Z okazji 30-lecia twórczości poetyckiej Marka Czuku poprosiliśmy tego łódzkiego poetę o wybór 30 liter z polskiego alfabetu i opisanie za ich pomocą swojego (nie tylko) poetyckiego świata. Ponieważ Marek jest perfekcjonistą, zagospodarował wszystkie 32 litery. Prezentujemy jedyny w swoim rodzaju Alfabet Marka Czuku. Od Albanii po żart.
Alfabet Marka Czuku
A
Albania – ojczyzna mojego ojca, ale nie moja.
Mój jest ten kawałek podłogi, moje są te unoszące się nad wierszami
opary alkoholi, te utykające albatrosy. Gdy to piszę, słucham płyty
Abbey Road, ale za szybko się kończy.
Ą
Ącki Ędward – postać, o której dowiedziałem się przed chwilą,
na użytek tego tekstu. Wiem, jestem trochę oderwany. Kiedyś
zerwałem się z łańcucha.
B
Biegam, bo lubię, bo wtedy świat się śmieje, zieleń
zielenieje, piękne kobiety jeszcze bardziej pięknieją, rozum staje
się bardziej rozumny, serce bardziej serdeczne, a dusza leci prosto
do nieba.
C
Cycata celebrytka cząstkuje czosnek i cebulę, która staniała
jak odwaga. „Ona nie ma wnętrzności”, ma za to „idiotyzm
doskonałości”. Jaka to melodia? Proszę: tylko poważne propozycje.
Ć
Ćmy, motyle, wróble, wędrujące dusze. Czterdzieści i cztery
wiersze. Księga.
D
Dodoni – grecki, bodajże, sok pomarańczowy w puszce, marzenie
człowieka peerelu. Gdy w 1974 po raz pierwszy usłyszałem u kumpla z
Warszawy Dark Side of the Moon, którą to płytę przywiózł mu ze
Stanów ojciec, zaczęła się w moim życiu nowa era. Teraz to wszystko
jest na YT. Oprócz, oczywiście, soku. O, bogowie!
Dziennik – nie mylić z nocnikiem.
E
Eliksir młodości – patrz: młodość.
Europa – stan ducha, ale nie stany zjednoczone.
Ę
Ę – tomik Krzyśka Kleszcza, której to książki nie miałem
jeszcze okazji przeczytać. Mam za to Przecieki z góry. Tam
spostrzegawczy i czuły poeta najwyraźniej bawi się i cieszy
odkrywaniem metamorfoz, jakim podlega różnorodna i migotliwa
rzeczywistość, za którymi podąża giętki i eklektyczny język.
Zresztą w Łodzi i okolicach jest urodzaj na świetnych poetów – mamy
teraz kłopot bogactwa i za to nas wszędzie chwalą. Ha!
F
Facebook – twarz Boga; maska, za którą nie ma niczego (pisz:
Nietzschego). Nic się nie bój, to tylko ból, bul, bul... Akwarium,
a w nim upadłe jamochłony. Chłoną horror vacui.
G
Gałczyński to najpierw była dla mnie jedynie Zielona Gęś. Do
Notatek z nieudanych rekolekcji paryskich dojrzałem później.
Skumbrie w tomacie, tyle w temacie. Kurtyna (opada z jękiem).
H
Historia zmiotła Hitlera ze sceny, bo nie miał hamulców.
Dzieje są pełne takich psychopatycznych osobników. Może po prostu
tacy jesteśmy?
I
Igła w stogu siana, sopel zwisający z okapu. Iluzja wiersza,
impresja myśli. Ty. I ja.
J
Jak? Zaimek, bez którego nie byłoby wątpliwości. „Jak Kuba
Bogu, tak Bóg Kubie”. „Jaka praca, taka płaca”. Eech! Przecież już
pisałem, że „moje zwątpienia pełne są wiary”.
K
Kobieta jest jak kamień filozoficzny, bo uszlachetnia
mężczyznę, którego spotka. Chyba że wcześniej go spali. O,
kuchnia!
Kajak – lubię go, bo jest całkiem taki sam w obie strony.
L
W lśniącym, leśmianowskim lesie liczba przemienia się w
literę, pulsująco i vice versa. 32 litery jak 32 zęby („żebym ja ci
zębów nie policzyła”). Cztery razy osiem, dwa razy szesnaście. Nie
myl literówki z litrówką, a tym bardziej z tirówką. Tymczasem Lenin
nadal wiecznie żywy. Liczy liście, leczy libido. Liże leczo. Leży i
lży.
Ł
To musi być Łódź, ziemia obiecana albo złe miasto. Tu się
urodziłem jako pierwsze pokolenie. Trudne miasto. Moje i moich
dzieci.
M
Metamorfozy – dokonują się nieustannie, nieplanowane jak
dziecko we mgle.
Miłość – to nie matematyka, to metafora.
Młodość – patrz: eliksir młodości.
N
Nowy człowiek – wynalazł gilotynę i penicylinę; bolszewik i
surrealista; dziecko epoki, której nie było; nocny motyl, nocny
kowboj. Nocnik – nie mylić z dziennikiem.
Ń
Mogę nawet napisać: ńebo, ńiby-poeta, ńic. I co mi możecie
zrobić?
O
Okrągłe jak piłka, w którą lubią grać politycy. Oko Boga,
oczywiste jak omega, nietrwałe jak nasza kochana kula ziemska.
Opony mózgu.
Ó
Ten i tamten, a zwłaszcza ów. Ósmy cud świata. Na obraz i
podobieństwo. Na swoją miarę.
P
Polska – ojczyzna mojej matki i moja. A to Asklop właśnie.
Kraj morza i wódki, a może i piwa („nie dowieźli, nie dowieźli”).
Marsz, marsz Polonia, bohaterów patria!
R
Rower – popularny pojazd, którym wjeżdża się do literatury.
Współczesny rydwan, taki inny rodzaj rykszy. Na ogół się nie
rymuje. Rock’n’roll – ruch, rozrywka, rewolucja. Muzyka sfer, The
Beatles. Pochłania wszystko. Jak rozum.
S
Samogłoski są niezwykle ważne, podniosłe i subtelne. Same
pchają się na język, wypełniają wiersz. Kolorowe jak sen
schizofrenika i somnambulika. Są jak synkretyzm i synteza sztuk.
Szaleństwo smaków.
Szwejk – super gość w domu wariatów. Gdyby go nie było,
należałoby go wymyślić.
Ś
Śmiecińscy – strona, którą polubiłem, aby się przypodobać.
Potem żona się ze mnie śmiała. Odlubiłem.
Śmierć – stan ducha, bez którego nie byłoby większości
wierszy.
T
Telewizja – totalna telepatia. Na ogół nie oglądam (się za
siebie), nie patrzę (w oczy). Przecież jest jeszcze internet i
lustro.
U
Nasze literackie uniwersytety: praca, lektura, Boża iskra.
Dotkliwy ciężar nieobecności. Ora et labora. Usque ad necem. Usque
ad nauseam.
W
Świat należy do wariatów – powiedział wesoły sanitariusz i
oddał ducha łowcom skór.
Wino – szlachetny trunek w szklanej flaszce, po którym na ogół
się nie hamletyzuje. Taka lepsza woda niemoralna.
Y
Dobry wiersz jest jak yeti albo elektron, każdy o nim kiedyś
czytał, ale nikt nie wie, jak to naprawdę z nim jest. Chyba że się
jest absolwentem Uniwersytetu Yale, którego motto to Światłość i
Prawda.
Z
W zoo Noe i Adam łapią zaskrońce. Karmią zmysły. Potem
odsypiają to i idą do ziemi. Przechodniu, zmów paciorek!
Ź
Źdźbła trawy – jedyny tom poetycki syna cieśli, Walta
Whitmana, który do wszystkiego doszedł własną pracą. Pisał go i
poprawiał przez ponad trzydzieści lat. Ten nowatorski i afirmatywny
zbiór („mysz jest cudem”) dowodzi, że każdy poeta pisze całe życie
jedną książkę. To nasze źródło.
Ż
Żeby żaba nie żebrała, to by żwawe żuchwy miała. Lubię takie
żartobliwe tony i klimaty. Pozwalają cieszyć się życiem. Żyrują
jutro.