Nie chce mi się wstawać, gdy sąd idzie. Jeśli już, to żeby uciekać jak najdalej. Inteligentni inaczej, pozbawieni poczucia sprawiedliwości, trzymający się sztywno litery (a nie ducha) prawa sędziowie skutecznie zniechęcają do państwa i prawa.
Przypadek komornika, który zajął i szybko sprzedał ciągnik
należący do sąsiada dłużnika, zbulwersował ostatnio opinię
publiczną. Rolnik stracił 100 000 złotych i nic nie można na to
poradzić. Sąd, do którego zaskarżył egzekucję, umorzył sprawę, bo
skoro ciągnika już nie ma, to nie ma nad czym deliberować. Komornik
może sobie zabierać, co chce, byle zdążył sprzedać przed
sprawą.
Okazało się, że słynny już komornik (oczywiście z Łodzi)
wykreował sobie całkiem dobry sposób zarabiania i stosował go już
nie raz. Kiedyś zajął samochód, którym przyjechał do kancelarii
tłumaczący się z czegoś dłużnik. Samochód był pożyczony, co nie
przeszkodziło w zajęciu komorniczym. Teraz właściciel auta spłaca
kredyt za samochód, którym jeździ sobie jakiś znajomy
komornika.
Takich historii w prasie, telewizji i Internecie są
dziesiątki. Elżbieta Jaworowicz mogłaby nadawać swój program 24
godziny na dobę, a i tak wystarczyłoby jej tematów. Wymiar
sprawiedliwości przestaje w Polsce funkcjonować. Zbyt daleko idące
uogólnienie na podstawie jednostkowego przypadku? Ależ proszę
bardzo więcej przykładów: młody chłopak dziedziczy po zmarłym ojcu
dług - 60 tysięcy. Dług powstał, bo ojciec nie płacił przez
kilkanaście lat... alimentów na syna. Teraz syn musi zapłacić
Funduszowi Alimentacyjnemu astronomiczną kwotę. Spadku zrzec się
nie może, bo ojciec umarł gdzieś daleko i brakuje jakichś
dokumentów. Sąd nic na to nie poradzi. Fakt, że chłopak jest
niewidomy, jest ze strony losu ironiczną wariacją na temat
Temidy.
Sam zaznajomiłem się ostatnio z sądowymi korytarzami i salami
rozpraw. W naiwności swej sądziłem, że znajdę tam sprawiedliwość.
Znalazłem biurokratyczną mitręgę, dodatkowe koszty i upokorzenia. I
z uporem powtarzane przez niedouczonych prawników słowa: wyrok z
dnia któregoś tam stycznia dwutysięcznego piętnastego roku...
oczywiście zawsze na moją niekorzyść. Popraw takiego, że mówi się:
dwa tysiące piętnastego - dostaniesz jeszcze karę porządkową.
W sądach walczyłem z policją i jej nowym zwyczajem zaczajania
się na pieszych, by wlepić im mandat. Mamy w Łodzi czas remontów,
sporo zamkniętych ulic, sporo ulic zakorkowanych. I to właśnie tam
na swe ofiary czekają panowie policjanci. To nic, że ulica kończy
się za 50 metrów płotem (np. Nowotargowa) - na rogu i tak działają
światła i masz czekać. To nic, że samochody stoją w korku i szybko
nie ruszą - masz stać na czerwonym i wdychać spaliny. Na Tuwima to
już cały przemysł mandatowy, w którym policja rywalizuje ze Strażą
Miejską. Kto szybciej wypełni normę mandatów zapisaną w
budżecie?
Postanowiłem nie przyjmować mandatów (akurat trafiły mi się
dwa) i walczyć. Myślałem, że elokwencją i logiczną argumentacją
przekonam sąd do swoich racji. A tu ściana: przeszedł pan na
czerwonym? Mandat słuszny, okoliczności nie grają roli. A gdyby
światło było zepsute? Nie rozmawiamy o tym, co by było gdyby. I
pięć stron uzasadnienia wyroku z taką liczba błędów językowych, że
można mieć wątpliwości co do zdania przez panią sędzię matury. A
może, by zostać sędzią, nie trzeba wcale matury? Sam już nie
wiem... w zasadzie przy takim podejściu wystarczyłby woźny.
Prawo zaoczne, prawo dzienne, prawo wieczorowe - w
"Paragrafie" kształcenie prawników trwa na trzy zmiany. Perspektywa
dobrych zarobków, immunitetu i jeszcze lepszej emerytury przyciąga
wielu. Niestety, są to na ogół uczniowie przeciętni, tacy, co to
każdy przedmiot na czwórkę zaliczą, mają ładny zeszyt i nie
sprawiają kłopotów wychowawczych. Dobrze opanowują materiał, za to
z kombinowaniem gorzej. Konformizm, którego nauczyli się w szkole,
pogłębiają na mocno pamięciowych studiach. Nic dziwnego, że jedynym
ich problemem jest znalezienie paragrafu, który pozwala odepchnąć
od siebie problem. Może i prywatnie przyznałbym panu rację, ale
takie są przepisy...
Najgorsze, że sądy są w Polsce niezależne, nie można z nimi
dyskutować i nie ma się komu na nie poskarżyć. Gdy dostałem karę
porządkową, próbowałem interwencji u prezesa sądu - stwierdził, że
to nie jego sprawa. To samo sąd wyższej instancji. W praktyce,
jeśli pani sędzia ma zły dzień, może ci wlepić nawet 5000 zł kary
za byle przewinienie i bardzo trudno się z tego wyplątać. To już
temat na kolejny epizod filmu Dzikie historie - pamiętacie
inżyniera Bombkę? Bezradność wobec prawników rodzi samosądy lub
nerwice. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby wspomniany rolnik
pożyczył od sąsiada traktor i wjechał nim w budynek sądu.
Za co dostałem karę? Za uporczywe patrzenie sądowi w oczy
nienawistnym wzrokiem. Oczywiście pani sędzia nie umiała tak tego
ująć. Z akt sprawy: Obwiniony nieprzerwanie patrząc się na
Przewodniczącą z mimiką twarzy i wzrokiem mogącym wzbudzić strach
bardzo powoli i po kilkukrotnym wezwaniu do opuszczenia Sali,
obwiniony opuścił salę. Gdy się to czyta, człowiek tęskni do
średniowiecza. Wtedy sądy sprawował władca, przed którym można było
paść na kolana i przedstawić swoje racje. Jeśli był to Bolesław czy
Kazimierz Sprawiedliwy, Wielki czy Mądry - miało się szczęście,
jeśli zasłużył sobie na przydomek Groźny lub Szalony - mogło być
gorzej. Ale jakaś szansa była... dzisiaj pozostaje nam tylko Sąd
Ostateczny.