Niespodziewanie Miarka za miarkę stała się ostatnio najczęściej wystawianą na polskich scenach sztuką Szekspira. Temat władzy, prawa i sprawiedliwej kary jakoś nagle wszystkich interesuje. Paweł Szkotak swój spektakl chciał zrobić klasycznie, ale też oryginalnie.
Niespodziewanie Miarka za miarkę
stała się ostatnio najczęściej wystawianą na polskich scenach
sztuką Szekspira. Temat władzy, prawa i sprawiedliwej kary jakoś
nagle wszystkich interesuje. Paweł Szkotak swój
spektakl chciał zrobić klasycznie, ale też oryginalnie. Akcję
przeniósł do więzienia, zamykając aktorów w stalowej klatce.
Widzenie z publicznością trwa dwie i pół godziny, z przerwą
zarządzoną przez strażnika.
Na początku wszystko wygląda zgodnie z naszymi wyobrażeniami o
więziennej celi: apel, osadzeni na gwizdek coś tam skandują,
nadzorca wydaje polecenia, reszta dnia to pompki, bokserski
trening, gnojenie słabszych i wspominanie wolności. Język Szekspira
jest tu może małym zakłóceniem porządku (reżyser nie dopisywał
żadnych kwestii do oryginalnego tekstu), ale można się
przyzwyczaić. Postaci szekspirowskie da się dopasować do więziennej
hierarchii - Książę to dyrektor więzienia, Angelo, Escalus,
Claudio, Lucio (u Szekspira poddani Księcia) to mogą być
więźniowie, nawet Izabela da się pojąć jako młody więzień o
kobiecych rysach (zwłaszcza że reżyser respektuje konwencję
elżbietańską - grają jedynie mężczyźni). Ale historia oddania na
próbę władzy namiestnikowi nie może się wydarzyć w tym planie, to
nie będzie tylko reportaż zza krat. Książę-dyrektor nosi biały
fartuch, jest psychologiem eksperymentującym z resocjalizacją
poprzez sztukę. Przed wyjazdem rozdaje więźniom rekwizyty, które
wyznaczą ich role w spektaklu. Przestępcy zagrają Szekspira, by
zrozumieć, czym jest władza, sprawiedliwość i wybaczenie.
Mamy więc klasyczny szekspirowski motyw teatru w teatrze, mamy
też piętrową scenę, która odtwarza hierarchię zarówno więzienia,
jak i szkatułkowej opowieści - w gabinecie na górze reżyseruje się
historię i pociąga za sznurki. Ciekawa koncepcja, choć zmuszająca
do pewnych niekonsekwencji. Na przykład postać Księcia i postać
Mnicha musi grać ta sama osoba (Książę przebiera się za księdza, by
obserwować rządy swojego namiestnika), ale czy znaczy to, że
więzienny psycholog udaje kapelana? A może gra w sztuce razem
z więźniami? Nie możemy być zbyt drobiazgowi w przekładaniu tej
dwustopniowej metafory na konkrety, bo cały sens przesłonią nam
niekończące się pytania w stylu: Czy jeśli Dania jest więzieniem,
to premier Danii jest strażnikiem? Kim jest wobec tego duński
prokurator?
Błagam, prościej pisz tę recenzję, bo staje się nudna
(głos czytelnika z offu).
O czym to w końcu jest? Może o tym, że ewangeliczna formuła
taką miarą, jaką wy mierzycie, i wam odmierzą to jednak
nie to samo co oko za oko, ząb za ząb. Tak właśnie myśli
Angelo: skoro Claudio uwiódł Julię, niech jego siostra zapłaci
ciałem za jego uwolnienie. Jest surowy i bezwzględny w egzekwowaniu
litery prawa, a przecież jest tylko namiestnikiem - sprawuje swe
sądy w zastępstwie. Rzuca kamieniem, choć nie jest bez winy. Władza
nie tyle go zdemoralizowała, co dała okazję do pokazania, że nie
umie przebaczać. Mądry Książę uczy go tego metodą praktyczną. Czy
mądrzy więzienni psychologowie potrafią to wytłumaczyć osadzonym?
Szkotak wydaje się wierzyć, że taki eksperyment przyniósłby
pozytywne skutki. W końcowej scenie więźniowie przestają grać,
wracają do normalnej rzeczywistości zakładu. Ale są już
przemienieni - zamiast boksu wolą piłkę nożną, zamiast wymuszanej
siłą hierarchii współpracę i przybijanie piątek. Odkrywają też w
sobie kobiecą delikatność i potrafią się porozumieć z bliskimi na
wolności. Sztuka na chwilę uniosła kraty (ta trochę zbyt dosłowna
metafora pojawia się w spektaklu), teraz łatwiej znosić karę.
Jest się nad czym zastanawiać.To wielka zasługa twórców
spektaklu, których pomysły sztukę Szekspira ożywiły, wpisały w nowy
kontekst. Mam tu na myśli zarówno reżysera, jak i autorkę
scenografii (Agata Skwarczyńska) i kompozytora (Krzysztof Nowikow),
który napisał muzykę do kilku sonetów Szekspira. Wokalne
przerywniki wnoszą do spektaklu emocje, dzięki czemu miłość
przestaje być prawniczym przypadkiem do osądzenia, a staje się
prawdziwą namiętnością. Gdy Jakub Firewicz głosem heavymetalowego
wokalisty śpiewa Jesteś więc dla mych myśli, czym dla życia -
jadło / Albo czym deszcz wiosenny jest dla czarnoziemu, ciarki
przechodzą po plecach nie tylko Izabellę. Wspaniałą kreację
stworzył też Piotr Łukaszczyk - jego Lucio to trochę bezczelny
wesołek o niewyparzonym języku, a jednocześnie więzień szczególnie
niebezpieczny (czerwony strój), trochę błazen, a trochę buntownik
przeciw władzy. Obaj panowie wykazali się świetną kondycją,
wykonując ćwiczenia fizyczne, a jednocześnie bez zadyszki podając i
interpretując tekst.
Chciałoby się napisać, że reżyser stworzył uniwersalną
teatralną przypowieść, unikając prostych aluzji do współczesności.
A jednak nie: sztubacki żart z napisaniem na tacy słów Angelo
dupa przystoi Luciowi, ale czy przystoi twórcom
przedstawienia? Na kanwie nazwiska reżysera też można by jakiś
dowcip wymyślić, ale szkoda k. czasu. Na Szekspira czasu nie
szkoda.
Teatr Powszechny, Mała Scena, premiera 16 kwietnia
2016