Zamieszczamy esej autorstwa Pawła Sokołowskiego, absolwenta filozofii UŁ, jednego z twórców festiwalu Musica Privata.
Pisząc nie dla siebie, lecz dla
kogoś, kto czegoś od nas żąda albo oczekuje, podejmuje się wielkie
ryzyko. Jest to zdrada samego siebie, a nawet więcej niż zdrada –
również oszustwo.
Witold Lutosławski
Idea muzyki prywatnej
Wielokroć opowiadano anegdotę, w której po raz pierwszy
pojawiła się myśl o muzyce prywatnej, lecz nie sądzę, by czymś
niestosownym było ponowne jej przywołanie. Co pewien czas podejmuję
z moim przyjacielem, Tomkiem Ananiczem, próby muzykowania. On wtedy
gra na perkusji, ja dmucham w saksofon. Nie odgrywamy żadnych
znanych melodii, dopuszczamy do głosu ciągłe poszukiwania
najtrafniejszego splotu dwóch swobodnych strumieni muzycznej
świadomości.
Wspomniana anegdota zaczyna się w trakcie jednej z takich
prób. Było wtedy trochę inaczej niż zwykle – towarzyszył nam
słuchacz, świętej pamięci dziadek Tomka, Mieczysław Kalinowski z
Kalisza. Nie skrywał entuzjazmu i radości z naszych starań –
uśmiechnięty, w przyciemnionych okularach kołysał się na stojąco,
ochoczo prawiąc komplementy. Później przy obiedzie ubolewał, że
jest już stary, przez co musiał skończyć z muzykowaniem. Mieczysław
niemal całe życie grał na harmonii, bywał wszędzie, gdzie ludziom
potrzebna była muzyka. Przy stole zaczął narzekać na zesztywniałe i
pocące się palce. Wyznał, że teraz może grać już tylko muzykę
prywatną. Nie pamiętam już, czy pociągnęliśmy go za słowo, czy sam
z siebie rozwinął ten temat. Mówił, że kiedyś siadał z harmonią na
tapczanie i grał sobie coś, co przychodziło mu do głowy. Nie była
to profesjonalna muzyka ani szlagiery. Żona krzyczała wtedy, żeby
przestał, bo nie nadaje się to ani do tańca, ani do niczego.
Mieczysław z dumą odpowiadał, żeby była cicho, bo to jest muzyka
prywatna.
Przytoczona anegdota stała się źródłem inspiracji dla
środowiska łódzkich improwizatorów muzycznych, skupionych wokół
kolektywu Dźwięk-bud, który zapoczątkowałem w 2011 roku ze Suavesem
Lewym podczas spontanicznych występów przy ulicy Piotrkowskiej.
Intuicja Mieczysława Kalinowskiego ujęta w trafnym określeniu stała
się kamieniem węgielnym organizowanego od czterech lat w Łodzi
festiwalu Musica Privata.
Muzyka podzieliła się na wiele gatunków i trudno nadążyć za
ich mnożącym się nazewnictwem. Określenie „muzyka prywatna” nie
jest nazwą nowego gatunku, jest czymś bardziej ogólnym. Muzyka jako
rodzaj jest czymś jednym – sztuką polegającą na układaniu dźwięków.
Abstrahując dalej, można powiedzieć, że cała twórczość artystyczna
jest czymś jednym, czymś, co można próbować badać i
charakteryzować. Twórczość artystyczna w swym właściwym znaczeniu
zaczyna się tam, gdzie kończy się odtwarzanie, bierne powielanie
cudzego stylu, a zaczyna się wysiłek zmierzający do wypracowania
(stworzenia) swoistego wyrazu estetycznego. Nie godzi się nazywać
„twórczym artystycznie” działań będących wyłącznie naśladownictwem,
odwzorowaniem gotowych dzieł, albo dostosowaniem tworu do
otaczającej mody, oczekiwań publiczności czy wymogów koniunktury
ekonomicznej. Nie chcę tym samym powiedzieć, że to, co twórcze,
zrywać musi koniecznie z tradycją – wtedy wszelkie spojrzenie na
zewnątrz i nauka od kogoś mogłyby tylko zepsuć rezultat. Takie
błędne nastawienie oznaczałoby odrzucenie wartości trwającego od
pokoleń rozwoju form sztuki. To, co rozumie się przez prywatność
sztuki, nie wiąże się w swej istocie z barbarzyństwem. Przecież
wielcy twórcy, których dziś uznaje się za klasyków, wnosili swój
prywatny wkład w świat sztuki, wychodząc od świadomości
wcześniejszych form.
Prywatności muzyki, czy sztuki w ogóle, nie należy utożsamiać
również z awangardowością, rozumianą jako odrzucenie
dotychczasowych stylów – nie polega ona na buncie czy nowatorstwie.
Wręcz przeciwnie, jest ona tym, co łączy różne epoki i twórców
operujących różnymi stylami. Można dodać, że wspólnota artystów
opierających swoją twórczość na poszukiwaniu i podążaniu za własną
intuicją może również łączyć wirtuozów z początkującymi. Istnieje
wszak nawet taka możliwość, że amator zabłyśnie autentyczniejszym
przejawem artyzmu od doskonale wyszkolonego technicznie
profesjonalisty-wyrobnika, który znudzony swoim zawodem wykonuje go
w pozbawiony duchowych napięć, mechaniczny sposób. Wydaje mi się,
że każdy, kto interesuje się sztuką, może przywołać sobie jakiś
przykład znudzonego profesjonalisty, który „bierze chałtury”, nie
tworząc oprócz tego niczego wartościowego.
Prywatność w muzyce przejawia się raczej w szczerości,
bezpośredniości i zaangażowaniu artysty niż w wirtuozerii i
ukazywaniu erudycji, choć te ostatnie przynoszą korzyści, gdy stają
się środkiem, a nie celem. W krąg muzyki prywatnej włączają się
zatem artyści, którzy odciskają w materii dźwiękowej swoje
niepowtarzalne piętno. Tym piętnem jest pewna tajemnicza
artystyczna intuicja, której nie można nauczyć się w sposób, w jaki
uczy się muzyki w szkołach. Paradoks muzyki prywatnej polega na
tym, że droga do odkrycia tego, co w sztuce prawdziwe i obiektywne,
wiedzie przez to, co jednostkowe.
Łódzki festiwal Musica Privata
Pomysł stworzenia festiwalu w Łodzi poprzedzał jego ostateczną
koncepcję związaną z ideą muzyki prywatnej. Wspólnie z Michałem
Rupniewskim już wcześniej czuliśmy potrzebę zainicjowania
wydarzenia pozwalającego prezentować i rozwijać ciekawe muzyczne
eksperymenty łódzkich twórców. Miały temu towarzyszyć inspirujące
występy i warsztaty prowadzone przez muzyków z
zewnątrz. Niczego takiego wówczas w naszym mieście nie było. Myśl o
muzyce prywatnej stała się dobrym katalizatorem na drodze wdrożenia
tego procesu w życie. Festiwal od początku miał nie tylko służyć
słuchaczom, ale również rozwojowi artystycznemu naszego środowiska.
Początkowo myśleliśmy głównie o prezentowaniu muzyki swobodnie
improwizowanej, ponieważ sami z nią eksperymentowaliśmy w zespole
Dźwięk-Bud, którego skład poszerzył się z biegiem czasu o kolejnych
muzyków: Gosię Bogusz (wiolonczela), Wojtka Woźniaka (didgeridoo,
flety) i Marcina Garncarka (saksofon). Granie nasze od początku
sprzeciwiało się dążeniu do uzyskania efektu w postaci określonej
stylistyki gatunkowej, było improwizacją bez poprzedzających
założeń rytmicznych czy harmonicznych. Wprawdzie nurt tego typu
muzyki rozwija się na świecie od lat sześćdziesiątych pod nazwą
free improvisation, ale nigdy świadomie nie naśladowaliśmy
poprzedników. Improwizację łatwo można było skojarzyć z ideą muzyki
prywatnej. Zakładam, że Mieczysław Kalinowski również improwizował
na harmonii, gdy zasiadał na pamiętnym tapczanie, w kierunku
którego krzyki kierowała żona.
Dwie pierwsze edycje festiwalu Musica Privata, zorganizowane w
klubie Bajkonur, prezentowały właściwie wyłącznie improwizację.
Szczególnie ciekawa i zróżnicowana była druga z tych edycji,
zorganizowana w 2013 roku – odbyły się wówczas wiele pamiętnych
koncertów: solowy koncert na syntezatorze zagrał Marcin Masecki,
wystąpiła Łódzka Orkiestra Biedafonowa (zespół grający na
instrumentach-samoróbkach zbudowanych przez Andrzeja
Czaplińskiego). Chciałbym tutaj wszystkich wymienić i opisać, ale
zajęłoby to zbyt wiele miejsca. Zamiast tego polecić mogę kanał
Musica Privata na Youtube.
Duży wpływ na elementy programu kolejnych edycji festiwalu
miał Kuba Krzewiński. Wcześniej znałem go jako skrzypka i
kompozytora związanego z Akademią Muzyczną w Łodzi. W trakcie
rozmowy doszliśmy do wniosku, że muzyka prywatna ma również swoje
przejawy w środowisku wyedukowanych kompozytorów i dobrze byłoby
zrobić coś razem, żeby program festiwalu był szerszy, a wzajemne
inspiracje między akademikami i amatorami mogły się przenikać.
Nawiązaliśmy współpracę, w ramach której Kuba stał się łącznikiem
między tym, co robiliśmy do tej pory, a światem twórców wywodzących
się z akademii. Uznaliśmy, że dobrze będzie stworzyć okoliczności
sprzyjające temu, by twórcy i słuchacze niestykający się z dość
hermetycznym środowiskiem akademików mieli okazję zapoznać się z
najnowszymi poszukiwaniami kompozytorów, które coraz częściej idą w
kierunku eksperymentowania. Mieliśmy również nadzieję, że muzycy i
kompozytorzy z akademii otworzą się na środki improwizacji i sztukę
amatorów.
Pierwszy rok organizacyjnej współpracy z Kubą Krzewińskim
zaowocował wykonaniem utworów łódzkich kompozytorów: Marcina
Stańczyka, Artura Zagajewskiego oraz samego Kuby. Ciekawą
inicjatywą było również wykonanie kompozycji In C Terrego Rilleya.
Do wykonania tego utworu, który pozostawia wykonawcom pewną swobodę
działań, zostały zaproszone wszystkie osoby potrafiące odczytać
prosty zapis nutowy. W wyniku tego powstała orkiestra złożona z
około dwudziestu muzyków grających na różnych instrumentach, wśród
nich byli zarówno profesjonaliści, jak i amatorzy. Wypada również
wspomnieć o przestrzeniach, w których odbywały się te koncerty.
Były to ogromne, opuszczone pofabryczne hale Widzewskiej
Manufaktury. Specyficzne, pochodzące z doznania wzrokowego wrażenie
przywodzące na myśl zatrzymanie się czasu, odczuwane w tych
miejscach, niewątpliwie wpływało na odbiór samej muzyki. Ogrom
przestrzeni powodował, że potęgowany pogłosem dźwięk dochodził do
słuchacza nie tylko od strony instrumentu, lecz zewsząd, tak jakby
to cała fabryka grała swoją konstrukcją.
Kolejny rok festiwalu przyniósł kolejne rozszerzenie
prezentowanej stylistyki. Do instrumentalnej i elektronicznej
muzyki improwizowanej i współczesnej muzyki komponowanej dolączyła
muzyka ludowa pod postacią łódzkich zespołów Odpoczno i Miejskie
Darcie Pierza. Zamierzamy nadal iść w kierunku odnajdowania
prywatnego pierwiastka w różnych środowiskach. Nie widzimy
potrzeby, żeby się ograniczać do jednego kręgu, ponieważ sądzimy,
że zarówno wiejskiego muzykanta, improwizatora, jak i
wyrafinowanego, znanego na całym świecie kompozytora muzyki
poważnej może coś łączyć – tym czymś jest wspólna intuicja.
Oczywiście trudno tu wyznaczać sztywne granice, które pozwalałyby
dokonywać ścisłych podziałów na to, co jest sztuką prywatną, a co
nią nie jest. W osądzaniu tego zdajemy się na własne doświadczenie,
a w ostatecznym rozrachunku na prywatną intuicję, której głębsze
zrozumienie i dalsza eksplikacja wciąż pozostaje naszym
celem.
Paweł Sokołowski – ur. w 1987 r., łodzianin pochodzący z Myśliborza. Ukończył filozofię na Uniwersytecie Łódzkim, swoją pracę magisterską poświęcił myśli G.W. Leibniza. Muzyk samouk – od lat dziecięcych grał na gitarze. W czasie studiów porzucił ten instrument dla saksofonu. Współtworzy zespoły muzyczne: Hybrida Conclusio, Dźwięk-Bud, Octopus Paganini. Uczestniczył w wielu sesjach muzycznych współpracując z twórcami z całego świata. Zajmuje się również animacją kultury. Jest twórcą i współorganizatorem łódzkiego festiwalu Musica Privata.