Kalejdoskop - artykuły | Kalejdoskop kulturalny regionu łódzkiego
Ten film jest eksperymentem badawczym, zaś materią do testów – przepastne archiwum Wytwórni Filmów Oświatowych w Łodzi, czyli blisko pięć tysięcy tytułów. Na początku hipotezą artystyczną była próba opowiedzenia „Solaris” Stanisława Lema za pomocą materiałów filmowych, które nakręcono w zupełnie innym kontekście i z inną intencją.
Sztuka nie upowszechnia się sama i dobrze wiedzą o tym twórcy, których tradycja każe jeszcze nazywać malarzami, rzeźbiarzami, grafikami, choć dziś są to po prostu „artyści wizualni”. Jakkolwiek jednak byśmy ich nie nazwali, muszą istnieć publiczne miejsca, w których mogą pokazać swoją twórczość, niekoniecznie tylko z ich osobistej potrzeby. Istnienie galerii jest dla artystów szansą i warunkiem ich rozmowy z widzem. Sensem ich pracy twórczej. Ale też tęsknotą i nadzieją, bo artyści skarżą się na przepaść, jaka rośnie pomiędzy ich twórczą gorliwością a rosnącym deficytem galeryjnych przestrzeni.
– Współczesne dramaty jakoś mi się nie podobają. Przeszkadza mi, że są mało fabularne. Zwykle przedstawiany jest jakiś problem i postaci, które mają się pojawić na scenie, wypowiadają kwestie związane z tym tematem. Te teksty są dyskursywne, publicystyczne – mówi ŁUKASZ BARYS, laureat Nagrody Dramaturgicznej im. Tadeusza Różewicza za sztukę „Szwaczka” w II edycji konkursu organizowanego przez Teatr Miejski w Gliwicach. Młody pisarz pochodzi z Pabianic. Jest laureatem Paszportu „Polityki” za powieść „Kości, które nosisz w kieszeni”. Od blisko dwóch lat pisuje felietony do „Kalejdoskopu”.
– W ostatnich latach zaczęłam zmieniać swój repertuar, co było podyktowane obserwacją rozwoju mojego głosu. Zaczynałam śpiewać jako sopran liryczno-koloraturowy, wykonywałam m.in. opery Mozarta oraz utwory Karola Szymanowskiego. Obecnie sięgam po role dramatyczne, „Traviata” jest więc dla mnie odpoczynkiem od ciężkiego repertuaru – mówi sopranistka IWONA SOBOTKA, która wystąpi w premierze „Traviaty” Verdiego w Teatrze Wielkim w Łodzi.
Przyglądamy się fenomenowi tańca i muzyki tradycyjnej, które coraz więcej zwolenników znajdują w mieście. Młodzi ludzie, często wykształceni muzycznie, dają się porwać wirowi oberków, mazurków i polek – uczą się grać, uczą się tańczyć. Zanikająca kultura wsi staje się językiem budującym subkulturę miejską. To sięganie do korzeni, czasem bardzo głęboko, jest wyrazem potrzeby poszukiwania tożsamości, oparcia się na czymś prawdziwym w czasach rozmywania się standardów i hierarchii.
Teatr często sięga dziś po antyczne tematy. Przepisuje je jednak na współczesne okoliczności. Nieobecny w życiu syna ojciec zajmuje dziś miejsce gromowładnego Zeusa. Opuszczona matka, która domaga się kary na ojcu dlatego, że ją opuścił, staje się odpowiednikiem Klitajmestry. Dla Krzysztofa Warlikowskiego, Michała Zadary czy Marcina Libera osobisty stosunek do tekstu antycznego pozwala odkrywać w nim współczesne traumy: kryzys relacji rodzinnych, odrzucenie inności czy fundamentalizm religijny.
Zaprezentowane w ramach 33. edycji Festiwalu Mediów Człowiek w Zagrożeniu filmy dokumentalne, a także reportaże telewizyjne i radiowe po raz kolejny potwierdziły smutną prawdę zawartą w nazwie łódzkiej imprezy. Przedstawione w nich niepokoje i lęki składają się na obraz świata naznaczonego konfliktami, nietolerancją, nierównościami społecznymi oraz patologiami życia społecznego i publicznego.
– Najbardziej autentycznym świadectwem dawnej muzyki są zapisy muzyczne, ale zapis sam nie zaśpiewa ani nie zagra. Do interpretacji potrzebny jest klucz – to mogą być źródła pisane: traktaty, świadectwa z epoki, z których dowiadujemy się, jak odczytywać takie zapisy. Druga rzecz to przekaz ustny – mówi Bartosz IZBICKI, lider obchodzącego 10-lecie męskiego zespołu Jerycho, który wskrzesza sztukę średniowiecznej polifonii, wykonując również utwory barokowe. Ostatnio grupa wydała płytę z muzyką Cypriana Bazylika, której współwydawców jest Łódzki Dom Kultury.
Kultura zawsze pozostaje na końcu listy ważnych spraw polityków dysponujących publicznymi pieniędzmi. Z konsekwencjami takiej sytuacji każdego dnia mierzą się osoby pracujące na zapleczu kultury przy organizowaniu koncertów, wystaw, spektakli, festiwali, spotkań, warsztatów, przy wydawaniu książek i produkcji filmów. Wykonują mnóstwo czynności: od aktywności twórczych, jak wymyślenie idei przedsięwzięcia, programu imprezy, przez zmagania z papierologią, po działania prozaiczne typu sprawdzenie biletów czy posprzątanie terenu. Ich praca na ogół jest niewidoczna, traktowana z pobłażliwym lekceważeniem i opłacana na poziomie najniższej krajowej. Dlaczego zatem ludzie legitymujący się rozległą wiedzą, wysokimi kwalifikacjami, świetnie radzący sobie w trudnych, kryzysowych sytuacjach, godzą się na takie warunki?
Ksenia Stasiak, dyrektor Muzeum im. Jerzego Dunin-Borkowskiego w Krośniewicach, w kwietniu roztaczała wizję rozwoju placówki bogatej unikatowymi zbiorami – informowała o planach zorganizowania ciekawej wystawy czasowej i kontynuowania dobrych tradycji instytucji. Zgodnie z opracowaną przez nią strategią muzeum miało lepiej wykorzystywać internet i rozwinąć działalność promocyjną. Wiele miesięcy później zapowiadanych zmian jednak nie widać, a można wręcz odnieść wrażenie, że muzeum padło ofiarą jakiejś organizacyjno-zarządczej dysfunkcji.