W Galerii Szklarnia obejrzeć można coraz lepsze wystawy. Nie-Lot Grzegorza Przyborka to wizualny esej na temat wielkości i niemocy człowieka, na temat rozdźwięku między marzeniami i rzeczywistością.
W Galerii Szklarnia obejrzeć można coraz lepsze wystawy.
Nie-Lot Grzegorza Przyborka to wizualny
esej na temat wielkości i niemocy człowieka, na temat rozdźwięku
między marzeniami a rzeczywistością.
Lotny umysł jest błyskotliwy, twórczy, w ciągłym ruchu myśli.
Latanie jest nie tylko przedmiotem, ale i symbolem marzenia, dla
artysty - symbolem natchnienia. Z drugiej strony analitycznie
podejście realisty nakazuje twardo stąpać po ziemi. Jak to
pogodzić? Z głową w chmurach twardo stąpać po ziemi? A może z
chirurgiczną precyzją przyjrzeć się własnym pragnieniom, pokazać
swój (nasz) nie-lot ponad poziomy.
Oglądanie wystawy rozpoczynamy od serii ołówkowych szkiców.
Widzimy jakieś skrzydła, machiny z powiązanych ze sobą patyków,
delikatny pastisz rysunków Leonarda. Dalej widzimy już gotowe
urządzenie - skrzyżowanie bionicznego egzoszkieletu z wyciągniętą z
muzeum zbroją polskiego husarza. W folderze wydanym z okazji
wystawy autor pisze: Od dawna miałem w planie zbudowanie
mechanizmu do latania. Testowałem różne rozwiązania, najlepszy
okazał się napęd z miotły wiedźmy. Urządzenie nazwałem
Nie-Lot. Najlepszy, a jednak - sądząc z nazwy - nie do końca
skuteczny. Nazywać swoją machinę nie-lotem to jakby z góry
wieszczyć klęskę projektu. A może nie-lotami jesteśmy my sami? Od
wieków marzący o lataniu ludzie? W kolejnej gablotce widzimy
drewniany model archaicznego samolotu, czyli realizację mitycznego
marzenia. Niektórym może się udać, ale przecież nikt nie nazwie
linii lotniczych deDal?
Znający fotograficzną twórczość Grzegorza Przyborka mogliby
się spodziewać, że przygotowana w pracowni rzeźba-machina zostanie
użyta do zrobienia inscenizowanych fotografii. Fotografie, owszem,
na wystawie są, ale oprócz patyków i strzałek przedstawiają ludzkie
stopy, nogi, dłonie. Cztery zdjęcia w formacie wydłużonego
prostokąta, oprawione w eleganckie, białe ramy, zawisły parami
naprzeciw siebie. Z jednej strony naśladująca gest Adama z fresku
Michała Anioła dłoń, którą Przyborek podpiera jakąś drewnianą
podpórką zaczerpniętą od Salvadora Dali - jakby człowiekowi
zmęczyła się ręka wyciągnięta w kierunku Stworzyciela. Z drugiej
strony dwa zdjęcia z próby startu do podniebnego lotu. Na pierwszym
widzimy nogi kogoś, kto przygotowuje się do startu - za chwilę
wbiegnie na pas startowy przygotowanej skoczni, by odbić się z
progu i polecieć. Na drugim zdjęciu nogi opuściły już kadr, w lewym
górnym rogu pozostały jeszcze stopy. To zapis chwili tryumfu czy
aluzja do Breuglowskiego Ikara?
Pomiędzy tymi czterema pracami stoi stół z archeologią
zastruganych patyków - zobrazowanie procesu inscenizacji. Na
ścianie za szczytem stołu wisi jeszcze jedno zdjęcie, tym razem w
układzie pionowym. Na dole widzimy patyki i kamienie w dużym
zbliżeniu, przesuwając wzrok ku górze zdjęcia, dostrzeżemy widziane
w coraz szerszej perspektywie pole. Górna część zmontowanego z
kilku kadrów o różnych perspektywach zdjęcia to krajobraz majaczący
w oddali. Wrażenie jest takie, jakby w trakcie robienia zdjęcia
doszło do "ruchu kamery" - od spojrzenia z góry do szerokiej
perspektywy patrzenia na wprost. A przy dolnej krawędzi stopy
pokazujące skalę, ale jednocześnie zakłócające proporcje. Pomysł
przypomina fotograficzne kompozycje Aleksandry Mańczak (żony
artysty).
Ten opisany dość szczegółowo zestaw prac układa się w spójną
całość. Myśl autora - o ile dobrze ją odczytuję - dotyczy
reinterpretacji jednego z mitów naszej kultury, mitu próbującego
wznieść się w przestworze człowieka, który staje naprzeciw natury
ze swoimi śmiesznymi ambicjami i machinami. Parafrazując Pascala:
człowiek to myśląca o lataniu trzcina, którą na ziemię strąci byle
wiatr, krople deszczu, mgła. Ale wielkość człowieka na tym właśnie
polega, że widząc swą słabość - wciąż próbuje. Cała jego wielkość w
myśli - nie tylko tej pozwalającej budować latające machiny i
malować wiekopomne obrazy, ale też w tej uświadamiającej mu jego
własną słabość, surrealizm podskoków i machania skradzionymi ptakom
skrzydłami. Wszechświat jest, czym jest, i w dodatku nic o tym nie
wie.
Piotr Grobliński
Grzegorz Przyborek
Absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych im.
Władysława Strzemińskiego w Łodzi. Dyplom na Wydziale Grafiki w
1974 roku. Od 1976 roku jest pracownikiem naukowo-dydaktycznym w
Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi oraz w PWSFTViT w Łodzi. Ponadto
pisze teksty o fotografii. Ma w swoim dorobku dydaktycznym wielu
wychowanków aktywnie działających w sztuce. Twórczość w zakresie
fotografii, mediów elektronicznych, obiektu, instalacji, rysunku,
grafiki, rzeźby oraz pogranicza innych dyscyplin sztuki. Brał
udział w wielu wystawach w Polsce oraz za granicą.
Wystawa czynna do 31 sierpnia 2016.
Galeria Szklarnia Szkoły Filmowej
Kategoria
SztukaAdres
Centrum Dydaktyki Nowych Mediów PWSFTViT w Łodzi parter ul. Targowa 61/63Kontakt
tel. 42 275 58 00czynna: poniedziałek-piątek 10-18