Uczucie (nie)możliwe | Kalejdoskop kulturalny regionu łódzkiego
Proszę określić gdzie leży problem:
Proszę wpisać wynik dodawania:
9 + 7 =
Link
Proszę wpisać wynik dodawania:
9 + 7 =

Uczucie (nie)możliwe

Już w piątek 27 października Teatr Nowy im. K. Dejmka w Łodzi zaprosi na drugą premierę tego sezonu. Będzie to „Ostatni tramwaj” Ludmiły Razumowskiej, kameralna opowieść o uczuciu (nie)możliwym. Zagrają Mirosława Olbińska i Sławomir Sulej, reżyseruje Katarzyna Deszcz, scenografię przygotował Andrzej Sadowski.
To prosta historia, ale gdy stoją za nią miłość i rozpacz, to przestaje być banalne. To historia, która mogła zdarzyć się wszędzie, oryginalnie dzieje się w Petersburgu, ale mogła też przydarzyć się w Łodzi. Osadziliśmy ją w konkretnych realiach, ale nie zależy mi, by opowiadać o Rosji, tylko o kondycji ludzkiej, która jest niezależna od szerokości geograficznej - przyznaje Katarzyna Deszcz, absolwentka Wydziału Prawa oraz Wydziału Reżyserii Dramatu PWST w Krakowie (w latach 1982-2003 prowadziła wraz z Andrzejem Sadowskim Teatr Mandala). - To pewna opowieść, powiedziałabym: teatr dziś niemodny, ale proszę tego nie mylić z teatrem „muzealnym”. W tym tekście najbardziej przemawia do mnie to, że bohaterom przydarza się szansa na ucieczkę od niedobrego życia, niekoniecznie przez nich zawinionego. W głębi duszy czują, że porzucenie tego życia jest niemożliwe. Ta potrzeba ucieczki w marzenia, oderwania od codziennego życia jest tak silna, że oni ignorują wszelkie niemożności, rzucają się w tę tęsknotę, marzenie, zupełnie utopijny pomysł. Choć czują, że nie mają szans. Ale czasem trzeba się czemuś oddać, nawet jeśli jest to inne od dotychczasowego życia.

Czym zatem dla Katarzyny Deszcz byłby teatr „muzealny”?

- Andrzej Sadowski powiedział kiedyś, że współczesne jest wszystko, co nadaje sens współczesności. Żyjemy w czasie zatarcia pojęć. Mówi się, że coś jest bardzo nowoczesne, a nie wiadomo co się pod tym kryje. Jeśli spektakl jest na tyle intrygujący, że widz w nim emocjonalnie uczestniczy, to dla mnie jest to absolutnie nowoczesne i współczesne - odpowiada pani reżyser. A jak autor scenografii widzi swoją pracę?

Najlepsza scenografia to ta, która odbywa się w głowie widza, gdy otrzymuje pewne tropy do jej interpretacji. Tak chcieliśmy budować tę przestrzeń. Kasia wspomniała o pewnych miejscowych tropach. Nie jest tajemnicą, że scenografii będzie towarzyszył pokaz mediów, fotografii, które pochodzą z moich wycieczek po mieście. W formie kontrastu wprowadzamy film, który nasi 60-latkowie doskonale pamiętają, fragment bajki „Wilk i zając”, bajki o wiecznej walce dobra i zła, sprytu i bezradności. Stawiamy na prostotę i służebność wobec rozwoju sceny. Najważniejszy jest aktor, który niesie cała przestrzeń duchową - mówi Andrzej Sadowski. 

Z kolei Katarzyna Deszcz przyznaje, że to szalenie aktorskie przedstawienie i warunkiem jego powstania jest obsada. - Ja sama tęsknię za takim aktorem, który potrafi w taki sposób kumulować swoje emocje i postaci, że dzięki wiarygodności przenoszą się one na widza. Mama taką teorię, że teatr nie dzieje się na scenie, ale między sceną a widownia. Jeśli aktor wzbudza emocje w widzu, to wydarza się teatr. A naszej obsady nie muszę chyba przedstawiać. 

Jak widzi w tej sytuacji rolę reżyser?

- Mam taką teorię, że dobre przedstawienie, zwłaszcza oparte na psychologii, to takie, gdy widz zapomina, że był w do niego zaangażowany reżyser. Chciałabym dojść do takiego momentu, by widz nie widział pomysłów reżyserskich, lecz by zabiegi inscenizacyjne stały się dla niego naturalne i konieczne. Reżyser niewidoczny. Robię wszystko, by na końcu mnie tu nie było - puentuje Katarzyna Deszcz.

Spektakl będzie miał premierą na Małej Scenie. 

Kategoria

Teatr