– Nie jestem łodzianinem z dziada pradziada, ale czuję, że to jest w stu procentach moje miasto. Mogę się nazwać łodziofilem czy nawet lodzermenschem – mówi Tomasz GOŁĘBIEWSKI, koncertmistrz Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Łódzkiej, lider Grohman Orchestra i twórca festiwali koncertowych w łódzkich fabrykach, który obchodzi w tym sezonie trzydziestolecie działalności artystycznej.
– Co mnie łączy z Ulą z „Kości, które nosisz w kieszeni”? W wielu miejscach pokrywają się nasze historie, ale też sposób odczuwania świata, myślenia czy stosunki rodzinne. Z drugiej strony te styki się rozmywają. W porównaniu do Uli pochodzę z rodziny uprzywilejowanej, nie miałem takiego hardcorowego dorastania – mówi Łukasz BARYS, pochodzący z Pabianic laureat Paszportu „Polityki”.
W 2017 roku Łódź przyjęto do sieci miast kreatywnych UNESCO i przyznano prestiżowy tytuł Miasta Filmu. Zaledwie dwa lata wcześniej to samo wyróżnienie otrzymał Rzym. Łódź i Rzym to miasta skrajnie odmienne pod każdym względem: politycznym, historycznym, ekonomicznym i kulturalnym. Jeśli chodzi o branżę filmową, różni je przede wszystkim skala działań. Rzym to stolica dużego kraju – tu koncentrują się potencjał intelektualny oraz państwowe i prywatne środki inwestowane w produkcję filmową, co stawia kinematografię w dużo lepszej kondycji (setki kręconych filmów fabularnych i dokumentalnych, komercyjnych i niezależnych). Łódź jest z kolei miastem wojewódzkim, które usiłuje budować tożsamość wokół bogatych tradycji filmowych. Paradoksalnie jednak drogi, którymi podąża rozwój kultury filmowej w obu miastach, są podobne.
Nawet decydenci oficjalnie przyznają (a przynajmniej publicznie nie zaprzeczają), że kultura jest ważnym narzędziem kształtującym rzeczywistość społeczną. Dlatego władzy zależy, aby formułować politykę kulturalną w postaci dokumentów wyznaczających priorytety dla podległych jej instytucji. Miasto musi jednak rozstrzygnąć, czy kultura będzie dodatkiem do jego budżetu marketingowego, czy może ważniejsze jest, żeby głębiej wejść w lokalną społeczność. Z jakiej zatem strategii rozwoju wynika idea Miejskiej Strefy Kultury powstałej przez połączenie pięciu placówek mimo gwałtownego sprzeciwu ich pracowników?
Sasi inspirowali się obyczajowością sarmacką, Polacy – saską kuchnią i manierami, a działający na ziemiach polskich niemieccy artyści wnieśli trwały wkład w europejskie dziedzictwo kulturowe. Odbudowa saskiego zajazdu w Kutnie, w którym bywał August III, ma być pretekstem do poprawy stosunków polsko-niemieckich.
Choć historia sztuki kojarzonej z Łodzią chlubi się emblematem artystycznej awangardy, to warto przypomnieć zupełnie inny, choć także oryginalny fragment dorobku łódzkich artystów. To twórczość tzw. łódzkiej szkoły realizmu. W obrazach Wiesława Garbolińskiego, Jerzego Krawczyka, Benona Liberskiego, Barbary Szajdzińskiej-Krawczyk i Józefa Skrobińskiego pejzaż Łodzi nie był bynajmniej standardowo „malowniczy”. Monotonne fabryczne ulice, szare niebo, kominy, bezład zabudowy, gdzieniegdzie skrawek zapomnianej zieleni – tak łódzcy artyści interpretowali osobliwość miasta, niewątpliwie wówczas zaniedbanego, zatrzymanego w złym czasie.
– Na nowo pokochałem swoją siostrę. Spojrzałem na nią inaczej i jeszcze raz dostrzegłem jej piękną głębię. To dla mnie najważniejsze – mówi Marcel BALIŃSKI, współautor projektu „WSPÖŁGŁØSY. Chööör i Kwintet Marcela Balińskiego”, zrealizowanego wspólnie przez chór osób z niepełnosprawnościami intelektualnymi i doświadczonych muzyków improwizatorów: Rafała Różalskiego, Bartosza Szablowskiego, Bartosza Skibińskiego, Marcina Zabrockiego i Jakuba Gutkowskiego.
Środowisko teatru offowego i amatorskiego funkcjonuje praktycznie bez pieniędzy, autorskie spektakle powstają w wyniku grupowego działania, aktorzy mówią od siebie, własnym językiem. Najważniejsze jest tu zaangażowanie, oddanie się teatrowi niemal bez reszty. Mimo to wydaje się, że off w ostatnich latach stracił na znaczeniu jako alternatywny głos w kulturze, punkt odniesienia, istotne źródło refleksji i prawdy o rzeczywistości, dzisiejszym tu i teraz. Teatralna awangarda jest gdzie indziej, a termin „niezależność” zaanektowali aktorzy zawodowcy szukający swojego miejsca poza instytucjami.
Film w 3D chyba nikogo już dziś nie ekscytuje. Wrażenie przestrzenności, zanurzenia w świecie przedstawionym wydaje się średnio przekonujące, a przy tym trzeba nosić niewygodne okulary, czasem po seansie boli głowa. Mimo to filmowcy z Pracowni S3D w Laboratorium Narracji Wizualnych Szkoły Filmowej w Łodzi postanowili udowodnić, że w stereoskopii tkwi wielki artystyczny potencjał.
– Nie jest dla mnie najważniejsze proponowanie czegoś nowego, raczej podążam za tradycją wykonawczą. Dążę do pełnego zrozumienia muzyki i całkowitego oddania się tekstowi. Dopiero na tym buduję własną interpretację – mówi Michał Balas, urodzony w 2001 r. w Krakowie student akademii muzycznych w Łodzi i Bazylei, zwycięzca I Ogólnopolskiego Konkursu Wiolonczelowego im. Dominika Połońskiego w Łodzi.