Łodzianie lubią swoje domy kultury. Ale są też tacy, którzy pragną je
reformować albo zamykać. Pracownicy i dyrektorzy bronią instytucji jak
niepodległości, bo wiedzą, że nikt nie stanie w ich obronie.
Łodzianie lubią swoje domy kultury. Ale są też tacy, którzy pragną
je reformować albo zamykać. Pracownicy i dyrektorzy bronią
instytucji jak niepodległości, bo wiedzą, że nikt nie stanie w ich
obronie.Rodzice, którzy za młodu korzystali z oferty domów kultury, po
latach przyprowadzają tu swoje dzieci. Te wpisane w krajobraz
dzielnicy placówki postrzegane są jako żywe i przyjazne miejsca.
Nie słychać o aferach, domami kultury nie kręcą macherzy od
publicznych pieniędzy czy polityczni żonglerzy synekur. W domu
kultury instruktorzy są sympatyczni i lubią dzieci, a opłaty są
niskie, bywa, że uczestnictwo w wydarzeniach jest darmowe. Zajęcia
z plastyki czy śpiewu prowadzone są przez zawodowców wykształconych
w wyższych szkołach artystycznych, którzy na wolnym rynku byliby
nieosiągalni dla niebogatych łódzkich rodzin. Za pół darmo można
poćwiczyć aerobik czy zumbę. Wysoki poziom zaufania publicznego to
efekt dziesięcioleci pracy animatorów i instruktorów, działania
konsekwentnego, codziennego i przemyślanego pod kątem potrzeb
odbiorców. Długofalowej pracy u podstaw na polu kultury nie dałaby
rady prowadzić żadna inna organizacja. Stowarzyszenia i fundacje od
niedawna mają możliwość starania się o granty, ale są one
przeznaczone na projekty ograniczone w czasie. Instytucja
publiczna, otrzymująca stałą dotację z kasy miasta, ma moc
prowadzenia działań systematycznie. Pieniądze co prawda w całości
wydawane są na wynagrodzenia i część utrzymania budynków, ale to
temat na osobny komentarz. Zresztą pracownik domu kultury również
szuka pieniędzy w ministerstwach, funduszach unijnych, fundacjach,
korporacjach. Pisze wnioski i otrzymuje granty. Domy i ośrodki
kultury idą z duchem i możliwościami czasu. Dlatego też łódzkie
instytucje mają się dobrze. Ale nic by się nie stało, gdyby ich nie
było.
Niewielka jest wiedza łodzian, mediów, a czasem i decydentów o
tym, co w instytucjach kultury się dzieje. Dzieci tańczą, młodzież
śpiewa, senior ćwiczy jogę, ale czy to wszystko musi być opłacone z
naszych podatków zabranych za znojną i niewdzięczną pracę?
Dziennikarze nie interesują się domami kultury z nieznanych
przyczyn. Bo może nie ma tu gwiazd albo afer. Bo zachwyty
pasjonatów sztuk to nie jest poważny temat dla telewizji i gazet.
Czego zwykły konsument szumu informacyjnego dowie się o domach
kultury? Gdyby zniknęły, widz by tego braku nie zanotował.
Środowisko domów kultury nie ma siły przebicia w mediach i
reklamie, bo na plakat i ogłoszenie w prasie trzeba mieć pieniądze.
Słabe są też jego znajomości z dziennikarzami czy radnymi, bo ci
się w domach kultury nie pojawiają. A że od rana do wieczora przez
te instytucje przewija się kilkadziesiąt, a przy okazji większej
imprezy, setki osób, tego prawie nikt nie zauważa. Podobnie jest z
wiedzą o aktywności w poszukiwaniu dodatkowych źródeł finansowania
czy partnerskiej współpracy z organizacjami pozarządowymi. Politycy
nie interesują się domami kultury, bo to na szczęście mało pożywny
kąsek dla szukających dobrej pensji za lekką pracę.
Gdyby uznano, że domy kultury są niepotrzebnym wydatkiem i
nieznane są wymierne korzyści z ich utrzymywania, mogłyby zostać
zamknięte. Ich sens jednak nie opiera się na zysku ekonomicznym,
ich utrzymywanie jest obowiązkiem państwa. Wynika z ustawy o
organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej. Stąd też
zadaniem gminy jest wspieranie kultury. A właśnie domy kultury
upowszechniają i promują kulturę w tym podstawowym, lokalnym
wymiarze. Bez ich aktywności i obecności odcięlibyśmy się od źródeł
rozwoju człowieka tkwiących nie w górnolotnie pojętej kulturze –
poezji czy muzyce, ale właściwej każdemu ciekawości świata,
talencie, pasji, zwykłej wrażliwości czy dialogu z innymi.
Najważniejszą obecnie sprawą dla domów kultury jest ich
funkcjonowanie obok przemian prawnych i organizacyjnych. Po upadku
realnego socjalizmu same organizowały się w nowej rzeczywistości,
dopasowując się do realiów ekonomicznych i cywilizacyjnych. Ominęły
je szczegółowe regulacje. Biblioteki i muzea działają na podstawie
odrębnych ustaw, a ośrodki kultury są traktowane z jednej strony
jak instytucje publiczne, bo takimi są, z drugiej jak zwykłe firmy.
Dom kultury doświadcza wszystkich uciążliwości obu podejść.
Zobowiązany dbałością o pieniądz publiczny, składa zapytania
ofertowe nawet na pudełko kredek, a przy remoncie dachu dyrektor
przeprowadza tę samą procedurę przetargową co minister przy budowie
autostrady. Poza tym domu kultury dotyczą te wszystkie
zobowiązania, co każdego przedsiębiorstwa: od funduszy socjalnych,
przez składki zdrowotne, rentowe aż do podatkowych. Do tego
dochodzą przepisy, które prowadzą do powiększania kosztów
funkcjonowania instytucji. Takie procesy, jak postępowanie
przetargowe, administrowanie danymi osobowymi, przygotowanie i
prowadzenie kontroli zarządczej, prawidłowe prowadzenie archiwum
zakładowego –wymagają zaangażowania wykwalifikowanych pracowników,
na których domy kultury nie mają pieniędzy. Pozostaje zlecić
opracowanie tych procedur i dokumentów prawnikom i specjalistom od
finansów publicznych, tylko czy na tego rodzaju działalność powinny
płynąć środki z domów kultury?
Dochodzą do tego jeszcze prawa kilku stowarzyszeń branżowych,
które na mocy ustawy mogą pobierać opłaty. Odtworzenie płyty z
muzyką na zajęciach dla przedszkolaków generuje zobowiązania
finansowe wobec autora muzyki, wykonawcy i producenta nagrania.
Dyrektorzy instytucji modlą się, żeby jakieś stowarzyszenie, które
nie odróżnia domu kultury od supermarketu, nie znalazło ich
placówek w książce telefonicznej. Wymagania prawne i formalne,
którym podlega kierownictwo instytucji kultury, powodują komiczną
sytuację. Dom kultury, zatrudniający na etacie kilka osób,
najwięcej sił i środków trawi na tworzenie regulaminów, zarządzeń i
pilnowaniu się, aby nie podpaść kontrolerom. To powoduje, że
instytucja działa wyłącznie dla siebie, a nie dla celów, dla
których została powołana. Na szczęście domy kultury mają się
dobrze.
Mateusz Sidor jest dyrektorem Ośrodka Kultury
"Górna"