Giełda – mówi o Festiwalu Szkół Teatralnych JACEK PONIEDZIAŁEK, aktor teatralny i filmowy, który reżyseruje „Laleczkę” Tennessee Williamsa – spektakl dyplomowy Wydziału Aktorskiego Szkoły Filmowej w Łodzi. Przedstawienie zobaczymy podczas festiwalu.
– Nie ma co się oszukiwać, on jest przede wszystkim konkursem:
kto się sprawdzi, kto okaże się lepszy, kogo zeżre trema? Giełda –
mówi o Festiwalu Szkół Teatralnych JACEK PONIEDZIAŁEK, znany ze
współpracy z Krzysztofem Warlikowskim aktor teatralny i filmowy,
reżyser, tłumacz, pisarz, który reżyseruje „Laleczkę” Tennessee
Williamsa – spektakl dyplomowy Wydziału Aktorskiego Szkoły Filmowej
w Łodzi. Przedstawienie zobaczymy w maju właśnie podczas
festiwalu.
Aleksandra Mikinka: – Jak to się stało, że reżyseruje
pan szkolny spektakl?
Jacek Poniedziałek: – Półtora roku temu w
Opolu reżyserowałem „Szklaną menażerię” Williamsa. Usłyszała o tym
moja koleżanka, Iza Kuna. Studenci ostatniego roku łódzkiej szkoły
poprosili ją, by poleciła im kogoś, z kim mogliby przygotować
dyplom, a ona wskazała mnie. Pojechali do Opola i przedstawienie
najwidoczniej przypadło im do gustu... Tak się zaczęło.
Jak powinna wyglądać współpraca między reżyserem i
aktorami, czyli miedzy panem i studentami?
– Potrzebna jest szczerość, bezpośredniość, „ludzki” rodzaj
komunikacji. Jestem reżyserem, ale też aktorem, czyli jednym z
nich, chociaż oczywiście dwukrotnie starszym. Każdy z nas ma swoje
doświadczenia, opinie, pamięć emocjonalną, rodziny, przyjaźnie... Z
czasem jest tego cały ocean. Wszystko to wzbogaca nas i uczy,
stanowi doskonałą bazą do tego, by razem stworzyć coś na scenie.
Spektakl musi być wypadkową naszych wrażliwości. Nikt nie jest
ważniejszy od pozostałych. Jesteśmy na „ty”, nie wstydzimy się
mówić głośno o swoich spostrzeżeniach i wątpliwościach. Myślę, że
panują między nami koleżeńskie stosunki.
Czym różni się praca ze studentami od pracy z
zawodowymi aktorami?
– Długo przed „Laleczką” pracowałem z uczniami w policealnym
studium L’art Leszka Zdybała w Krakowie. Nauczyłem się wtedy, że to
bardzo trudna i wymagająca robota. Niektórym adeptom i młodym
aktorom trzeba wiele rzeczy tłumaczyć dłużej, dokładniej, z większą
dozą cierpliwości. Mam na myśli pewne techniki bądź emocje, które
dla doświadczonego aktora są znane i jasne. Z drugiej strony ten
wysiłek równoważony jest przez ogromną energię, ekspresję,
nieposkromioną chęć grania, uczenia się, doświadczania wszystkiego
dookoła, jaką przejawiają młodzi. Żarłoczność młodości!
W jednym z wywiadów powiedział pan, że „Laleczka”
porusza wciąż żywe, elektryzujące tematy.
Jakie?
– Nie chciałbym uchodzić w oczach czytelników za moralistę,
społecznika czy człowieka totalnie zaangażowanego politycznie, ale
są takie tematy, które dotykają mnie w sposób szczególny, budzą mój
sprzeciw i prowokują moją ekspresję. Właśnie tak jest z „Laleczką”
i całą twórczością Williamsa. Porusza ona tematy wciąż żywe i
bolesne, które rażą i irytują, chociażby w takim mieście jak Łódź.
W „Laleczce” mamy rzeczywistość syndykatów, czyli dzisiejszych
korporacji, które prowadzą do upadku małych firm rodzinnych,
monopolizując rynek przetwórstwa bawełny i pozbawiając ludzi
środków do życia, prowadząc do ubożenia wielkich grup społecznych.
Tak jak w Łodzi cały ten przemysł upada, a ludzie popadają w nędzę.
Wszyscy są zadłużeni. Wszystkim głód zagląda w oczy. Główny bohater
traci pieniądze, meble, dobytek życia. Tematem sztuki jest bieda,
utrata godności i wynikająca z nich desperacja, która czasami
popycha nas do agresywnych, przestępczych czynów wobec innych, do
zatracenia naszego człowieczeństwa.
Znamienne, że spektakl grany jest w mieście znanym z
afery „dzieci w beczkach”...
– To całkowity przypadek. Podobieństwa zauważyłem później, ale
im dłużej tu jestem, tym bardziej Łódź wydaje mi się dla tej sztuki
idealnym miejscem. Tu jak w soczewce skupiają się wszystkie
problemy trawiące polskie społeczeństwo.
„Laleczka” bierze udział w Festiwalu Szkół
Teatralnych. Czy ten festiwal spełnia równie ważną rolę, co kiedyś?
Czym jest dziś dla młodych aktorów?
– Myślę, że najważniejszą funkcją festiwalu jest rywalizacja.
Nie ma co się oszukiwać, on jest przede wszystkim konkursem: kto
się sprawdzi, kto okaże się lepszy, kto gorszy, kogo zeżre trema,
kto wykaże się odpornością psychiczną? Giełda. Ale trzeba przyznać,
że reżyserzy, producenci i twórcy filmów czy seriali naprawdę tu
przyjeżdżają, więc dla aktora to świetna okazja do wybicia się,
pokazania swojej osobowości. Nagrody też są ważne, ale ta możliwość
„pokazania się” filmowemu światu jest chyba najważniejsza. Przecież
obejrzy ich – a w tym nas – tak zwana cała Polska!
Rozmawiała: Aleksandra Mikinka
Foto: Dariusz Kulesza
Jacek Poniedziałek wzbudził poruszenie ostrymi
wypowiedziami na temat Łodzi, które wygłosił na początku kwietnia
podczas spotkania z dziennikarzami w Teatrze Studyjnym. Oto jak
postrzega Łódź:
Wyrosłem z biednego środowiska, w którym nie wiadomo było,
co się będzie jadło następnego dnia. Wyniosłem stamtąd bogactwo
ludzkich doświadczeń, przeżyłem i dno, i same szczyty. Po
wypudrowanych spektaklach Warlikowskiego mam potrzebę robienia
teatru, w którym jest brudno. Jak w Łodzi, która jest Polską w
pigułce. Bogusław Linda nazwał ją miastem meneli: ja bym tak nie
powiedział, ale rzeczywiście jest to miasto strasznej społecznej
patologii. Jest tutaj bardzo mało miejsc, w których człowiek się
czuje bezpiecznie. I ja tych ludzi nie atakuję, tylko im
współczuję. Nikt nie dał im wizji, nie stworzył im żadnych
warunków, do niczego ich nie zachęcił, mimo że wszyscy mają usta
pełne frazesów, że trzeba im coś dać i pomóc; że po tym, jak
skończyło się włókiennictwo, skończył się przemysł filmowy, trzeba
to miasto na nowo uruchomić. Dziś nie wiadomo, co to za miasto.
Miasto knajp? Nie ma jednego spajającego pomysłu. Ale to nie jest
atak. Po prostu jestem zirytowany tym, że tyle lat minęło od
transformacji i nic się tutaj właściwie nie stało. Władze miasta
wyremontowały ulicę Piłsudskiego, postawiły ten wielki przystanek
tramwajowy, a ja się zastanawiam, po co. Komu jest potrzebny tak
wielki przystanek, który nie wiadomo ile kosztował, jeżeli ludzie
tu nie mają co jeść. I widzę tych od rana pijanych, brudnych,
agresywnych, sfrustrowanych ludzi stojących przed odrapanymi
kamienicami. Ja ten świat znam – jest mi bliski, o takim świecie
chcę opowiadać.