Robert
Hajduk z pabianickiego Proletaryatu. Punktem zwrotnym dla zespołu
był 2012 rok, kiedy do trzyosobowej wtedy grupy dołączył Jędrzej
Olżewski ze swoimi skrzypcami elektrycznymi. To był początek nowego
brzmienia.
Nie ukrywają, że druga płyta rodziła się w bólach. – Z
wyjątkiem Marcina wszyscy pracujemy w jednej firmie, mamy podobne
obowiązki, więc nie było łatwo wygospodarować czas na próby i
nagrania – wspomina Jarek. Trafili do studia Radia Łódź i tam
udało im się zamienić koncertowe kawałki w spójną studyjną całość.
– Dobrym duchem płyty był realizator Kamil Bobrukiewicz z Radia
Łódź. Czuwał nad wszystkim i zachowywał się jak prawdziwy mediator.
Dzięki niemu sami potrafiliśmy znaleźć najlepszą wersję utworu.
Wiele się od niego nauczyliśmy – przyznaje Jędrzej.
Za nimi występ promujący płytę w Klubie Muzycznym New York (29
kwietnia). Koncerty to ich żywioł. Świetnie się czują na scenie i
potrafią porwać publiczność. Lubią kameralne sale, ale nie stronią
też od występów plenerowych. Właściwie grali już we wszystkich
łódzkich klubach, dobrze wspominają koncerty z zespołem Ovo w
Sieradzu. Występowali też przed Comą, Normalsami – Jesteśmy
zespołem koncertowym, uwielbiamy kontakt z publicznością, dajemy im
swoją energię i sami też ładujemy akumulatory. Scena to doskonały
sposób na odreagowanie emocji – zaznacza Jarek. Planują trasę
koncertową na jesień, na pewno usłyszymy ich podczas Mixera
Regionalnego. – Gramy od wielu lat i nie zamierzamy przestać. W
końcu możemy z wolną głową zająć się nowymi rzeczami – zgodnie
przyznają „Zgiełki”.