Dawno temu było w Łodzi 35 kin. Zarządzała nimi firma państwowa. Jednak wraz ze zmianą ustroju przyszły nowe porządki. Firma nie chciała już prowadzić kin – części się pozbyła, resztę wydzierżawiła i stała się wydmuszką.
Dawno, dawno temu było w Łodzi 35 kin (1970 r.). Zarządzała
nimi, jak wszystkim w owych czasach, firma państwowa. Jednak wraz
ze zmianą ustroju przyszły nowe porządki. Można było oglądać nowe
filmy, ale firma nie chciała już prowadzić kin – części się
pozbyła, resztę wydzierżawiła i w ciągu kilku lat stała się
wydmuszką.
W zamierzchłych latach 90. był też młody dziennikarz, który w
lokalnej gazecie próbował pisać, że nie wszystko w sprawie łódzkich
kin dzieje się uczciwie i wyłącznie według reguł uznanego za fetysz
wolnego rynku. Artykuł o tym, co stało się z kinami w Łodzi po
pięciu latach wolności, został wstrzymany przez redaktora
naczelnego bez czytania i spoczął na dnie szuflady. Z nowym wiekiem
nadeszła era multipleksów, które doprowadziły do upadku wszystkie
działające jeszcze kina tradycyjne, a ostatnie z tych, które
istniały w pierwszej połowie lat 90. – słynny Bałtyk – pogrzebano
przed kilkoma miesiącami.
Jakie to ma dzisiaj znaczenie? Niezależnie od tego, jak
przebiegałaby prywatyzacja kin, multipleksy przeorałyby ten rynek.
Czy sytuacja mogłaby wyglądać inaczej? Nie wiemy. Pamiętajmy, że to
w tamtych pionierskich czasach rodziła się potęga spółki Helios –
obecnie największej w Polsce, notowanej na giełdzie sieci kin. Nie
to jednak przekonało byłego już młodego dziennikarza, by po
dwudziestu latach wrócić do sprawy. Filmoznawcy z Uniwersytetu
Łódzkiego opublikowali książkę „Kultura filmowa współczesnej Łodzi”
(ukazała się nakładem wydawnictwa Szkoły Filmowej w Łodzi). Jeden z
artykułów tej cennej pracy zbiorowej, napisany przez Pawła
Rutkiewicza, nosi tytuł: „Kina w Łodzi w latach 1990-2012. Od
centralizacji do specyfikacji rynkowej”. Tekst, opisując m.in.
historię prywatyzacji łódzkich kin, przedstawia nieprawdziwy obraz
tego procesu. Jeśli ta naukowa publikacja ma być w przyszłości
źródłem wiedzy dla badaczy, nie może pozostać bez odpowiedzi i
sprostowania.
Skupmy się na historii nieistniejącej już dziś państwowej
firmy. Niech fakty zawarte w umowach, wykazach, korespondencji i
protokołach pokontrolnych będą potwierdzeniem tego, co zostało
napisane 20 lat temu i co rozwijam teraz. Zatem będzie to opowieść
o działalności Samorządowej Instytucji Filmowej „Helios-Film” (to
ostatnia z wielu jej nazw w ciągu ponad 50 lat funkcjonowania).
Historia o tym, jak państwowa firma zarządzająca kinami stała się
wydmuszką.
Śladów po SIF „Helios-Film” można dziś szukać w Archiwum
Zakładowym Urzędu Marszałkowskiego. Jak zapewniali pomocni
pracownicy archiwum, nikt spoza urzędu nie korzystał dotąd z jego
zasobów. Wiedziałem, że w tej spuściźnie panuje spory bałagan –
wiele dokumentów zniszczono, a inne – choć powinny – nigdy nie
powstały. Znalazłem jednak wszystko, czego było mi trzeba.
Kreatywni i przedsiębiorczy
W nowej rzeczywistości ustrojowej po 1989 roku (wolny rynek,
brak cenzury) kino mogło wreszcie stać się w Polsce dochodowym
biznesem. Ten, kto miał kasowe filmy, rządził. Państwowe
zbiurokratyzowane i mało wydolne rozpowszechnianie szybko przegrało
z dystrybutorami prywatnymi zasilanymi przez kapitał zagraniczny
(głównie amerykański). No, ale filmy trzeba było gdzieś pokazywać,
więc ten, kto miał kina, też trochę rządził. Zwłaszcza jeśli były
to kina dobrze wyposażone i w dobrym punkcie.
Czas zatem na firmę „Helios-Film” występującą w tamtym czasie
pod nazwą Instytucja Filmowa Dystrybucji Filmów Helios. Utworzona
została w 1990 roku jako następczyni podobnych instytucji
zarządzających kinami i dystrybuujących filmy w PRL od 1950 roku.
Podlegała Komitetowi Kinematografii i była przezeń dotowana. Mylące
zatem jest nazywanie jej „gminną” albo „miejską”, jak czyni to w
swoim tekście Rutkiewicz. Zresztą panuje u niego w tej kwestii
spory bałagan. Helios nie musiał „otrzymywać kin w zarząd” (bo już
wcześniej się nimi zajmował), ani tym bardziej „na własność”, bo
kina były „państwowe”, czyli w użytkowaniu wieczystym skarbu
państwa. Spora część miała nieuregulowaną sytuację własnościową. Po
1990 roku niektóre sprzedano. Pozostałe wydzierżawiono. Tylko w
części z nich nadal wyświetlano filmy.
Helios – nazwijmy go – „państwowy” na początku 1992 roku
„posiadał” 38 kin w pięciu województwach. To spory potencjał.
Dlatego kreatywni i przedsiębiorczy pracownicy chcieli najpierw
sprywatyzować całą firmę. Zachował się niedatowany „Zarys programu
prywatyzacji IFDF Helios w Łodzi” przygotowany przez miejscową
firmę konsultingową oraz zapytanie przewodniczącego Komitetu
Kinematografii w sprawie prywatyzacji instytucji filmowych
skierowane w maju 1992 roku do ministra przekształceń
własnościowych (brakowało odpowiednich przepisów). Widać
prywatyzacja nie była na razie możliwa, bo w grudniu 1992 roku
powstała spółka pracownicza Centrum Filmowe Helios 2000 – nazwijmy
ją Heliosem „prywatnym”. Zbieżność nazw nie jest przypadkowa.
Jeszcze w grudniu spółka wystąpiła o wydzierżawienie jej dwóch kin
– Bałtyku i Capitolu (wcześniej Włókniarz). Miała tam wyświetlać
filmy, ale również sprzedawać kasety wideo i prowadzić wynajem
kopii filmowych na terenie Polski centralnej oraz prowadzić obrót
kopiami należącymi do Heliosa „państwowego”. Dziś bez przetargu by
się nie obyło, mówimy jednak o czasach pionierskich. Rutkiewicz w
swoim tekście nie zwraca uwagi na to, że firma pozbyła się
najlepszych (czytaj: najbardziej rentownych) kin w mieście.
Sale do odstrzału
Umowę zawarto na 11 lat, a czynsz dzierżawny ustalono na 30
mln zł za Bałtyk i 15 mln zł za Capitol, czyli odpowiednio 3 tys. i
1,5 tys. nowych złotych miesięcznie. Kwoty te zawierały stałe
koszty (amortyzację, wieczyste użytkowanie, podatek od
nieruchomości, wodę i ścieki) oraz liczony od nich 20-procentowy
zysk Heliosa „państwowego”. Założono też wzrost opłat związany z
inflacją. Co te liczby nam mówią? Uwzględniając to, że kino musi
zyskami dzielić się z dystrybutorem pół na pół, oraz przyjmując
cenę biletu na poziomie 8 zł, łatwo wyliczyć, że Bałtyk z widownią
na 800 miejsc na swój miesięczny czynsz był w stanie zarobić jednym
seansem, na który sprzedano 750 biletów. A był tzw. kinem
premierowym i szczycił się bardzo dobrymi wynikami. W następnych
latach wysokość opłat wzrastała. W aneksie z maja 1996, który
przedłużał umowę do końca 2020 roku, czynsz wynosił 9200 zł plus
VAT (co daje już ponad dwa tysiące dwieście biletów po 10 zł - trzy
seanse).
Kolejne umowy podpisywano już na trzy kina, bo w połowie 1993
roku Helios „państwowy” wydzierżawił Heliosowi „prywatnemu” Iwanowo
(przemianowane na Adrię). W 1997 do spółki prywatnej trafiła także
remontowana latami za ogromne pieniądze Polonia. Prawidłowość była
taka, że najpierw Helios „państwowy” pakował publiczne pieniądze w
wybrane kina, podnosząc ich standard, a potem wydzierżawiał
Heliosowi „prywatnemu”, ustalając czynsz na niskim poziomie, biorąc
pod uwagę możliwości komercyjne tych kin. W 1992 roku na remont
Bałtyku i Capitolu przeznaczono 1 119 mln zł (111 900 nowych zł), a
w 1993, czyli już po wydzierżawieniu – 137,3 mln zł (13 730 nowych
zł), pochodzących głównie z dotacji Komitetu Kinematografii.
Zadania Heliosa „państwowego” ustawa o kinematografii
określała jako upowszechnianie kultury filmowej, rozpowszechnianie,
opracowywanie i produkcję filmów. Od 1993 roku instytucja ta nie
prowadziła dystrybucji ani działalności kinowej w żadnym swoim
obiekcie. Ograniczała się jedynie do pobierania czynszów z
wydzierżawionych kin. Jednak żaden dzierżawca nie miał tak
korzystnych warunków jak Helios „prywatny”. Sytuacja kin w całej
Polsce na początku lat 90. była trudna. Brakowało filmów (rynek
prywatnej dystrybucji dopiero się kształtował). Wobec
upowszechnienia się wideo i powstawania nowych kanałów TV wiadomo
było, że wszystkie działające sale nie przetrwają.
Ówcześni architekci rynku kinowego w Łodzi uznali, że trzeba
ocalić najlepsze (pod względem komercyjnym) obiekty, a resztę
potraktować jak konkurencję i doprowadzić do upadku. Dlatego
wszystkie inne umowy dzierżawne zawierane były na rok lub dwa, a
najczęściej na czas nieokreślony z trzymiesięcznym okresem
wypowiedzenia. Nie było też słowa o zwrocie poniesionych przez
dzierżawcę nakładów np. na remonty kina, gdyby umowa została
wypowiedziana. Dzierżawca kina Kaprys w Konstantynowie Łódzkim
dopiero po wygraniu procesu z Heliosem „państwowym” w 1994 roku
odzyskał zainwestowane pieniądze.
Prowadzący kino Młoda Gwardia wspominali w 1994: – Mieliśmy
pieniądze, mogliśmy inwestować, ale baliśmy się, bo umowa niczego
nam nie gwarantowała. Mimo to naprawiliśmy dach, wymalowaliśmy
wnętrze, wymieniliśmy fotele, zrobiliśmy bufet. W tym czasie
wyremontowano Bałtyk i Capitol, a my bezskutecznie prowadziliśmy z
dyrekcją Heliosa rozmowy o ulgach na inwestycje.
Kiniarze II kategorii
Drugim istotnym czynnikiem regulacji rynku był dostęp do
filmów. Kto miał premierowy (kasowy) repertuar, ten żył. Przed 1993
rokiem do kin kierował je jeszcze Helios „państwowy” według
hierarchii – najpierw kina premierowe, w dalszej kolejności I i II
kategorii. Później prowadzący kina musieli negocjować bezpośrednio
z dystrybutorami poszczególnych tytułów. Mając najlepsze kina w
mieście, monopol w tych rozmowach uzyskał Helios
„prywatny”.
Kierowniczka Iwanowa również spróbowała pójść na swoje.
Wydzierżawiła kino, ale została odcięta od filmów premierowych. –
Kierownik Bałtyku twierdził, że dystrybutorzy nie są zainteresowani
puszczaniem filmów w Iwanowie – wspominała w połowie lat 90. –
Wobec tego chciałam brać jako pierwsza po Bałtyku. Wszystkie kina
dostawały, tylko nie ja. Prosiłam o niższy czynsz – kazano mi
płacić więcej. Po wakacjach 1992 roku, kiedy w kinie było pusto,
powstały zaległości w opłatach czynszu za trzy miesiące. We
wrześniu wchodziły atrakcyjne tytuły. Gdybym dostała któryś z nich,
spłaciłabym wszystkie długi. Kino straciłam w styczniu.
W maju 1993 roku Iwanowo należało już do Heliosa „prywatnego”
i nazywało się Adria. To, że wszystkie tytuły „zgrywano” najpierw w
Bałtyku, potwierdzali kiniarze z Młodej Gwardii: – Nie dostawaliśmy
najnowszych filmów, więc proponowaliśmy klasykę, kino lektur
szkolnych. Najtrudniej było w wakacje. Prosiliśmy o zwłokę w
spłacie czynszu. Nie było o tym mowy. Kolejne podwyżki
argumentowano tym, że… podnieśliśmy standard kina. Wprowadziliśmy
popcorn – kolejny powód wzrostu opłat. Czuliśmy się dyskryminowani.
Budynek niszczał. Doraźne remonty zjadały zyski. Uznaliśmy, że to
nie ma sensu...
Bogdan Sobieszek
Zdjęcia archiwalne pochodzą ze zbiorów Archiwum
Państwowego w Łodzi, zespół Samorządowa Instytucja Filmowa
„Helios-Film” w Łodzi 1945-2003, sygn. 192, fot. 18, 22,
24
Ciąg dalszy w następnym numerze „Kalejdoskopu”.